Zmęczona macierzyństwem aż po uszy, wezwałam mamę z rodzinnej wsi na pomoc… i żałuję tego do dziś

przytulnosc.pl 4 dni temu

Drugi rok jestem na urlopie macierzyńskim i… już nie wytrzymuję. jeżeli ktoś myśli, iż opieka nad niemowlakami i przedszkolakiem to bułka z masłem, ten chyba sam nigdy nie zmieniał pieluch o trzeciej w nocy ani nie tłumaczył maluchów, dlaczego zupę trzeba zjeść, a nie wylać na podłogę. To właśnie wymusiło na mnie decyzję o poproszeniu mamy o przyjazd z podopolskiej wsi. Myślałam, iż podział obowiązków uratuje moje nerwy. Że dzięki temu choć na chwilę odetchniemy z mężem. Niestety, okazało się, iż czasem lepiej jednak… nie wołać o ratunek.


Przyjazd mamy jak zbawienie

Od samego rana biegałam po domu z wiaderkiem i mopem w jednej ręce, a z krzyczącą Julcią i wrzeszczącym Maćkiem w drugiej. Mąż większość dnia spędzał w biurze – projekt, deadline’y, spotkania. A ja coraz bardziej tonęłam w brudnej pościeli, porozrzucanych klockach i plamach z deserku na dywanie. W końcu zadzwoniłam do rodziców:

– Mamo, przyjedź. Naprawdę nie daję rady.

Mama – jak na gospodynię z prawdziwego zdarzenia przystało – zgodziła się od razu. Zima na wsi nie była uciążliwa, więc samochód sam wjechał na asfaltową drogę, a mama już wieczorem była u nas.

Porządek i spokój… przez moment

Przez pierwsze godziny wszystko szło wzorowo. Mama zabrała się za sprzątanie, a ja wzięłam prysznic i, po raz pierwszy od miesięcy, odsypiałam. Maćkowi i Julci wręczyła kilka klocków, popatrzyła jak się bawią i wyszłam na spacer. Wróciłam zrelaksowana – a w domu czekał mnie błysk i czystość, jakiej nie widziałam od narodzin wnuków. W kuchni piekł się jabłecznik, na blacie stały równo poukładane naczynia. Nadzieja wróciła.

Kwaskowaty finał

– Ale lśni! – pomyślałam, wchodząc do salonu.
Jednak w kąciku zauważyłam plamy – jakby ktoś przetarł podłogę octem. Nasz piękny dębowy parkiet tracił kolor na środku pokoju!

Mama z dumą wyjaśniła:

– Użyłam octu zamiast chemii. Zdrowiej, a i dom pięknie pachnie.

W tej chwili drzwi otworzył mąż. Zamarł. Jego mina mówiła sama za siebie.
– Co się tu stało?! – wykrzyknął.
– Tylko ocet, nie chemia… – mama próbowała tłumaczyć.
Ale on zerwał się z krzesła:

– Mamo, spakuj się. Już cię tu więcej nie potrzebujemy.

Złamane mosty

Mama wyjechała w wielkim smutku. Próbowałam ratować sytuację – dzwoniłam, przepraszałam w jej imieniu. Ale ona nie podniosła słuchawki. Dziś odmawia przyjazdu na nasze święta. Mąż zaś patrzy na mnie z wyrzutem, iż to ja ściągnęłam tę aferę.

Od redakcji

Rodzinne relacje bywają cenniejsze niż najdroższa podłoga. Wspólne wsparcie w trudnych chwilach to podstawa zaufania. Mąż mógł wesprzeć żonę i mamy wnuków, zamiast poganiać teściową za domowy porządek. A mama… chciała pomóc, choć zabrakło drobnej konsultacji.
Pamiętajmy: błędy się zdarzają. Ale bywa, iż największym błędem jest brak rozmowy i zrozumienia.

Idź do oryginalnego materiału