Złośliwa Staruszka

twojacena.pl 21 godzin temu

Zrzędliwa staruszka

Krystyna wysiadła z taksówki i czekała, aż z auta wysiądzie mała Zosia.

— Dziękuję — podziękowała taksówkarzowi, wzięła córkę za rękę i powoli ruszyły w stronę klatki. Na niskim ganku siedziały dwie starsze panie.

— Dzień dobry — przywitała się Krystyna.

— Dzień dobry — odpowiedziała jedna z kobiet. — Do kogo to takie piękności idą w gości?

Krystyna tylko się uśmiechnęła. Otworzyła domofon kluczem i weszła z córką do środka. Ledwie drzwi się zamknęły, jedna z kobiet powiedziała donośnym głosem, iż pół godziny temu widziała dwóch młodych mężczyzn wnoszących do klatki jakieś kartony i torby.

— Nowi lokatorzy wprowadzają się do mieszkania nad tobą, to co Kowalscy wynajmują. Więc trzymaj się, Maryś, bezsenne noce masz jak w banku — odparła druga.

— Nie na te trafiły. Niech tylko spróbują hałasować. Zaraz zadzwonię na opiekę społeczną, niech się tym zajmą…

Krystyna już nie słuchała. Podeszła do windy, stała akurat na parterze, i razem z Zosią wjechały na piąte piętro.

Drzwi do mieszkania były uchylone. Mężczyźni siedzieli w kuchni i pili herbatę.

— O, Krystyna przyjechała. Myśmy se tu herbatę zrobili. Wybacz, trochę się rozgoszciliśmy.
Krystyna sięgnęła do torby po portfel.

— Kryśka, obrażasz. Pomogłem jak koledze. Może na darmo odeszłaś od Darka? Pogodzilibyście się. Nie pracujesz, z czego będziecie żyć z córką? — Mówiący mrugnął do Zosi, a ta roześmiała się szeroko.

— Jakoś sobie poradzimy. Złożę pozew o rozwód, będą alimenty, zasiłek. Nie wrócę do Darka. Możesz mu tak powiedzieć.

— No dobra. Ale jak co, dzwoń, jak będę mógł, pomogę. No to się rozgość, a my lecimy — powiedział Krzysiek.

Mężczyźni wyszli. Krystyna spojrzała na kartony na środku pokoju i westchnęła.

— No to co, pomożesz mamie rozpakować rzeczy?

— Nie. Pobawię się — odparła Zosia.

— Dobrze. Tylko nie krzycz i nie hałasuj, bo nas stąd wyrzucą — upomniała córkę.

Dziewczynka skinęła głową zrozumiale.

Krystyna otworzyła pudło z zabawkami, a Zosia natychmiast wyjęła pluszowego misia. Matka zaś otworzyła szafę i zaczęła układać na półkach ubrania z worków.

Mieszkanie było kawalerka, niewielkie. Ale i tak lepsze niż nic. Meble przyzwoite, remont zrobiony, czysto. Będzie dobrze. jeżeli nie kupować zbędnych rzeczy, oszczędzać, dadzą radę.

Później Krystyna ugotowała makaron i parówki, które przywiozła ze sobą. Umyła podłogę i położyła Zosię spać, rozkładając kanapę. Oczy same się jej zamykały, ale dziewczynka nie chciała zasnąć bez bajki. Trzeba było czytać. Gdy Zosia w końcu zasnęła, Krystyna opadła na poduszkę i zamknęła oczy. I od razu przypomniały się jej słowa męża:

„Jeszcze do mnie przypełzniesz na kolanach, a ja się zastanowię, czy cię przyjąć z powrotem…” Łzy napłynęły do oczu, a sen uciekł.

Wstała i poszła do kuchni. Nie włączyła światła, stała przy oknie i patrzyła na obcy widok za szybą, na zapadający zmierzch…

***

Poznali się na przystanku. Podszedł do niej i zapytał, którym autobusem dojechać na ulicę Mickiewicza.

Krystyna pomyślała i podała numery. A on spytał, dokąd jedzie ona.

Wtedy nadjechał jej autobus i gwałtownie wsiadła.

— Przepraszam, po prostu nie wiedziałem, jak się zaznajomić — usłyszała za sobą. Stał obok i się uśmiechał. Odwzajemniła uśmiech.

Tak się poznali. Serce Krystyny było wolne, a wesoły, sympatyczny Darko gwałtownie je zdobył. Mieszkała w wynajętym mieszkaniu z koleżanką. Poznały się jeszcze na studiach, po ich zakończeniu razem znalazły pracę. Wynajmować na dwie osoby było taniej.

A Darko miał swoje maleńkie mieszkanko. Namówił Krystynę, by się do niego wprowadziła. Matka Krystyny była surowa, uczyła córkę, iż najpierw powinna być rodzina, iż dzieci rodzi się w małżeństwie. Dlatego, gdy dzwoniła mama, Krystyna kłamała, iż przez cały czas mieszka z przyjaciółką.

Minął drugi rok, jak żyli razem, a Darko wciąż nie złożył jej oświadczyn. O dzieciach nie wspominał. I Krystyna nie wiedziała, jak mu powiedzieć, iż spodziewa się dziecka.

— Trzeba pomyśleć o większym mieszkaniu — powiedziała któregoś dnia.

— Po co? — nie zrozumiał.

— Bo niedługo będziemy we troje.

— Co, jesteś w ciąży? I kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? — warknął Darko.

— Właśnie mówię. Wybacz, iż nie powiedziałam wcześniej, nie byłam pewna. Krystyna starała się nie rozpłakać, widząc jego reakcję.

— Myślałem, iż się zabezpieczasz.

— Żeby pożyć dla siebie i urodzić kiedyś tam później? Nigdy nie pozbyłabym się dziecka. Z tobą czy bez, ale urodzę — odparła gorąco.

— No dobra. Tylko trochę nagłe…

Pogodzili się i postanowili odkładać na wkład do kredytu. Pewnego dnia Krystyna stała na balkonie i czekała na męża. Spóźniał się z pracy. Pod blok podjechało auto. Otworzyły się drzwi i wysiadł Darko.

— Widziałam cię z balkonu. Czyje to auto? — spytała, wychodząc mu naprzeciw.

— Moje. Nasze. Ładne, co? — promieniał zadowoleniem.

— Jak to twoje? Skąd?

— Kupiłem. I tak na wkład nie starczy. Mieszkanie może poczekać, a ja będę woził ciebie i nasze dziecko. Nie trzeba będzie tłoczyć się w zatłoczonym autobusie.

— To też moje pieniądze, a ty choćby nie porozmawiałeś ze mną, wziąłeś je i kupiłeś sobie auto — wpadła w złość.

— A ty ze mną nie rozmawiałaś, gdy postanowiłaś rodzić — kontrował.

— Nie zrobiłam tego sama, ty też miałeś w tym udział…

Po raz pierwszy poważnie się pokłócili. Potem, oczywiście, pogodzili, choćby poszli do urzędu i wzięli ślub, ku euforii Krystyny.W końcu Krystyna zrozumiała, iż najważniejsze jest to, by zawsze być blisko tych, którzy potrafią obdarzyć szczerym uczuciem.

Idź do oryginalnego materiału