Codziennie z moją teściową: jak zamieniła moje życie w koszmar

newsempire24.com 4 dni temu

Życie z teściową: jak zamieniła moje życie w piekło

Gdy Krzysztof i ja wzięliśmy ślub, naszą pierwszą i jak sądziłam, najmądrzejszą decyzją było zamieszkać z dala od rodziców. On pracował jako inżynier w prestiżowej firmie, a ja zainwestowałam swoją część spadku po babci w kredyt mieszkaniowy. Marzyliśmy o spokoju, cieple i małej rodzinie, którą stworzymy sami. Ale któż mógł przewidzieć, iż jego matka wprowadzi się do naszego życia tak, jakby była jego częścią…

Nie mieszkała z nami pod jednym dachem, a jednak czułam jej obecność wszędzie: w każdym gniazdku, szafce, choćby w łyżce stołowej. Żadna decyzja czy to kupno czajnika, firanek, czy choćby zwykłej maty łazienkowej nie obeszła się bez jej ingerencji.

Gdy tylko wspomniałam o wymianie zasłon, już stała w progu z torbami pełnymi katalogów, próbek i niezliczonych rad. Na święta pisała scenariusze, jakbyśmy mieli wystąpić w amatorskim teatrze. Pewnego roku zaplanowaliśmy Sylwestra w górskim domku z przyjaciółmi. Wszystko było zarezerwowane, zakupy zrobione, transport zapewniony. ale ona urządziła taki spektakl, iż sam Modrzejewska byłaby pod wrażeniem. Łzy, wyrzuty, lamenty: Taki wyjątkowy wieczór, a wy porzucacie własną matkę! W efekcie zostaliśmy w domu, tracąc pieniądze, podczas gdy ona, rozłożona w fotelu jak królowa, krytykowała artystów w telewizji.

Gdy w końcu zaszłam w ciążę, postanowiliśmy z Krzysztofem przerobić pokój gościnny na dziecięcy. Ledwo o tym wspomnieliśmy… Następnego ranka stała w drzwiach z dwoma robotnikami i rulonami tapety pod pachą. Nie zdążyłam choćby otworzyć ust remont już się zaczynał. Według jej planów. W jej kolorach. Z jej wizją. A ja stałam w swoim własnym domu, czując się jak intruz.

Sto razy mówiłam mężowi, iż to za dużo, iż nie czuję się u siebie, iż chcę sama wybierać swoje rzeczy od tapety po gąbkę do naczyń. ale on tylko powtarzał: Mama chce pomóc. Ma dobry gust. To wszystko z miłości. A moja miłość? Moje pragnienia? Mój gust? Czy to wszystko nic nie znaczy, tylko dlatego iż nie urodziłam takiego wspaniałego syna?

I wtedy nastąpił szczyt wszystkiego. Pewnego dnia wpadła do nas z triumfalną miną: Krzysztof i ja jedziemy na wakacje. Do Grecji. Muszę odpocząć, dźwigam na sobie cały świat. Stałam tam, w siódmym miesiącu ciąży, oniemiała. Mój mąż tylko mamrotał, iż nie może pozwolić, by jechała sama. Więc postawiłam sprawę jasno: jeżeli pojedzie z nią, może zapomnieć, iż ma żonę.

Jak się skończyło? Wdarła się do nas z krzykiem, iż jestem zazdrosna. Że to ona urodziła mojego męża i go wychowała, a ja jestem niewdzięcznicą. Że sama nie mogę pojechać, bo mam wielki brzuch, a teraz odbieram jej prawo do oddechu po tym niewdzięcznym życiu. W końcu robiła wszystko dla nas, a my…

Nie wiem już, co jest sprawiedliwe, a co nie. Jestem zmęczona życiem we trójkę w małżeństwie dla dwojga. Nie chcę wojny, ale nie mogę tego dłużej znosić. Czuję, jak znikam jako kobieta, żona, przyszła matka. Boję się, iż gdy dziecko się urodzi, wybierze nie tylko pieluchy, ale i jego imię, szkołę, przyjaciół…

Drogie dziewczyny, macie może rady, jak przetrwać z teściową ze złota? Czy to walka z wiatrakami i powinnam się po prostu pogodzić, wiedząc, iż będzie tu do końca jak cień, jak głos z offu, zawsze głośniejszy od mojego?

Powiedzcie wszystko. Nie wiem już, jak walczyć z tym cyrkiem.

Idź do oryginalnego materiału