Dzisiaj postanowiłam opisać, jak bardzo życie potrafi być okrutne. Gdy znaleźliśmy się z mężem w beznadziejnej sytuacji, musieliśmy zamieszkać z jego ojcem w małym miasteczku pod Poznaniem. Myśleliśmy, iż to tymczasowe rozwiązanie, ale już po kilku miesiącach wiedziałam, iż nie wytrzymam ani roku pod jednym dachem z tym człowiekiem. Czuję się jak niewolnica w domu okrutnego pana, i choćbyśmy nie mieli co jeść, nigdy już tam nie wrócę. Jego zachowanie odebrało mi wszelką nadzieję na spokojne życie.
Rodzice mojego męża rozwiedli się dawno temu. Wychował go ojciec, Henryk Nowak, a matka stworzyła nową rodzinę i rzadko się pojawiała. Może dlatego teściu traktował kobiety z pogardą. Gdy pierwszy raz go poznałam, wydawał się tylko ponurym starcem – trochę zrzędliwy, ale nic więcej. Szanując go za to, iż sam wychował syna, starałam się znaleźć z nim wspólny język. Na próżno.
Nie mieliśmy własnego mieszkania. Wynajmowaliśmy pokój w Poznaniu, oszczędzaliśmy, ale zajście w ciążę zburzyło nasze plany. Pieniędzy ledwo starczało, a poród zbliżał się wielkimi krokami. Z ciężkim sercem poprosiliśmy Henryka, byśmy mogli u niego zamieszkać. Już po kilku dniach żałowałam tej decyzji, jakbym przeczuwała, iż moje życie zamieni się w piekło.
Nigdy wcześniej nie miałam tak wiele domowych obowiązków. Sprzątanie, gotowanie, prasowanie – wszystko spadło na mnie, jakbym nie była kobietą w ciąży, a służącą bez własnej woli. W ósmym miesiącu ledwo się ruszałam, brzuch ciążył, plecy bolały, ale odpoczynek był nie do pomyślenia. Chodziłam jeszcze do pracy, by choć trochę zarobić przed urlopem macierzyńskim, a w domu czekała na mnie niekończąca się lista zadań.
— Co tak się rozsiadłaś jak hrabina? — warczał Henryk, gdy tylko odważyłam się usiąść na kanapie. — Ciąża to nie choroba! Nikt za ciebie z mopem biegać nie będzie!
Zaciśnięte zęby, znów brałam się do roboty – myłam podłogi, ścierałam kurze, szorowałam kąty, o których nikt od lat nie pamiętał. Teść nie znał litości. Wymyślał nowe obowiązki, dopóki nie padałam ze zmęczenia. I robił to tylko wtedy, gdy męża nie było w domu. Próbowałam zostawać dłużej na zewnątrz, by uniknąć jego gniewu, ale to nic nie dawało.
— Wróciłem z pracy, a obiadek gdzie? — krzyczał, jeżeli kolacja nie była gotowa na czas. — Podłoga brudna, chrupie pod butami, a ona sobie spaceruje!
Jego słowa jak noże krajały mi serce. Upokarzał mnie przy każdej okazji, a ja milczałam, nie chcąc narzekać mężowi. Tomek i tak harował na dwóch etatach, by nas utrzymać. Próbowałam sama poradzić sobie z ojcem mojego męża, licząc, iż się do mnie przyzwyczai. Ale jego żądania rosły jak śnieżna kula. Zupa za mało słona, talerz niedomyty, łóżko źle posłane. Czasem jego wymagania były tak absurdalne, iż ledwo powstrzymywałam gorzki śmiech. Musiałam myć podłogi dwa razy dziennie, prasować nie tylko nasze ubrania, ale i jego koszule – jakbym miała być jego służącą.
— Dlaczego ja mam żelazkiem się bawić, skoro w domu jest baba? — wrzeszczał. — jeżeli mój syn ożenił się z taką niezdarą, to niech się rozwodzi! Tyle leży, leniucha!
Mieszkając z Henrykiem, zrozumiałam, dlaczego jego żona uciekła, ledwo urodziwszy syna. Wytrzymać z nim było ponad ludzkie siły. Zaczęłam podziwiać tę kobietę, która przetrwała choć kilka lat. Była bohaterką. Ale i mój kielich goryczy się przepełnił.
Stałam w kuchni, szorując garnek, gdy teść wszedł i znów zaczął pouczać, jak „nic nie potrafię”. Jego pełen pogardy głos stał się ostatnią kroplą. Z hukiem rzuciłam garnek do zlewu, wytarłam ręce i bez słowa poszłam się pakować. Lepiej żyć w biedzie niż pozwolić temu tyranowi zniszczyć moje nerwy i zdrowie. Myślałam nie tylko o sobie, ale i o dziecku, które nie powinno słyszeć kłótni i obelg.
— Wypadaj, gdzie chcesz! — krzyczał za mną, sypiąc wyzwiskami.
Wtedy wrócił Tomek. Gdy zobaczył mój stan, ledwo się powstrzymał, by nie rzucić się na ojca. UdałemSzybko zabrał mnie stamtąd, a następnego dnia wynajęliśmy małą kawalerkę, w której wreszcie mogliśmy zacząć żyć bez strachu.