"Czuję gniew za każdym razem, gdy jestem z córką na placu zabaw. Muszę ją chronić!"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Dziecko może mieć własną definicję zabawy, nie wolno nam jej tłumić. Fot. 123rf.com


Co daje dorosłym ciche przyzwolenie na regulowanie zachowań dzieci? Jakim prawem daliśmy sobie zgodę na to, by decydować choćby o tym, jak dziecko ma używać wyobraźni. Zagarniamy wszystko swoimi dorosłymi rękoma, ponieważ ktoś nam wmówił, iż wiemy lepiej. To nieprawda.


Napisała do mnie matka dziewczynki, która słuchając swojego wewnętrznego głosu, czuje narastający gniew, kiedy kolejni dorośli zatrzymują jej córkę. Dziewczynkę, która myśli inaczej, ma wzniosłą wyobraźnię i (jeszcze) odwagę, by jej używać. Nikogo nie krzywdzi, nikomu nie przeszkadza. Wybiera inne rozwiązania, wydeptuje nowe ścieżki.

Nieznajomi tego nie rozumieją i brak w nich empatii, by przyjrzeć się dziewczynce i zrozumieć, iż ona również się bawi. Tylko po swojemu…

Poniżej pełna treść listu.

"Rozumiem, iż huśta powietrze, ale…"


"Jestem mamą 6-latki, która bardzo często, zamiast sama wsiąść na huśtawkę, woli huśtać inne, zwłaszcza młodsze dzieci, ale też swoje pluszaki, lalki, choćby wiaderka lub po prostu samą huśtawkę. Gdy moje dziecko bawi się w ten sposób, nieraz opiekun innego dziecka, które akurat chciałoby zająć huśtawkę, pyta moją córkę, czy ma zamiar się huśtać, a jeżeli nie, to czy puściłaby jego podopiecznego.

Z jednej strony rozumiem, iż jeżeli ktoś huśta powietrze, to wydaje się, iż powinien ustąpić każdemu, kto sam chce wejść na huśtawkę. Z drugiej strony takie sytuacje zaczynają mnie to irytować i budzić mój sprzeciw (na razie wewnętrzny).

Bo tak naprawdę to samo dziecko powinno chyba decydować, jak chce spędzać czas na placu zabaw. I jeżeli niczego nie niszczy, nie stwarza zagrożenia dla siebie i dla innych, to czy taki dorosły albo inne dziecko mają prawo wymuszać rezygnację z takiej zabawy? To dotyczy wszystkich sprzętów ma placu.

Kiedyś posprzeczałam się z kobietą, która twierdziła, iż nie powinno się wchodzić na metalowe, ustawione jak schodki, walce à la bębny, bo na nich się gra. Tymczasem to są zabawki wielofunkcyjne – jedne dzieci uderzają w nie rękami, inne się na nie wspinają, a potem z nich zeskakują, jeszcze inne traktują je jak ladę sklepową. Czy dorośli muszą ograniczać inwencję dzieci, przeszkadzać im w zabawie i nieustannie szukać dziury w całym? Powiedziałam tamtej kobiecie, iż tacy ludzie jak ona najchętniej posadziliby dziecko i przywiązali je, żeby nie biegało, nie wspinało się, nie robiło wszystkiego, dzięki czemu się rozwija.

Kiedyś rodzice za mało interesowali się dziećmi do 8. roku życia (w mniejszych miejscowościach wciąż maluchy same wychodzą na plac i to o różnych godzinach!), a dziś poszło to wszystko w drugą stronę.

Proszę o jakiś rozsądny głos: czy ja dobrze myślę, iż nie powinno się przeganiać dzieci, bo zdaniem niektórych dorosłych powinny korzystać ze sprzętów wyłącznie zgodnie z ogólnym założeniem, czy jednak jest to niewłaściwa ingerencja i nieodpowiednie podejście?".

Idź do oryginalnego materiału