Zrozum swoje miejsce, kobieto

newskey24.com 21 godzin temu

Dariusz, już setny raz mówię teraz nie pora na dzieci zamknęła Zuzanna laptopa i odwróciła się do męża. Właśnie dostałam propozycję prowadzenia nowego projektu. To szansa, na którą czekałam trzy lata.

A ja czekam na potomka już trzy lata! wykrzyknął Dariusz, podnosząc głos. Zosia, mamy po trzydzieści! Zegar biologiczny tyka, a ty tylko o karierze marzysz.

Zuzanna westchnęła powoli. Tego rodzaju kłótnice powtarzały się z niesamowitą regularnością przez ostatnie pół roku, a każdy raz mąż stawał się coraz bardziej natarczywy.

Moja praca ma znaczenie! Nie zostawiam stanowiska dla ojcostwa!
To różne sprawy! Mężczyzna ma zapewnić rodzinę, a kobieta rodzić dzieci. Naturalny porządek rzeczy.

Ujęła wargi. Archaiczne poglądy Dariusza wyłaniały się coraz częściej, jakby małżeństwo przetarło cienką zasłonę, pod którą skrywał je w czasie zalotów.

Naturalny porządek to wtedy, gdy ludzie sami decydują, kiedy zostaną rodzicami wstała i zaczęła sprzątać stół. Nie jestem gotowa teraz. Kropka.
A kiedy będziesz gotowa? W czterdziestce? W pięćdziesiątce? podniósł głos Dariusz, stając się głośniejszy. A może wcale?

Lusia, śpiąca na swoim kocu przy drzwiach balkonu, podniosła głowę i niepokojąco spojrzała na właścicielkę. Ruda kundelka zawsze wyczuwała napięcie w domu.

Za parę lat na pewno się o to zatroszczymy Zuzanna usiadła przy psie i pogłaskała go po głowie. Prawda, kochanie?

Dariusz obserwował jej ruchy i zmrużył oczy.

Właśnie w tym tkwi problem. Całe swoje macierzyńskie instynkty wydajesz na tę kundelkę.
Nie mów tak o Lusiu Zuzanna obróciła się gwałtownie. To członek naszej rodziny.
Rodzina? Pies to zwierzę, nie dziecko! Dariusz uderzył dłonią w stół. Nie zamierzam tego dłużej znosić!

Kolejne dni zamieniły się w prawdziwą oblężenie. Dariusz poświęcał każdą wolną chwilę na przekonywanie żony. Rankiem, gdy Zuzanna ledwo otwierała oczy, zaczynał kolejny wykład o obowiązku rodzicielskim. Wieczorem z nowymi argumentami o tykających zegarach.

Spójrz na Martę mówił, przeglądając media społecznościowe. W twoim wieku ma już dwoje dzieci. A Lena z twojego działu? Też urodziła w zeszłym roku.
Marta od trzech lat na urlopie macierzyńskim narzeka, iż mózg się atrofiował odparła Zuzanna. A Lena wróciła do pracy po czterech miesiącach, bo pieniędzy brakowało.
Boisz się odpowiedzialności!
A ty boisz się, iż będę lepsza od ciebie.

W piątek do ich rodzinnych tarć wtrąciła się teściowa, Wiktoria.

Zuzanno, kochana zaczęła, zajmując miejsce przy stole Dariuszek opowiedział mi wszystko. Rozumiem, iż praca jest ważna, ale najważniejszym przeznaczeniem kobiety jest kontynuacja linii.

Zuzanna westchnęła w duchu. Wiktoria należała do pokolenia, w którym kobiety rodziły w dwudziestce i uważały to za jedyny możliwy scenariusz życia.

Wiktorio, sami się rozwiążemy z Dariuszem odpowiedziała uprzejmie.
Jak się rozwiążemy? Minęły trzy lata! W moich czasach po roku od ślubu miał już pierwsze dziecko, po trzech planowano drugie.
Czasy się zmieniły Zuzanna starała się zachować spokój.
Zmieniły się! zgrzytnęła teściowa. Tylko nie na lepsze. Kiedyś kobiety znały swoje miejsce.

Dariusz skinął głową, milcząc przy mamie.

Sama zdecyduję, gdzie jest moje miejsce rzekła chłodno.

Wiktoria przycisnęła wargi i wymieniła znaczące spojrzenie z synem.

