Czy można to przegapić, czy jednak zauważyć?

twojacena.pl 1 tydzień temu

Czy można przegapić swoją szansę?
„Weroniko, bądź moją żoną!” powiedział Krzysztof, czerwieniąc się i podając dziewczynie aksamitne pudełko. Siedzieli w przytulnej kawiarni, gdzie unosił się zapach świeżego ciasta, a w tle cicho grała muzyka. W oczach młodego mężczyzny błyszczała nadzieja, a usta drżały ze wzruszenia. Widząc wahanie dziewczyny, dodał:
„Wychodzisz za mnie? Czy?”
Weronika, która do tej pory spokojnie się uśmiechała, nagle spoważniała, a po jej twarzy przemknął cień irytacji. Odstawiła kieliszek musującego wina i westchnęła:
„Krzysiu, wybacz, ale nie mogę.”
„Jak to nie możesz? Dlaczego?” zdziwił się chłopak. „Minęło już pięć lat. Studia za nami. Mamy dobrą pracę, własne mieszkanie. Dlaczego nie mielibyśmy zalegalizować naszego związku? Naprawdę nie chcesz, żebyśmy stali się rodziną?”
Weronika wzruszyła ramionami:
„Krzysiek, zrozum, nie jestem jeszcze gotowa na taki krok! Chcę najpierw żyć dla siebie. Wiesz, te wszystkie 'uroki’ małżeństwa bigos, pieluchy, wizyty u rodziny w weekendy to jeszcze nie dla mnie! Pragnę poznać świat, spotykać się z przyjaciółmi. Wiesz, robić to, co mnie cieszy. Jestem młoda, całe życie przede mną! Nie chcę się teraz wiązać!”
„Więc ja jestem dla ciebie ciężarem?” spytał obrażony Krzysiek.
„Nie od razu ciężar! Po prostu mam inne cele! A poza tym, czy nam źle tak, bez tego pieczątk w dowodzie?” próbowała złagodzić sytuację Weronika. „Najważniejsza jest miłość, prawda?”
Ale w sercu Krzysztofa już kotłowała się złość:
„Inne cele? Myślałem, iż mamy wspólne marzenia! A ty wciąż chcesz biegać po klubach, jak ta ważka z bajki!”
„A, więc teraz jestem ważką! A ty, niby taki pracowity mrówek, już wszystko za nas zdecydowałeś? Nie obchodzi cię, co jest dla mnie ważne?” warknęła Weronika. „Idź sobie!”
Niepozostała narzeczona zerwała się od stolika i wybiegła z kawiarni, zostawiając Krzysztofa w osłupieniu.
Rozgniewana biegła ulicami, aż w końcu dotarła do miejskiego parku. Rzuciła się na pierwszą lepszą ławkę. Wściekłość kipiała w jej piersiach jak rozgrzana lawa, gotowa wybuchnąć.
„Jak on śmiał! Myśli, iż może decydować za mnie! Jeszcze nie mamy choćby trzydziestki, nie zdążyliśmy choćby pożyć! A on już chce mnie zamknąć w czterech ścianach?” myślała w złości.
Była tak pochłonięta gniewem, iż nie zauważyła, gdy obok niej usiadła kobieta. Dopiero gdy poczuła ostry, nieprzyjemny zapach, Weronika drgnęła i spojrzała w bok. Obok siedziała żebraczka brudna, w podartym ubraniu, z gasnącym wzrokiem.
„Mogę zabrać?” wskazała na pustą butelkę leżącą pod ławką.
Weronika, wciąż rozdrażniona kłótnią, spojrzała na nią z gniewem.
„A próbowałaś pracować? Masz ręce i nogi, mogłabyś się postarać!” rzuciła bez namysłu.
Zwykle współczuła ludzkiej biedzie, ale teraz chciała wyładować złość, która paliła ją od środka.
Kobieta skinęła głową:
„Pracowałabym, ale kto by mnie taką wziął? Nas, takich, nie wszędzie chcą.”
„A kto ci winien?”
„Nikt!” zgodziła się kobieta.
Siegnęła do kieszeni swoich podartych spodni, wyjęła niedopałek, ale po chwili schowała go z powrotem. Milczenie Weroniki potraktowała jako zachętę do dalszej rozmowy:
„Nazywają mnie Magdą Bezdomną. Gdybym nie była taka głupia za młodu, może nie siedziałabym tu teraz. Może miałabym wnuki, robiła przetwory na zimę, prasowała koszule mężowi. Też byłam taka ładna jak ty!” uśmiechnęła się bezzębnie i zakaszlała. „Młodość ma to do siebie, iż myślisz, iż świat leży u twoich stóp, iż wszystko jest na wyciągnięcie ręki. A potem okazuje się, iż to nieprawda Byłam z domu dziecka, ale miałam ambicje. Chłopaki za mną latali, a ja nos zadzierałam. Szukałam ideału. Kochał się we mnie jeden elektryk, zwykły chłopak. Zdaje się, iż miał na imię Janek. Nosił mi kwiaty, czytał wiersze, gotów był na rękach nosić! Wszyscy mówili, żebym wyszła za niego z nim jak za kamiennym murem. A ja co? 'Fe, jakiś tam Janek!’ mówiłam. Marzyłam o księciu na białym koniu, z egzotycznym imieniem, wiesz? Żeby bogaty, przystojny, żeby świat mi pod stopy rzucił. I za mąż nie chciałam. Ptak wolny, chciałam się wyszaleć”
Zamilkła na chwilę, zamyślona.
„I co było dalej?” spytała Weronika, nagle zaciekawiona.
„Nic specjalnego!” wzruszyła ramionami Magda. „Szukałam tego księcia, szukałam Bawiłam się, 'imprezowałam’, jak wy teraz mówicie. Aż spotkałam jednego przystojniaka, głupia byłam! Pięknie mówił, przysięgał miłość wieczną. Oślepił mnie tak, iż choćby nie zauważyłam, jak przepisał na siebie moje mieszkanie, które dostałam jako sierota. A potem skorzystał z mojej urody i młodości i wyrzucił mnie jak zbędny przedmiot. Wiedział, iż nikt się za mną nie ujmie. Kto będzie bronił sieroty z taką opinią? I zostałam Magdą Bezdomną. A Janek podobno już dawno szczęśliwy z inną. Dzieci, dom, wszystko jak należy. Raz choćby widziałam go z żoną i dziećmi. Szli ulicą. Nie podeszłam. Schowałam się za przystankiem, żeby mnie nie zauważył. Wstyd mi było! Wstyd i gorzko! Bo to mogłam być ja na miejscu jego żony!”
Kobieta zamilkła i zamyśliła się. Po chwili dodała:
„Tak to już bywa, dziewczyno. Nie wolno marnować szans, które daje los. Gonisz za marzeniami, a prawdziwe szczęście ci umyka. A zwykły domowy spokój jest więcej wart niż wszystkie te księciunie i zagraniczne wojaże!”
Wstała i odeszła bez pożegnania, chowając butelkę do kieszeni.
Weronika siedziała zaskoczona, ale po chwili wróciła złość: „Ta Magda sama jest sobie winna, dała się omamić, więc straciła mieszkanie! Ale ja jestem mądr

Idź do oryginalnego materiału