Córka uderzyła kolegę w twarz. Nie takiej reakcji jego mamy oczekiwałam

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Warto nauczyć dziecko wyznaczać granice. fot. Zhivko Minkov/unsplash


Gros rodziców wciąż uważa "końskie zaloty" za słodkie, urocze i normalne. Poznajcie historię naszej czytelniczki, która nie może uwierzyć, iż w dzisiejszych czasach są kobiety, które pozwalają swoim synom na takie zachowanie. Wygląda na to, iż ci, którzy chcą nauczyć własne dziecko stawiania i respektowania granic, stają przed niemałym wyzwaniem.


"Jestem mamą dwóch dziewczynek i choć dla mnie są jeszcze malutkie, wiem, iż już muszę myśleć o ich przyszłości. Wpojenie pewnych rzeczy wymaga czasu, więc uważam, iż na pewne rozmowy nigdy nie jest za wcześnie. Ostatnia wizyta u kolegi skończyła się rękoczynami i pokazała, jak bardzo to ważne.

Nie popieram bicia


Moja Julka ma 8 lat i ostatnio poszła w odwiedziny do kolegi. To zaprzyjaźniona rodzina, która mieszka kilka domów dalej. Po jej powrocie dostałam telefon od koleżanki, u której była. Rozmowę rozpoczęła z olbrzymią pretensją, sugerując, iż muszę zrobić porządek z córką, która 'bez powodu' uderzyła jej Jasia. Uznała, iż jest 'za duża na takie załatwianie spraw' i to niemiłe tak traktować gospodarza. Skonsternowana postanowiłam wyjaśnić sytuację z dzieckiem. Prawda mnie mocno zszokowała.


Okazało się, iż Jaś poklepywał Julkę po pupie i to nie pierwszy raz. Choć wielokrotnie prosiła, by tego nie robił, on nie przestawał i co jakiś czas tak ją 'zaczepiał'. Nie wytrzymała i zrobiła to, co... doradził jej tata.

Okazało się, iż początkowo córka nie przyznała się wprost, o co chodzi i podpytała mojego męża o radę. Był przekonany, iż chodzi o ciąganie włosów czy szturchanie i doradził jej, iż jeżeli ktoś będzie ją zaczepiał, a prośby nie zadziałają, może użyć siły. Gdy dowiedział się, co zaszło, był dumny. I przyznam się szczerze, iż ja też. Oczywiście nie jestem zwolenniczką przemocy, ale cieszę się, iż potrafiła się obronić.

Mnie nikt tego nie nauczył


Sama jako nastolatka doświadczyłam sytuacji, w której ktoś pozwolił sobie na zbyt wiele, a ja nie wiedziałam, czy mogę jakoś zareagować. W końcu 'tylko' dotknął moich piersi i nic więcej 'nie nie stało'. Taka była kiedyś narracja. Wmawiano dziewczynkom, iż 'końskie zaloty' to miły gest. Nie chcę tego dla moich dzieci i wiem, iż muszę o to zadbać już dziś. Tu nie ma wymówek i taryfy ulgowej!

Nie ma mojej zgody na przytulanie moich córek, branie ich na ręce i całowanie bez ich zgody. Dzieci świetnie potrafią same wyznaczać swoje granice, wystarczy, iż my dorośli je uszanujemy, utwierdzając je w tym, iż mają do tego pełne prawo. Do tej pory 'pilnowałam' innych dorosłych: wujków, ciocie czy babcie, dziadków, by i oni do niczego nie zmuszali dziewczynek. Okazuje się, iż w przypadku starszej córki to grono właśnie mocno się poszerzyło.

Tłumaczenie mnie dobiło


Oczywiście nie mogłam tego tak zostawić. Umówiłam się na spotkanie z mamą Jasia. Oniemiałam, jednak gdy usłyszałam tłumaczenie mojej koleżanki. Stwierdziła, iż reakcja mojego dziecka była mocno przesadzona, bo to była 'tylko zabawa'. Wyjaśniła, iż oni z mężem klepią się po pośladkach w domu. To wyraz sympatii, który okazał jej syn mojej córce. Zabrzmiało to niemalże, jakby to był jakiś zaszczyt.

Absolutnie nie widziała nic złego w tym, iż moje dziecko prosiło, by jej syn przestał, a on nie reagował. Nie uważa także, by dotykanie innej osoby bez jej zgody, było czymś niewłaściwym.

Wściekła nie wytrzymałam i zapytałam, czy jak jej syn kiedyś zgwałci dziewczynę, to tak samo będzie mówić. Oburzona uznała, iż histeryzuję i z miłego gestu robię patologię. Wiedziałam, iż się nie dogadamy.

To trochę szok, bo znamy się od kilku lat i myślałam, iż mamy podobne podejście w wielu kwestiach. Jednak nie wygląda na to, by miała zamiar zrobić cokolwiek z zachowaniem swojego dziecka. Dla mnie to oznacza tylko jedno – koniec tej znajomości. Wciąż nie mogę uwierzyć, iż kobieta była w stanie powiedzieć coś takiego do drugiej kobiety".

Idź do oryginalnego materiału