Zuzanno, jesteś egoistką. Dariusz ma już trzydzieści jeden, chce dziecko.
Niech więc znajdzie kogoś, kto od razu będzie gotów mu dać spadkobiercę odparła ostra.

Napięcie zamarło. Dariusz zbledł, a teściowa otworzyła usta w oburzeniu.

Może tak zrobię! wykrzyknął mąż.

Po wyjściu Wiktorii Zuzanna wyruszyła na długą przechadzkę z Lusią. Pieska biegała wesoło, co jakiś czas zatrzymując się, by powąchać interesujące zapachy lub pobawić się z innymi psami. Te wieczorne spacery w parku stały się dla Zuzanny wyspą spokoju pośród rodzinnych burz.

Wiesz, kochanie szepnęła, patrząc, jak Lusia goni gołębie czasem wydaje mi się, iż to jedyna w domu istota, która mnie rozumie.

Ruda mordka odwróciła się ku właścicielce, inteligentne brązowe oczy lśniły oddaniem. Zuzanna usiadła na piętach i przytuliła psa.

Znalazłam cię w schronisku, chuda i przestraszona. A teraz patrz prawdziwa piękność.

Lusia polizała ją w policzek, a Zuzanna po raz pierwszy od dni kilku wybuchła śmiechem.

W domu czekał ponury Dariusz. Siedział na kanapie, ręce skrzyżowane na piersi, a jego wyraz nie wróżył nic dobrego.

Podjąłem decyzję oznajmił.
Jaka? Zuzanna odpięła smycz, Lusia pobiegła po miseczkę wody.
Albo dziecko, albo pies. Wybieraj.

Zuzanna zamarła, trzymając smycz.

Co?
Rozumiesz mnie doskonale. Chcesz zachować małżeństwo pozbądź się tej kundelki. Nie chcesz rodzić mi dzieci to i ja nie będę patrzył, jak bawisz się w matkę z zwierzęciem.
Dariuszu, zwariowałeś? odwróciła się powoli do męża. Lusia ze mną cztery lata!
Nie wytrzymam, by pies był ważniejszy ode mnie.
On nie jest ważniejszy! Po prostu
Po prostu co? przerwał. Po prostu wydajesz na niego czas, pieniądze, emocje, które powinny należeć do mnie i naszych przyszłych dzieci!

Zuzanna usiadła na krześle. Absurd sytuacji przeraził.

Zazdrościsz psa?
Żądam, by żona zachowywała się jak żona, a nie jak staruszka z kotami!
Mam psa, a nie koty.
Nie mądrzej! ryknął Dariusz. Decyzja podjęta. Do niedzieli ta kundelka musi zniknąć z naszego domu. Albo zaczynasz przygotowania do ciąży!

Lusia, słysząc podniesione głosy, podeszła do Zuzanny, położyła mordkę na kolanach. Ciepłe oddechy psa koiły lepiej niż jakikolwiek lek.

A jeżeli odmówię? szepnęła Zuzanna.
Wtedy nasz związek skończy się.

Całą sobotę Zuzanna rozmyślała. Dariusz demonstracyjnie nie rozmawiał, teatralnie marszczył brwi przy widoku psa i głośno wzdychał, jakby obecność Lusi przynosiła mu fizyczny ból.

Czas ucieka przypomniał wieczorem. Jutro chcę odpowiedź.
Już jestem gotowa odparła spokojnie.

Rozważyła wszystko. Zrozumiała, iż wybór między psem a mężem to wybór między lojalnością a manipulacją, między prawdziwą miłością a szantażem emocjonalnym.

Wspaniale! ucieszył się Dariusz. Jutro oddamy ją do schroniska.
Jutro zabieram rzeczy i wyprowadzam się do rodziców powiedziała. Z Lusą.

Twarz Dariusza wyciągnęła się.

Serio wybierasz psa zamiast mnie?
Wybieram tego, kto kocha mnie bez warunków.

Niedziela była hałaśliwa. Dariusz krzyczał, groził, błagał, znów krzyczał. Obiecywał łaskawie wybaczyć, jeżeli Zuzanna się rozmyśli. Przysięgał, iż znajdzie kompromis. Ale było już za późno.

Pożałujesz! ryczał, gdy Zuzanna wynosiła ostatnią walizkę. Kto jeszcze wytrzyma twoje wybryki?
Znajdę kogoś uśmiechnęła się. I on pokocha psy.

