Znika między pracą a rodziną, a ja tonę w samotności…

twojacena.pl 5 dni temu

Mąż rozmywa się między pracą a matką, a ja tonę w samotności…

Już ponad rok żyję tak, jakbym była sama. Oficjalnie jestem mężatką, mam dziecko, dom, ale męża… adekwatnie go nie ma. Albo pracuje do późna, albo znika w mieszkaniu swojej matki. Najgorsze, iż nie widzi w tym problemu. Ani odrobiny współczucia, ani śladu zrozumienia. Dla niego wszystko gra – pracuje, pomaga mamie, a do domu wpada tylko przespać się.

Znajomi powtarzają: *„Poczekaj, jak skończy się twój macierzyński, wszystko się unormuje”*. A ja wiem, iż to nie w macierzyńskim rzecz. Po prostu przestałam przymykać oczy. Ocknęłam się. Wcześniej go tłumaczyłam, broniłam – *„Zmęczony, ma trudną pracę”*, ale teraz… teraz widzę, jak moja rodzina powoli się rozpada.

Mieszkamy w Łodzi, w zwykłej dwupokojowej kawalerce. Jestem na macierzyńskim z małym synkiem. Mąż, Bartosz, pracuje w dużej firmie transportowej – niedawno dostał awans. Od tamtej pory niemal zniknął z naszego życia. Wraca koło północy, rano wstaje i znika. A jak nie pracuje, to jego *„drugi adres”* – mieszkanie matki.

Anna Zaborowska, jego mama, po moim porodzie zaczęła go regularnie wciągać do siebie pod pięknymi pretekstami: raz gniazdko do naprawy, raz rura do wymiany, raz drzwi nie domykają się. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby to były jednorazowe sprawy, ale to stało się regułą. A kilka miesięcy temu nagle postanowiła zrobić remont. Akurat teraz, gdy syn ma nowe obowiązki i tonie w pracy. I, co zaskakujące, pieniądze na remont daje mój mąż. My? Ledwo wiążemy koniec z końcem. 500+? Śmiech – starcza może na połowę pieluch.

Kiedy Bartek wziął urlop, zaproponował, żeby remont zrobić wtedy. Ona odmówiła: *„Nie trzeba, mi tu dobrze”*. A teraz – nagle pilnie! Wszystko się wali, tapety odpadają, sufit krzywy… I tak mój mąż spędza u niej weekendy. Za każdym razem to samo: *„Tylko na chwilę wpadnę”*. A wraca po północy. Nie wiem już, kto jest najważniejszą kobietą w jego życiu – ja czy mama.

O wnuku Anna Zaborowska interesuje się… przez syna. Ani razu nie zapytała mnie, nie zaoferowała pomocy, nie przyszła pobawić się z malcem, żebym mogła chwilę odpocząć. Za to wydaje rozkazy: *„Bartku, wpadnij, musisz mi pomóc z szafą, a potem z kafelkami”*.

Jestem zmęczona. Zmęczona byciem samą przy żywym mężu. Zmęczona patrzeniem, jak dziecko wyciąga rączki do taty, a on, nie zdejmując butów, idzie pod prysznic, je w ciszy i pada spać. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, iż potrzebujemy rodziny, nie wiecznej pogoni za aprobatą matki. A on tylko macha ręką:

— *Nie chodzę za kobietami, zostawiam pieniądze, czego jeszcze chcesz? Żebym rzucił robotę?*

Tak, przynosi pieniądze. Ale pieniądze mogę zarobić sama. A ojca dla syna nie mogę mu dać, jeżeli ten wciąż *„ma sprawy”* u babci. Nie potrzebuję bankomatu. Potrzebuję męża. Partnera. Przyjaciela. Ojca dla dziecka.

A ja siedzę w tej kawalerce, wśród zabawek, pieluch i wiecznego zmęczenia. I czuję się porzucona. Zapomniana. Samotna. Choć na palcu wciąż lśni obrączka…

Idź do oryginalnego materiału