Dziś znów czuję ten sam gniotący ból w piersi. Chcę, żeby mój syn się rozwiódł. Po co mu taka bezmyślna żona?
Istnieje stereotyp, iż teściowe to złośliwe jędze, które bez powodu dręczą biedne, nieszczęśliwe synowe. Wystarczy przejrzeć internetowe fora pełno tam takich historii. A ja? Jestem właśnie tą złą teściową, która nie tylko czepia się synowej, ale postanowiła zniszczyć małżeństwo syna. I wiecie co? Nie wstydzę się. Jestem pewna, iż mam rację, a teraz wytłumaczę dlaczego, gdy w środku buzuje we mnie gniew i ból o mojego chłopca.
Mój syn, Krzysztof, poznał tę dziewczynę, Kingę, jakieś pięć lat temu. Przedstawił mi ją jednak znacznie później dopiero gdy oświadczył się i postanowił wziąć ślub. Od pierwszego wejrzenia mi się nie spodobała, i jak się później okazało intuicja mnie nie zawiodła. Ta dziewczyna okazała się prawdziwym koszmarem.
Zaprosiłam ich do naszego domu, do przytulnego mieszkania na obrzeżach Poznania. Kinga choćby nie zdążyła zdjąć butów, gdy zadzwonił jej telefon. Zamiast przeprosić i powiedzieć, iż oddzwoni, zaczęła gadać z koleżanką prosto w przedpokoju. Piętnaście minut! Stałam, zaciśnięta zębami, a ona chichotała i plotkowała o jakichś bzdurach. Wtedy już poczułam: coś z nią jest nie tak.
Przy stole nie zadawałam poważnych pytań tylko obserwowałam. Ale gdy rozmowa zeszła na nią samą, jej życie i plany, wszystko stało się jasne. Liceum ledwo skończyła, była na ostatnim roku technikum, ale o studiach choćby nie myślała. Po co? Kobieta, jak mówiła, powinna być żoną i matką i koniec. Pracować nie zamierzała. Teraz utrzymywali ją rodzice, a później, jak się domyślałam, ten ciężar miał spaść na Krzysztofa. Mieszkała z mamą i tatą, ale po ślubie planowała wprowadzić się do naszego mieszkania. I wisienka na torcie: była w ciąży. Jeszcze wczesnej, więc ślub musiał być szybki, zanim brzuch zdradzi jej sekret. Zachowywała się, jakby cały świat był jej coś winny, a jej uroda bilet do życia bez trosk.
Najgorsze zobaczyłam jednak, gdy Krzysztof wyszedł zapalić na balkon. Kinga natychmiast wyciągnęła paczkę cienkich papierosów i poszła za nim. W ciąży i pali! O mało nie udusiłam się z oburzenia. Co będzie z dzieckiem? Najwyraźniej ją to nie obchodziło.
Wkrótce wzięli ślub i zamieszkaliśmy razem. Wychodziłam do pracy o świcie, wracałam wieczorem, a Kinga spała do południa, potem wałęsała się po domu, nic nie robiąc, i co chwilę biegała na balkon z papierosem. W technikum wzięła zwolnienie z powodu ciąży i poszła na urlop dziekański. Każdego wieczora witał mnie chaos: sterta brudnych naczyń w zlewie, porozrzucane ubrania, pusty lodówka. Nie gotowała, nie sprzątała tylko wisiała na telefonie, gadała z mamą albo koleżankami.
Gdy prosiłam, żeby pomogła, machała ręką: raz toksykoza, raz zmęczenie. Ale to nie przeszkadzało jej włóczyć się po kawiarniach z przyjaciółkami czy tańczyć z Krzysztofem w klubach do rana. Gryzłam się w język, milczałam dla syna. A potem urodził się wnuk. I co? Kinga nie zmieniła się ani trochę. Krzysztof wstawał w nocy do dziecka, spacerował z wózkiem, woził go do lekarza. Ja pomagałam po pracy i w weekendy, padając ze zmęczenia. A ona? Wylegiwała się na kanapie, przeglądała telefon i paliła, jak gdyby nigdy nic. Trzęsłam się ze złości.
Próbowałam z nią rozmawiać spokojnie, potem ostrzej. Słuchała jednym uchem, patrząc na mnie z bezczelnym uśmieszkiem. Najgorzej było jednak to, iż Krzysztof zawsze ją bronił. Gdy zwracałam uwagę na jej lenistwo, bezużyteczność, stawał murem: Mamo, ona się stara, po prostu jest jej ciężko. I kłóciliśmy się. Krzyczał na mnie, a jej ani słowa nagany. Mój syn, mój jedyny chłopiec, oślepł z miłości do tej pustej lalki.
Napięcie w domu stało się nie do zniesienia. Pewnego dnia nie wytrzymałam i w gniewie wybuchnęłam: Zabieraj swoją żonę z dzieckiem i wynoście się! Pożyjecie sami, zobaczymy, jak sobie poradzicie!. Wyprowadzili się. Krzysztof obraził się, przestał do mnie dzwonić. Próbowałam mu wytłumaczyć, otworzyć oczy na prawdę, ale odgradzał się ode mnie murem. Teraz prawie nie ma kontaktu, nie odwiedza mnie. Jestem pewna: to Kinga nastawia go przeciwko mnie, wbija klin między nas. A ja kocham syna bardziej niż życie, i wnuka uwielbiam całym sercem.
Zdecydowałam: taka żona Krzysztofowi nie jest potrzebna. Zasługuje na więcej na mądrą, troskliwą kobietę, a nie na tę leniwą, nieodpowiedzialną dziewczynę. Może teraz tego nie widzi, ale zrobię wszystko, by ich małżeństwo się rozpadło. Nie ustąpię, dopóki nie uwolnię go z tych kajdan. Wierzę, iż w końcu zrozumie, iż miałam rację, przytuli mnie i powie: Dziękuję, mamo. A wnuka wychowamy sami bez jej bezużytecznego cienia, bez obojętności i dymu papierosowego. Nie ustąpię, bo to moja wojna o szczęście mojego chłopca.









