— Spójrz tylko, jak wyglądasz! — Kluska, a nie kobieta! — Wojciech z pogardą patrzył na swoją żonę i czuł, iż ma jej dość. Najchętniej uciekłby teraz z ich wspólnego domu.
— Kochanie, dopiero co urodziłam naszego synka. Daj mi trochę czasu, schudnę — Bronisława ledwo powstrzymywała łzy.
— Żony moich kumpli też rodziły i dawno są szczupłe. A ty choćby w ciąży tyle nie przytyłaś!
W głębi duszy Wojciech gardził Bronisławą. Nie taką kobietę chciał mieć u boku – tylko błyskotliwą, pełną energii, zawsze elegancką, choćby w domu.
A przed nim stała przygnieciona życiem kura domowa w zniszczonym szlafroku, z wiecznie przepraszającym spojrzeniem.
Ale Kasia — ta była inna!
Zuchwała, pewna siebie, piękna! Zawsze na niego czekała i kochała go z namiętnością. I, oczywiście, jak każda kochanka, marzyła, by rozwiódł się z Bronką.
Dłoń Wojciecha sięgnęła po telefon w kieszeni…
— Wyjdę na spacer, przy okazji kupię chleb — skłamał.
Na ulicy od razu wykręcił numer Kasi.
— Cześć, Kotku! Tak za tobą tęskniłem. Nie mogę wytrzymać w domu. Przyjadę teraz?
— Czekam, cmok! — zamruczała Kasia.
Wojciech wrócił z chlebem, skrzywił się na płacz dziecka i oznajmił Bronisławie, iż wezwali go do pracy.
Pracował na zmiany, więc kłamstwo o zastępstwie za chorego kolegę nie było trudne.
Bronisława skinęła ze zrozumieniem i chciała go pocałować, ale on nieznacznie się odsunął.
Gdy dziecko zasnęło, Bronisława siedziała w pustym pokoju i rozmyślała nad słowami męża.
Fakt, zmieniła się od ślubu, przestała dbać o siebie, przytyła. Synek pochłaniał cały jej czas, więc jadła byle jak, często w nocy.
Na zegarze wybiła 23:00.
Spróbowała zadzwonić do męża, ale telefon był wyłączony.
Nakarmiła malucha i poszła spać.
Rano Wojciech wrócił i od progu oświadczył, iż odchodzi. Pokochał inną, a jej nie kocha. Ale syna nie porzuci i będzie płacił alimenty.
Trudno opisać, co wtedy czuła Bronisława. Ale powstrzymała łzy i nie błagała, by został.
Minął rok…
Wiele się zmieniło. Chłopiec podrósł i poszedł do przedszkola. Bronisława znalazła pracę, zapisała się na siłownię i basen. Waga powoli spadała. Nie stała się chudzielcem, ale sylwetka nabrała kształtów.
W pracy od razu pomagał jej kolega, Marek.
Pewnego dnia zaprosił ją do kina, potem do parku. Zaczęli się spotykać, a pół roku później wzięli ślub. Marek nie przejmował się jej figurą. Widział ciepły uśmiech ukochanej, piękne oczy i doceniał jej charakter.
Syna Bronisławy pokochał jak własnego. Po pewnym czasie chłopiec zaczął nazywać go tatą.
Pewnego dnia Bronisława spotkała sąsiadkę z dawnego mieszkania.
— Broniu, widziałam Wojtka! Żeni się z tą swoją kochanką! Niedawno urodziła i tak się roztyła. Teraz on ciągle zostaje w pracy…
Bronisławie było to obojętne. Dawno nie widziała byłego męża. Alimenty płacił, ale grosze, a synem rzadko się interesował. Ale to już nie miało znaczenia.
Bo teraz była naprawdę szczęśliwa z Markiem — najlepszym mężem i ojcem, jakiego mogła sobie wymarzyć.