Znalazłam własne życie, ale córka uważa, iż zwariowałam i zakazała mi widzeń z wnuczką

newsempire24.com 1 tydzień temu

Gdy w końcu odzyskałam życie osobiste, córka nazwała mnie wariatką i zakazała widywać się z wnuczką.

Całe swoje życie poświęciłam najpierw córce, a potem wnuczce. Ale chyba zapomniały, iż ja też mam prawo do szczęścia niezwiązanego wyłącznie z nimi. Wyszłam za mąż bardzo młodo – w wieku dwudziestu jeden lat. Mój mąż, Marek, był cichym, spokojnym człowiekiem, pracowitym jak mrówka. Pewnego dnia dostał propozycję wyjazdu w delegację na dwa tygodnie – niby dobra fucha, przewóz towaru do innego województwa.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Po prostu pewnego dnia zadzwoniono i powiedziano mi, iż Marka już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córką na rękach, w totalnej pustce. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie miałam pojęcia, jak przeżyć i jak utrzymać dziecko.

Dobrze przynajmniej, iż po Marku zostało nam z córką jego kawalerka. Gdyby nie to – nie wiem, jakbyśmy sobie poradziły. Jestem nauczycielką z wykształcenia, więc na początku próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale uczyć się z uczniami, gdy obok biega i marudzi małe dziecko, było prawie niemożliwe.

Nie mogłam znaleźć normalnej pracy przez małą Kingę. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Mama przyjechała pewnego dnia, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała Kingę do siebie. Prawie dwa lata mieszkała z babcią i dziadkiem, a ja harowałam bez weekendów. Pracowałam w szkole, brałam nadgodziny, prowadziłam prywatne lekcje.

W weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie rozdzierało mi serce. Potem przyszła kolejka do przedszkola – bałam się, iż znów będę musiała siedzieć w domu na zwolnieniach, ale na szczęście Kinga rosła jak dąb i prawie nie chorowała. Z czasem zostałyśmy same. Potem szkoła, potem studia.

Zapracowywałam się na śmierć, żeby miała najlepsze adidasy, spódniczkę, bluzkę. Prawie nigdy nie pracowałam w jednym miejscu – zawsze dwa, a choćby trzy. Ale gdy Kinga skończyła edukację i dostała pracę, w końcu odetchnęłam. I jednocześnie przeżyłam szok – bo teraz byłam już nikomu niepotrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej pracy. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a z przyjaciół został mi tylko kot. Córka czasem wpadała na weekend, ale zabawianie samotnej matki cały dzień – ewidentnie nie było w jej planach. Czułam się jak grat. Wszystko zmieniło się, gdy urodziła się moja wnuczka Ola.

Na kilka miesięcy przed jej narodzinami wprowadziłam się do córki i jej męża – Darka. Zakupy, sprzątanie, pakowanie do szpitala – wszystko na mojej głowie. A potem, gdy Kinga wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad malutką. Ale nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znowu czułam się potrzebna.

W tym roku Ola poszła do szkoły. Po lekcjach odbierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałam z nią zadania, chodziłyśmy do parku lub na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznałam Piotra. On też spacerował z wnuczką. Rozmawialiśmy. Piotr wcześnie owdowiał, tak jak ja, i teraz pomagał swojej córce z opieką nad dzieckiem.

Gdy poznałam Piotra, nie liczyłam na nic. Ani razu po śmierci męża nie byłam na randce, kolacji. Najpierw – małe dziecko, potem – praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazuje się, iż mają. Piotr przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania we dwoje, bez dzieci, była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się moje nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale, wystawy. Znowu poczułam smak życia.

Ale niestety moja córka przyjęła to z niesmakiem. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

– Mamo, przyjeżdżamy dziś z Olą, posiedzisz z nią w weekend?

– Przepraszam, córeczko, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem powiedz wcześniej – na pewno posiedzę.

Kinga niezadowolona prychnęła i się rozłączyła. W poniedziałek wróciłam z Piotrem do domu. W świetnym humorze, pełna energii. choćby Ola zauważyła, jak błyszczą mi oczy. Wszystko było spokojne do piątku, aż nie zadzwoniła ponownie:

– Zaprosili nas znajomi, mogę zostawić Olę?

– Umówiłyśmy się – uprzedzaj wcześniej. Mam już wszystko zaplanowane.

– Znowu włóczysz się z tym Piotrem?! On ci zupełnie rozum odjął! – wrzasnęła.

– Kinga, co ty pleciesz? – próbowałam ją uspokoić.

– Zapomniałaś już o Oli? Mówiłaś kiedyś, iż nie potrzebujesz własnego szczęścia. A teraz co? Wszystko się zmieniło?

– Tak, zmieniło! Znów żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała – jak kobieta kobietę.

– A Ola jak ma cię zrozumieć? Wymieniłaś ją na jakiegoś faceta?!

– Co ty wygadujesz?! przez cały czas spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za swoje słowa – i zapomnimy o tym.

– Ja mam przepraszać? Chyba ci odbiło. Nie zostawię już z tobą Oli. Najpierw ogarnij się – potem pogadamy – rzuciła Kinga i rzuciła słuchawkę.

Po tym po prostu rozpadłam się na kawałki. Płakałam do bólu, do drżenia. Tak się starałam, całe życie dla nich. A gdy przyszła moja kolej – po prostu mnie skreśliły. Tak po prostu. Za to, iż wreszcie pozwoliłam sobie być szczęślią.

Mam nadzieję, iż Kinga ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Oli.

Idź do oryginalnego materiału