Dzisiejszy dzień był ciężki. Tato stanął w obronie nienarodzonego dziecka, podczas kiedy ja i mama byliśmy przeciw.
„Tato, mam wiadomość. Sąsiadka, Kinga… jest w ciąży. To moje dziecko” – powiedział Jakub, ledwo przekraczając próg domu.
Cezary, jego ojciec, na chwilę zastygł, po czym spokojnie odparł:
„No to się z nią ożeń.”
„Co ty, jestem jeszcze młody. Za wcześnie na rodzinę, tym bardziej iż nie byliśmy ze sobą długo…”
„Serio?” – ojciec uśmiechnął się gorzko. – „Więc biegałeś za dziewczyną jak prawdziwy mężczyzna, a teraz, gdy trzeba wziąć odpowiedzialność, nagle jesteś dzieckiem? No tak.” Nie mówiąc nic więcej, głośno zawołał żonę: „Krystyna! Chodź tu!”
Krystyna weszła do kuchni, wycierając ręce w fartuch:
„Co się stało?”
„Posłuchaj. Nasz syn spłodził dziecko, ale żenić się nie chce. Kinga, córka sąsiadów. W ciąży przez niego. A on – w ciepłe buciory.”
Krystyna choćby się nie zdziwiła. Jej twarz stała się kamienna:
„I dobrze. Po co wpuszczać do domu pierwszą lepszą? Dzisiaj dziewczyny są przebiegłe – znajdą kogoś z lepszą sytuacją, zajdą w ciążę, a potem 'żeń się’. A potem okaże się, iż to choćby nie jego dziecko. Niech zrobi test. I w ogóle, nie ma co wywierać presji na Kubę, jeszcze młody. To mężczyzna, trudno mu było się oprzeć. Ale nie jesteśmy obowiązani utrzymywać cudze dzieci.”
Cezary ciężko westchnął i cicho powiedział:
„A jeżeli to naprawdę jego dziecko?”
„A jeżeli nawet? Mamy brać za to odpowiedzialność? Powiedz jej, niech zrobi testy, wszystko sprawdzimy.”
Odwróciła się i wyszła do kuchni, a Cezary został z synem.
„Wiesz, też kiedyś byłem młody” – zaczął. – „Kochałem jedną, ożeniłem się z drugą. Nie z miłości, ale z obowiązku. Bo bycie mężczyzną to nie tylko namiętność, to wybory i konsekwencje. Twoja matka była wtedy w ciąży. Nie wiedziałem, czy dam radę z nią być, ale wiedziałem jedno – dziecko nie jest winne. Moja krew, mój honor. I wiesz, Jakub, mimo wszystko nigdy nie żałowałem, iż zostałem.”
Minęły trzy miesiące. Test DNA dał jasną odpowiedź: z 99,9% pewnością Jakub jest ojcem dziecka Kingi.
„I co z tego?” – prychnęła Krystyna, gdy Cezary położył przed nią wyniki. – „Tak, jest ojcem. Ale to nie znaczy, iż Kinga zamieszka w tym domu. Ona tu nie wejdzie. Tak mówię!”
Jakub siedział, nie patrząc ojcu w oczy. Po jego twarzy było widać – wybrał stronę matki. Milczał, zaciskał pięści, ale nie odezwał się ani słowem.
Cezary powoli wstał od stołu:
„Skoro razem podjęliście decyzję, teraz posłuchajcie mojej.”
Mówił cicho, ale w głosie brzmiała stal:
„Dopóki żyję, mój wnuk nie zazna biedy. Wykupię ziemię, postawię dom, a on – mój wnuk – dostanie wszystko, co mam. A wy możecie już na mnie nie liczyć. Nie będę uczestniczyć w tym cyrku. Jakub, od dziś nie jesteś dla mnie synem. Wszystko, co posiadam, teraz będzie należało do dziecka. Ani złotówki ode mnie nie zobaczycie.”
Krystyna wybuchnęła:
„Oszalałeś? Własnego syna chcesz wydziedziczyć?!”
Cezary nie odpowiedział. Po prostu odwrócił się i wyszedł, ignorując krzyki i przekleństwa. Jakub został w ciszy, nie wierząc, iż ojciec naprawdę to zrobi. Ale wiedział jedno – jeżeli Cezary coś powiedział, dotrzyma słowa.