Chłopiec z sąsiedztwa jakby skopiowany z mojego męża. Potem dowiedziałam się dlaczego…

newsempire24.com 1 tydzień temu

Sąsiedzki chłopiec – żywy obraz mojego męża z dzieciństwa. A potem dowiedziałam się dlaczego…

Gdy razem z Robertem wreszcie wprowadziliśmy się do własnego mieszkania, wydawało się, iż życie zaczyna się na nowo. Długo wahaliśmy się przed wzięciem kredytu, ale w końcu zaryzykowaliśmy – marzyliśmy o stabilności, o drugim dziecku, a na to potrzebowaliśmy więcej przestrzeni niż wynajmowane kawalerki. Teraz musieliśmy zacisnąć pasa, ale za to mieliśmy już swój własny dach nad głową, swoje gniazdo. I wiarę, iż wszystko będzie dobrze.

Ja, Kinga, byłam pochłonięta codziennymi sprawami. Nasza młodsza córeczka, Zosia, grymasiła z powodu ząbkowania, wymagała ciągłej uwagi, a w wolnych chwilach urządzałam nowe mieszkanie – wieszałam firanki, rozstawiałam talerze i książki. Z sąsiadami nie zdążyłam się jeszcze zżyć, ale po oknach i dziecięcych głosach wiedziałam, iż w bloku mieszka sporo młodych rodzin.

Pewnego wieczoru, stojąc przy oknie, zobaczyłam Roberta – wracał z pracy i ożywioną rozmową z nieznajomą kobietą. Obydwoje się uśmiechali. Zrobiło mi się nieswojo. Nie jestem zazdrosna, ale coś w środku ukłuło. Gdy wszedł do domu, starając się mówić spokojnie, zapytałam:

— Kto to była?

— Ach – machnął ręką – tylko sąsiadka. Pogadaliśmy trochę o pracy i tyle.

Zmienił temat, a ja starałam się zapomnieć. ale niesmak pozostał.

Kilka dni później znów zobaczyłam tę kobietę – siedziałała na ławce przy placu zabaw, obok niej bawił się chłopiec około siedmiu lat. Z początku nie zwróciłam uwagi, ale później nie mogłam oderwać wzroku od dziecka. Coś w nim było… znajome. Rysy twarzy, sposób poruszania się, choćby spojrzenie.

Zosia zaczęła płakać, więc się rozprostowałam. ale myśl nie dawała mi spokoju. W domu przeglądając pudło ze zdjęciami, trafiłam na dziecięce fotografie Roberta. Na jednej z nich – mniej więcej w wieku tamtego chłopca.

Zaparło mi dech. To dziecko było żywym odbiciem mojego męża z przeszłości.

Serce ścisnęło się boleśnie. Nie chciałam wierzyć, ale nie mogłam też od tego uciec. Wewnątrz wrzałam z gniewu, żalu, strachu. Stanęłam przed Robertem z pytaniem prosto w oczy. Zawahał się. I wtedy mnie poniosło. Nie słuchałam tłumaczeń, nie dałam mu dojść do słowa. Krzyczałam, iż jest zdrajcą, iż zniszczył rodzinę, iż upokorzył mnie…

Robert w milczeniu wyszedł z domu.

A godzinę później wrócił. Nie sam. Towarzyszyła mu tamta kobieta. Zdrętwiałam – no tak, teraz przyprowadzi kochankę, będą się tłumaczyć jak w tanim serialu. Byłam gotowa na awanturę.

Lecz Robert powiedział spokojnie:

— To Wioletta. Moja dawna przyjaciółka. Wysłuchaj jej, proszę.

Nie chciałam słuchać. Ale ona zaczęła mówić. I z każdym słowem coś we mnie pękało.

Okazało się, iż jej mąż, Tomasz, był bezpłodny. Siedem lat temu, zdesperowani, postanowili spróbować in vitro. Nie chcieli jednak obcego dawcy, więc zwrócili się do Roberta – jako do zdrowego, godnego zaufania przyjaciela.

Długo się wzbraniał, ale w końcu się zgodził. Wioletta zaszła w ciążę za pierwszym razem. Chłopiec urodził się zdrowy. Nazwali go Tymoteusz.

— Byliśmy ci niezmiernie wdzięczni – powiedziała. – Uznaliśmy jednak, iż Robert nigdy nie będzie miał udziału w jego życiu. To nasz syn. Zawsze wiedział, kto jest jego ojcem. A teraz… po prostu trafem zamieszkaliśmy w sąsiedztwie.

Pokazała dokumenty medyczne, papiery z kliniki, choćby zgodę męża. Potem dołączył Tomasz, który podszedł nieco później, i potwierdził każde słowo. Byli zgodną rodziną, a Tymoteusz był dla nich wspólnym dzieckiem, a nie „biologicznym eksperymentem”.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie szumiało. Gdzieś w środku gniew ustąpił miejsca pustce.

Minął czas. Zaprzyjaźniliśmy się. Tymoteusz często bawi się z Zosią, niemal jak rodzeństwo. Patrzę na niego i widzę – naprawdę jest podobny do Roberta. Ale już bez bólu. Po prostu jak odległe echo przeszłości.

Czasem życie płata figle, od których zapiera dech. Ważne, by nie wyciągać pochopnych wniosków. I umieć słuchać. choćby wtedy, gdy chciałoby się tylko krzyczeć.

Idź do oryginalnego materiału