Żona zostawiła mnie z niemowlęciem.
Z Alicją byliśmy w związku przez dziesięć lat. Pracowaliśmy razem w laboratorium, więc większość czasu spędzaliśmy we dwoje. Gdy powiedziała mi, iż jest w ciąży, czułem się jak w siódmym niebie. Marzyłem o dziecku tak bardzo, iż nie potrafiłem wyrazić słowami tej radości.
Ale moja żona była prawdziwą karierowiczką. Nie śniło jej się macierzyństwo. Alicja pragnęła stanowiska kierowniczego i finansowego dostatku. Gdy jednak źle znosiła ciążę, musiała odsunąć się od ukochanej pracy. Wtedy zrozumiała, iż dziecko przekreśli jej szanse na awans.
Córeczka urodziła się dokładnie w terminie. Żonę od razu pochłonęła depresja poporodowa. Nienawidziła dziecka. Chciała je zostawić w szpitalu i wymazać z pamięci. Krzyczała na cały oddział, iż przez córkę straciła cały rok życia i pozostała w tyle.
Jak to mówią, co nagle, to po diable. Gdy mnie awansowano, żona wpadła w szał. W ogóle nie podchodziła do córki, choćby jej nie karmiła. Musiałem zatrudnić psychologa, bo wiedziałem, iż to się źle skończy. Leki uspokajające działały, ale krótko. Oskarżała mnie, iż marnuje młodość, a ja kosztem jej kariery piąłem się po szczeblach. Co więcej, twierdziła, iż to ona powinna mieć moje stanowisko, nie ja.
Gdy wysłano mnie do Austrii, bym otworzył tam nowy oddział, zaproponowałem wspólną podróż. Alicja odmówiła. Złożyła pozew o rozwód i odeszła. Wyjechałem za granicę z córeczką. Potem dołączyła moja matka, bo trzeba było zajmować się malutką. Alicja wróciła na poprzednią posadę i do dziś próbuje wszystkim udowodnić, iż bardziej zasługuje na mój awans.
Tak, jest inteligentna i odpowiedzialna, ale rodzina to nie jej przeznaczenie. Zrozumie, iż szczęście nie tkwi w karierze, ale będzie już za późno.