Życie pod uciskiem tyrana

polregion.pl 1 tydzień temu

„Życie pod jarzmem tyrana”

Gdy życie zepchnęło nas z mężem na skraj przepaści, nie mieliśmy wyboru – musieliśmy zamieszkać z jego ojcem w małym miasteczku pod Poznaniem. Wydawało się, iż to tylko chwilowe rozwiązanie, ale już po kilku miesiącach dotarło do mnie, iż nie wytrzymam choćby roku pod jednym dachem z tym człowiekiem. Czuliśmy się jak niewolnicy w domu okrutnego pana, a dziś, choćby gdybyśmy mieli głodować, nigdy nie wrócę do teścia. Jego postawa złamała we mnie wszelką nadzieję na pokojowe współistnienie.

Rodzice mojego męża rozwiedli się dawno temu. Wychowywał go ojciec, Bronisław Nowak, podczas gdy matka dawno założyła nową rodzinę i nie angażowała się w ich życie. Może właśnie dlatego teść traktował kobiety z pogardą. Gdy się poznaliśmy, wydawał się tylko nieco opryskliwym starcem – może zrzędliwym, ale nie niebezpiecznym. Szanując go za to, iż sam wychował mojego męża, próbowałam znaleźć z nim wspólny język. Na próżno.

Nie mieliśmy własnego mieszkania. Wynajmowaliśmy pokój w Poznaniu, oszczędzaliśmy, ale gdy zaszłam w ciążę, wszystkie plany legły w gruzach. Pieniędzy ledwo starczało, a poród zbliżał się wielkimi krokami. Z ciężkim sercem poprosiliśmy Bronisława o schronienie. Już po kilku dniach żałowałam tej decyzji, jakbym przeczuwała, w jaki piekło zamieni się moje życie.

Nigdy nie sądziłam, iż domowe obowiązki mogą być tak przytłaczające. Sprzątanie, gotowanie, prasowanie – wszystko spadło na mnie, jakbym była nie ciężarną kobietą, a służącą bez prawa głosu. W ósmym miesiącu ledwo się poruszałam, brzuch ciążył, plecy bolały, ale nie wolno mi było odpocząć. Chodziłam jeszcze do pracy, by zarobić choć trochę przed urlopem macierzyńskim, a w domu czekały nieskończone zadania.

„Co się rozłożyłaś jak hrabina?” – warknął Bronisław, jeżeli ośmieliłam się usiąść na chwilę. „Ciąża to nie choroba! Nikt za ciebie szmatą latać nie będzie!”

Zaciśnięte zęby, spocone czoło – znów brałam mop, ścierałam kurz, myłam okna, szorowałam zakamarki, w których nikt nie sprzątał od lat. Teść nie znał litości. Wymyślał nowe pretensje, dopóki nie padłam ze zmęczenia. I robił to tylko wtedy, gdy męża nie było w domu. Próbowałam przeciągać spacery, by uniknąć jego gniewu, ale to nie pomagało.

„Wróciłem z roboty, a ciebie nie ma! Obiad niegotowy, podłoga brudna, a ty się włóczysz!”

Jego słowa wbijały się w serce jak noże. Obrzucał mnie upokorzeniami przy każdej okazji, a ja milczałam, nie chcąc obciążać męża. Andrzej i tak harował na dwóch etatach, by nas utrzymać. Próbowałam dogadać się sama, licząc, iż teść w końcu się do mnie przyzwyczai. Ale jego wymagania rosły jak lawina – zupa za mało słona, talerz niedomyty, łóżko źle posłane. Czasem jego zarzuty były tak absurdalne, iż ledwo powstrzymywałam gorzki śmiech. Musiałam myć podłogi dwa razy dziennie, prasować nie tylko nasze ubrania, ale i jego koszule, jakbym była jego służącą.

„Po co ja mam żelazko brać, skoro w domu baba siedzi?” – ryczał. „Jak mój syn taką niezdarę wybrał, to niech się z nią rozwodzi! Leży całymi dniami, próżniak!”

Żyjąc z Bronisławem, zrozumiałam, dlaczego jego żona uciekła, ledwo urodziwszy syna. Wytrzymać go – to przekraczało ludzkie siły. Zaczęłam podziwiać tę kobietę, która zniosła go choć przez kilka lat. Była prawdziwą bohaterką. Ale i moja cierpliwość miała granice.

Stałam w kuchni, szorując garnek, gdy teść wszedł i zaczął kolejny tyradę o tym, jak „wszystko robię źle”. Jego głos, przepełniony pogardą, stał się ostatnią kroplą. Rzuciłam garnek do zlepu z hukiem, wytarłam ręce i bez słowa poszłam pakować rzeczy. Lepiej żyć w biedzie, niż pozwolić temu tyranowi zniszczyć moje nerwy i zdrowie. Myślałam nie tylko o sobie, ale i o dziecku, które nie powinno słyszeć krzyków i obelg.

„Wynoś się, gdzie chcesz!” – ryczał za mną, sypiąc wulgaryzmami.

W tej chwili wrócił Andrzej. Gdy zobaczył mój stan, ledwo powstrzymał się, by nie rzucić się na ojca. Odciągnęłam go, a następnego dnia wynajęliśmy maleńki pokój. Od tamtej pory Andrzej nie utrzymuje z nim kontaktów. Bronisław wysłał kilka pełnych złości wiadomości, oskarżając syna, iż „wymienił rodzinę na jakąś babę”. Po tym Andrzej zerwał z nim definitywnie.

Do dziś nie rozumiem, jak taki człowiek mógł wychować dobrego i troskliwego syna. Może teść zatruł się samotnością lub zazdrością, ale nie mam już siły ani ochoty tego roztrząsać. Nie utrzymujemy kontaktu – i oby tak zostało.

Idź do oryginalnego materiału