Dzisiaj mój syn przyprowadził kobietę z dzieckiem, a ja czuję się obco we własnym domu.
„Mamo, dziś przyprowadzę moją dziewczynę. Chcę, żebyście się poznali. Dawno o tym marzyłem, ale nigdy nie było okazji. Jej córeczka jest teraz u babci, więc to idealny dzień” – tymi słowami Kacper zaskoczył swoją matkę, Martę, w ich przestronnym domu w Krakowie.
Marta zdrętwiała, serce ścisnęło jej się z niepokoju. Kacper ma zaledwie dwadzieścia jeden lat, a już mówi o jakiejś kobiecie z dzieckiem? Nie wiedziała nic o jego życiu osobistym, a ta wiadomość uderzyła ją jak grom z jasnego nieba.
Marta została wdową sześć lat temu. Jej mąż, Jarek, zmarł nagle – w wieku czterdziestu trzech lat jego serce zatrzymało się z powodu zatoru. Był pełen życia, ich miłość wydawała się niezniszczalna. Jarek i Marta byli nierozłączni od dzieciństwa: chodzili do tej samej klasy, razem marzyli, śmiali się. W podstawówce ciągnął ją za warkocze, w gimnazjum nosił jej plecak, a w liceum wyznali sobie miłość. Pobrali się, mając osiemnaście lat, nie wyobrażając sobie życia osobno.
Ich małżeństwo było szczęśliwe. Wzajemnie się wspierali, razem studiowali, pracowali, budowali przytulny dom. Gdy Kacper skończył trzynaście lat, zaczęli marzyć o drugim dziecku, ale los zadecydował inaczej. Śmierć Jarka rozbiła ich świat. Kacper, wtedy piętnastoletni chłopak, zamknął się w sobie. Marta, zaciskając zęby, zebrała siły, by go wspierać. Pracowała, wychowywała go, i wydawało się, iż sobie poradziła – Kacper dorósł, dostał się na studia. Marta odetchnęła z ulgą, ale, jak się okazało, zbyt wcześnie.
„Mamusiu, poznaj, to Kinga. Moja dziewczyna” – powiedział Kacper, otwierając drzwi.
Obok niego stała wysoka kobieta z długimi jasnymi włosami. Elegancka, w modnej sukience i na obcasach, uśmiechnęła się, ale Marta nie potrafiła odpowiedzieć tym samym. Kinga była niemal w jej wieku – o dobre piętnaście lat starsza od syna. Marta poczuła, jak wszystko w niej się ściska, ale stłumiła emocje, grzecznie przywitała się i zaprosiła gością do stołu.
Podczas kolacji Kinga opowiedziała o sobie. Ma trzydzieści dziewięć lat, wynajmuje mieszkanie w Krakowie, przyjechała z innego miasta. Jej córeczka, Zosia, ma pięć lat, chodzi do przedszkola.
„Pewnie jest pani w szoku” – zaczęła Kinga, patrząc na Martę znacząco. „Jestem znacznie starsza od Kacpra. Ale wiek to tylko liczby, prawda? Gdy się kocha, to się nie liczy. Znaleźliśmy się nawzajem. Rozumie mnie pani, jako kobieta?” – zaśmiała się kokieteryjnie, ale w jej oczach błysnęło wyzwanie.
Marta skinęła głową, ale w środku dręczyły ją wątpliwości. Po kolacji Kinga wyszła, a Kacper został z matką i zaczął mówić:
„Mamo, jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Proszę, spróbuj zrozumieć. Tak, Kinga jest starsza, ale się kochamy. To nie jest zwykły romans, to coś poważnego. A Zosia, jej córeczka, jest urocza. Mamo, czy mogą u nas zamieszkać? Kinga nie ma własnego mieszkania, a nasz dom jest duży, miejsca starczy. jeżeli nie chcesz, zrozumiem, nie będę miał pretensji.”
Marta patrzyła na syna i czuła, jak serce jej pęka. Chciała go ochronić, przestrzec, ale w jego oczach zobaczyła taką nadzieję, iż nie potrafiła odmówić.
„Zamieszkajcie” – wydusiła z siebie. „Najważniejsze, synku, żebyś był szczęśliwy.”
„Dziękuję, mamo! Jutro się wprowadzają! Wiedziałem, iż jesteś najlepsza!” – Kacper rzucił się, by ją przytulić, i pobiegł dzwonić do Kingi.
Marta, zostawszy sama, wybrała numer przyjaciółki Ewy. Ta wysłuchała historii, nie przerywając, a potem powiedziała:
„Maru, to podejrzane. Miłość to oczywiście skomplikowana sprawa, ale pomyśl: ta kobieta ma dziecko z nieznanym ojcem, nie ma mieszkania, a twój syn to młody chłopak z dużym domem. Wygodnie, nie sądzisz? Prawie dwie dekady różnicy. Może po prostu szuka miejsca? Bądź ostrożna, bo zepsujesz relację z synem na zawsze.”
Marta zamyśliła się. Postanowiła działać ostrożnie, obserwując Kingę, by zrozumieć jej intencje. Następnego dnia Kinga z Zosią wprowadziły się. Dziewczynka okazała się uroczą istotką: początkowo nieśmiała, ale gwałtownie ośmieliła się, pokazując Marcie swoje lalki. Marta mimowolnie się uśmiechała, ale niepokój nie mijał.
Wieczorem, po położeniu Zosi spać, dorośli usiedli do herbaty. Marta patrzyła, jak Kacper przytula Kingę, i poczuła ukłucie zazdrości. W oczach Kingi widniało triumfujące: „Twój syn jest teraz mój, i nic nie zrobisz.” Marta starała się odpędzać te myśli, ale wracały jak ciemne cienie.
Pozostawszy sama, zastanawiała się: a jeżeli Kinga naprawdę kocha Kacpra? Może im się uda? Ale wątpliwości gryzły jej duszę. W nocy przyśnił jej się Jarek. Był taki jak dawniej – młody, z lekkim uśmiechem. Podał jej bukiet stokrotek, jej ulubionych. Wyciągnęła rękę, ale on rozpłynął się w powietrzu. Marta obudziła się ze łzami, na zegarze była trzecia nad ranem. Wciąż wyciągała ręce w pustkę, wołając męża.
Wtedy ją olśniło. Nie powinna się wtrącać. Kacper jest dorosły, niech sam podejmuje decyzje. jeżeli się pomyli, sam je naprawi. Marta otarła łzy i położyła się spać, szepcząc: „Wszystko będzie dobrze. Musi być.” Ale w głębi duszy bała się, iż ten wybór zniszczy ich rodzinę.