Od samego początku teściowa miała obsesję na punkcie wnuków. Już na naszym ślubie zaczęła wygłaszać kazania o tym, iż nie powinniśmy zwlekać z dziećmi.
— Nie czekajcie z powiększeniem rodziny. Dzieci to największe szczęście! — powtarzała nam przy każdej okazji.
— Na razie chcemy się ustabilizować i trochę nacieszyć życiem we dwoje. Mamy jeszcze czas na wszystko — odpowiadałam jej spokojnie.
— Chcesz być późno rodzącą matką? Nie martw się, we wszystkim ci pomogę! Popatrz, jakiego cudownego syna wychowałam. Możesz na mnie liczyć!
Starałam się zmieniać temat, by uniknąć niepotrzebnych kłótni. W tamtym momencie macierzyństwo nie było w moich planach, co było dla mnie zupełnie logiczne. Jednak teściowa nie dawała za wygraną. Zaczęła przynosić mi jakieś zioła, które miały wspomagać płodność. Doszła do wniosku, iż mamy problem z poczęciem. Polecała mi swoich lekarzy, a choćby zwracała się do różnych uzdrowicieli, aby tylko przyspieszyć pojawienie się wnuka.
Po półtora roku zaszłam w ciążę. Oczywiście bez żadnej pomocy teściowej. To my z mężem podjęliśmy decyzję. Gdy przekazaliśmy jej nowinę, niemal podskoczyła z radości.
Od pierwszego dnia zasypywała mnie radami. Kontrolowała, co jem, jak się ubieram i jak spędzam czas. Byłam bliska obłędu przez jej nachalne wskazówki.
— Będziemy mieli wspaniałą babcię! Nasze dziecko od pierwszego dnia będzie pod jej troskliwą opieką — żartował mój mąż.
Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Po narodzinach córki poprosiłam teściową, aby przyjechała do nas na kilka dni. Wiedziałam, iż początkowy okres będzie dla mnie trudny, bo nigdy wcześniej nie zajmowałam się niemowlętami. Liczyłam na jej wsparcie i doświadczenie.
Odmówiła. Stwierdziła, iż przy noworodku powinna być tylko matka. Co więcej, w kolejnych miesiącach również nie wykazywała zainteresowania wnuczką. Regularnie odmawiała opieki nad nią, a ja nie mogłam tego zrozumieć. Dlaczego tak usilnie prosiła o wnuka, skoro teraz nie chciała mieć z nim nic wspólnego?
Pewnego dnia, na moje urodziny, mąż postanowił zrobić mi niespodziankę i zaprosił mnie na kolację do restauracji. Bardzo się ucieszyłam, bo odkąd urodziła się córka, nigdzie nie wychodziliśmy. Cały mój świat ograniczał się do placu zabaw i supermarketów.
Był tylko jeden problem – z kim zostawić dziecko? Moja mama mieszka daleko, więc nie wchodziła w grę. Pozostawała tylko teściowa. Zadzwoniłam więc do niej:
— Pani Anno, mam do pani prośbę.
— Jaką? — zapytała oschle.
— Czy mogłaby pani zostać na kilka godzin z Zosią? Mąż zaprosił mnie na urodzinową kolację.
— Nie, przepraszam, ale mam plany.
— Jakie?
— A muszę się tłumaczyć? Jadę na działkę z koleżankami i nie zamierzam zmieniać swoich planów. To nie jest sytuacja awaryjna.
— Ale przecież rzadko panią proszę o pomoc…
— Nic się nie stało! Świętujcie w domu, razem z córką. Ja nie jestem darmową opiekunką!
— To przecież pani wnuczka. Tak bardzo prosiła pani o wnuki!
— Prosiłam o wnuki, ale nigdy nie mówiłam, iż będę się nimi zajmować!
— Jak to? Obiecywała pani, iż będzie pomagać! Mówiła pani, iż zawsze mogę na panią liczyć!
Szczerze mówiąc, ta rozmowa doprowadziła mnie do furii. Teściowa doskonale wiedziała, iż jest mi trudno samej, bo mąż ciągle pracuje. Jednak wymyśliła pretekst, by nie zostać z wnuczką choćby na kilka godzin. Co ciekawe, gdy zadzwonił do niej mój mąż, nagle się zgodziła.
W tamtym momencie nie miałam już ochoty nigdzie wychodzić. Jedno było pewne – od dzisiaj nie liczę na niczyją pomoc. Dobrze, iż nie ulegliśmy jej presji i nie zdecydowaliśmy się na dziecko zaraz po ślubie. A jeżeli ona kiedyś będzie potrzebowała pomocy? Cóż, chyba też będę miała swoje plany.