Lusia siedziała w samochodzie i cierpliwie czekała, aż właścicielka skończy pakować. Pies wyczuł, iż zaczyna się nowe życie.

Rodzice Zuzanny przyjęli ją z otwartymi ramionami. Światłana Mikołajewna od razu zaczęła gotować obiad dla trójki, a Igor Stanisławowicz przygotował Lusie miejsce w salonie.

Zawsze wiedzieliśmy, iż ten związek to pomyłka przyznała matka, obejmując córkę. Po prostu nie mieliśmy odwagi powiedzieć.

Rozwód przyszedł zaskakująco szybko. Dariusz, najwyraźniej zrozumiał, iż kompromis niemożliwy, nie przeciągał procedury. Zuzanna wprowadziła się do własnego mieszkania, skoncentrowała się na pracy i po raz pierwszy od długiego czasu była szczęśliwa.

Pięć lat przelatuje niepostrzeżenie. Zuzanna zarządza dużym działem, zarabia 12000 zł netto i mieszka w przestronnym mieszkaniu z widokiem na park. Lusia postanęła się przybrać, ale wciąż z euforią witała swoją właścicielkę po pracy.

Maksym pojawił się w jej życiu naturalnie kolega z sąsiedniego działu, najpierw przyjaciel, później bliska osoba. Przyjmował Lusę jako fakt, nigdy nie narzekał na sierść na kanapie i sam wyprowadzał ją, gdy Zuzanna zostawała w biurze.

Dziwne, iż ktoś może wymagać wyboru między rodziną a zwierzakiem zauważył, gdy Zuzanna opowiadała o swoim pierwszym małżeństwie. To absurd.
Dariusz myślał inaczej.
Był głupi podsumował Maksym, zaraz potem przepraszając: Przepraszam, nie chciałem surowo mówić o twoim byłym.
Nie przepraszaj. Masz rację.

W ciepły dzień Zuzanna spacerowała z Lusą po ulubionym parku. Pies już nie gonił gołębie, wolał iść przy boku właścicielki, ale wciąż z zaciekawieniem badał otoczenie.

Lusia, stań! rozległ się znajomy głos.

Zuzanna odwróciła się i zamarła. Dariusz szedł aleją, trzymając za rękę czteroletniego chłopca. Obok nich na smyczy biegła ruda kundelka, uderzająco podobna do Lusi.

Zuzanno? zatrzymał się były mąż, rozpoznając ją. Co za spotkanie.
Cześć, Dariuszu odpowiedziała spokojnie.

Chłopiec puścił ojcowską rękę i podbiegł do psa.

Lusia, a to kto? Twoja siostra?

Zuzanna uśmiechnęła się i spojrzała na byłego.

interesujące zbiegi okoliczności z imieniem.

Dariusz zarumienił się.

Vova chciał psa. Co mogłem zrobić? A imię po prostu pierwsze, co przychodziło do głowy.

Rozumiem Zuzanna nie rozwijała tematu. Ładny chłopiec. Przypomina cię.
Dzięki. A ty jesteś zamężna?
Tak. Maksym to wspaniały człowiek i kocha psy.

Dariusz skinął, nie wiedząc, co powiedzieć.

Tato, dlaczego ta ciocia jest smutna? zapytał chłopiec.
Nie jestem smutna uśmiechnęła się Zuzanna. Po prostu myślę.
O czym?
O tym, jak wszystko dobrze się ułożyło.

Gdy odszli, Zuzanna stała jeszcze chwilę na alei, obserwując znikającą sylwetkę byłego męża. On dostał to, czego pragnął dziecko i nowego psa.

Problem nie leżał w psie. Leżał w tym, iż niewłaściwi ludzie chcą przekształcać siebie nawzajem. Z Maksem nie musiała wybierać. Ani między karierą a rodziną, ani między miłością do zwierzęcia a miłością do mężczyzny.

Idźmy do domu, dziewczynko powiedziała Lusie. Maksym obiecał zrobić coś pysznego na kolację.

Pies radośnie machnął ogonem. A Zuzanna pomyślała, iż los czasem zestawia ludzi z nieodpowiednimi partnerami, by potem mogli docenić tych prawdziwych.

Idź do oryginalnego materiału