Co wy gadacie o młodych? Pierwszym pokoleniem, które wyginie, będą zmęczeni milenialsi

mamadu.pl 3 tygodni temu
Coraz częściej mówi się o tym, iż młode pokolenia są zupełnie nieprzygotowane na dorosłe życie i samodzielność. Zwykle takie tezy wysnuwają starsze generacje, ale to mechanizm, który znany jest od wieków. Przecież zawsze rozwój opiera się na tym, iż pojawiają się różnice pokoleniowe. Zobaczcie, co o milenialsach sądzi nasza czytelniczka.


Pokolenie milenialsów wyginie


"Ciągle słyszę ostatnio o pokoleniach, które wyginą – najczęściej starsi czepiają się młodych, mówiąc, iż pokolenia alf i zetek są totalnie nieżyciowe. Ten mechanizm jest przecież stary jak świat: młodzi, którzy mają inne, świeższe, podejście do życia są krytykowani przez starszą generację. Ci starsi są przekonani o tym, iż ich podejście do życia i wielu spraw jest lepsze i bardziej pragmatyczne, a 'młodzi jak zwykle wymyślają'" – zaczyna swoją wiadomość anonimowa czytelniczka.

"Trochę się z tym zgadzam, choć gdy patrzę na moje dzieci z pokolenia alfa, to nie mam poczucia, iż wyginą czy nie poradzą sobie w życiu. Wiem, jak chcę je wychować, staram się, żeby były empatyczne, uczciwe, mądre i dobre. Co później zrobią z tym bagażem, to zależy tylko do nich, ale też i pewnie wpływu środowiska oraz rówieśników.

Sama jestem milenialsem i muszę wam powiedzieć, iż według mnie to właśnie to pokolenie wyginie jako pierwsze. Jesteśmy generacją, która bardziej niż poprzednie jest obciążona, bo jesteśmy ambitni, chcemy równocześnie być idealnymi członkami rodziny, doskonałymi pracownikami i jednostkami społecznymi, które na każdym kroku będą spełniały ustalone normy".

Są zmęczeni, więc wszystko rzucają


Kobieta zastanawia się, czy to z powodu przepracowania milenialsi całkiem odpuszczają na każdej płaszczyźnie życia: "Stajemy na głowie, wypruwamy żyły w pracy, wychowując dzieci, i najlepiej, żebyśmy w niczym nie prosili o pomoc, bo to zniewaga. Z drugiej strony znam 30-latków, którzy zapatrzeni w pokolenie zetek pozwalają sobie na odpuszczenie.

Ale żeby to odpuszczanie było mądre i z umiarem? Oj nie, milenialsi są już tak 'przetyrani', iż jak już rezygnują, to rzucają wszystko wokół siebie. Potem mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, którzy mogliby mieć już rodziny, dzieci, osiągnięcia zawodowe, a tymczasem są hodowani w domach przez swoich rodziców.

Wiem, iż to może wielu bardziej kojarzy się z pokoleniem zetek, które wygodnie nie opuszczają rodzinnego gniazda, ale powiem wam, iż wielu moich znajomych w wieku 30-40 lat też wraca do mamusi. To wydaje się nierzeczywiste, ale naprawdę znam takie przypadki, które np. po rozwodzie wolą wrócić do domu rodzinnego niż być samodzielnym dorosłym człowiekiem".

Wracają do domu jak bumerangi


"Potem taki facet lub taka kobieta siedzi rodzicom na głowie, czasami choćby nie dokłada się do domowego budżetu, zamawia do mieszkania jedzenie na wynos i każdego dnia obija się. Jeszcze 10 lat temu kiedy w życiu naszych rówieśników coś poszło nie tak, to nikt jakoś nie myślał o tym, żeby wracać do rodziców. Traktowaliśmy to jako naukę i porażkę, ale gwałtownie chcieliśmy się po niej podnieść. Teraz widzę coraz więcej milenialsów, którzy, niczym huba na drzewie, siedzą na garnuszku swoich rodziców.

Kiedy im się rozpada związek, tracą pracę albo mają jakieś inne życiowe porażki, idą z podkulonym ogonem do mamy czy taty. Co się z tymi ludźmi dzieje? Dlaczego dorośli z pokolenia milenialsów nie umieją wziąć się w garść i znaleźć dla siebie samodzielnie pomocy i jakiegoś rozwiązania problemów?

Jak widzę życiowego 'przegrywa', który po 30 mieszka przez cały czas (albo znowu) z rodzicami, to aż nie chce mi się z nim wchodzić w relację. Co się dzieje z dzisiejszymi 30-latkami? Skąd w nich nagle taka życiowa rezygnacja? Mam poczucie, iż to oni będą pokoleniem, które pierwsze wyginie" – podsumowuje nasza czytelniczka.

Idź do oryginalnego materiału