— Spójrz tylko, na kogo się zamieniłaś! — Kluska, a nie kobieta! — Jan pogardliwie patrzył na swoją żonę, czując, iż ma jej dość i chce jak najszybciej uciec z ich wspólnego domu.
— Kochanie, dopiero co urodziłam naszego synka. Daj mi trochę czasu, schudnę. — Kasia ledwo powstrzymywała łzy.
— Żony wszystkich moich kumpli już dawno wróciły do formy. I choćby w ciąży nie tyły tak jak ty!
W głębi duszy Jan gardził swoją żoną. Nie taką kobietę chciał mieć u boku – elegancką, pewną siebie, zawsze zadbaną, choćby w domu.
A przed nim stała przygarbiona postać w zniszczonym szlafroku, z wiecznie przepraszającym wyrazem twarzy.
Ale Natalia – ona była inna!
Zuchwała, pewna siebie, piękna!
Zawsze na niego czekała, kochała go namiętnie. I, oczywiście, jak każda kochanka, marzyła, by zostawił Kasię.
Dłoń Jana sięgnęła po telefon w kieszeni…
— Wyjdę na spacer, przy okazji kupię chleb. — Skłamał.
Na ulicy natychmiast wybrał numer Natalii.
— Cześć, Kotku! Tak za tobą tęskniłem. Nie mogę wytrzymać w domu. Przyjadę do ciebie?
— Cześć! Czekam na ciebie, cmok! — zamruczała Natalia.
Jan wrócił z chlebem, skrzywił się na płacz dziecka i oznajmił Kasi, iż wezwali go do pracy.
Pracował na zmiany, więc łatwo było udawać, iż musi zastąpić chorego kolegę.
Kasia skinęła ze zrozumieniem i chciała go pocałować, ale on niechcący się wymigał.
Gdy dziecko zasnęło, Kasia siedziała sama w pustym pokoju i rozmyślała nad słowami męża.
Tak, zmieniła się od ślubu – przestała dbać o siebie, przytyła.
Maluch pochłaniał cały jej czas, więc jadła w pośpiechu, często w nocy.
Na zegarze wybiła 23.
Postanowiła zadzwonić do męża, ale telefon był wyłączony.
Nakarmiła synka i poszła spać.
Rano Jan wrócił i od progu oznajmił, iż odchodzi. Pokochał inną, jej nie kocha. Ale dziecka nie porzuci i będzie płacić alimenty.
Trudno opisać, co wtedy czuła Kasia. Ale zapanowała nad sobą – nie płakała, nie błagała.
Minął rok…
W tym czasie wiele się wydarzyło. Chłopiec podrósł i zaczął chodzić do przedszkola. Kasia znalazła pracę, zapisała się na siłownię i basen. Powoli traciła wagę. Nie stała się chudzinką, ale jej sylwetka nabrała kształtów.
W pracy od razu zaczął jej pomagać kolega, Tomasz.
Pewnego dnia zaprosił ją do kina, potem do parku. Zaczęli się spotykać, a pół roku później wzięli ślub. Figura Kasi mu nie przeszkadzała. Tomasz widział jej ciepły uśmiech, piękne oczy i cenił jej charakter.
Traktował jej syna jak własnego. I po jakimś czasie chłopiec zaczął nazywać go tatą.
Pewnego dnia Kasia spotkała sąsiadkę z dawnych czasów.
— Kasia, wyobraź sobie, widziałam Jana! Ożenił się z tą swoją kochanką! Niedawno urodziła, tak utyła… Teraz on ciągle zostaje w pracy po godzinach.
Kasi było to obojętne. Dawno nie widziała byłego. Alimenty płacił, ale śmieszne grosze, a synem interesował się rzadko. Ale to nie miało znaczenia.
Bo teraz była naprawdę szczęśliwa z Tomaszem – najlepszym mężem i ojcem.