Czy pozwolić byłej teściowej na kontakt z dzieckiem? Moja własna matka mówi, iż brak mi dumy i sumienia.

newsempire24.com 1 tydzień temu

W jaki sposób można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Nie masz ani dumy, ani sumienia — tak powiedziała mi moja własna matka.

W zeszłym tygodniu moja córka skończyła dwa lata. Przygotowałam małe przyjęcie urodzinowe najlepiej, jak potrafiłam, bez dużych środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie pamiętał. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. Nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu to babcia. Czy dziecku jest źle od tego, iż jest kochane?

Barbara — tak ma na imię moja była teściowa — przyszła nie z pustymi rękami. Przyniosła zabawkę, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszliśmy do parku, spacerowaliśmy, potem wstąpiliśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko się skończyło, gdy do domu wróciła moja matka…

— Czy ty naprawdę nie masz wstydu?! — syknęła od progu. — Pozwalasz tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze przyjmujesz od niej prezenty — czy ty masz w ogóle godność?!

Chodziła po mieszkaniu, wymachiwała rękami, lamentowała. Mówiła, iż zabawka to tandetny chiński szmelc, słodycze to trucizna, a pieniądze — jałmużna. Całą noc jej słowa dźwięczały mi w głowie, choćby gdy już ucichła. Twierdziła, iż Barbara to „dobra babcia”, a ona, moja matka, to „ta zła”. Że zawsze wszystkich zdradzam. Że kiedyś została dla mnie bez grosza przy duszy, a teraz ja odrzucam ją dla obcej baby z BMW.

Rozwiodłam się z mężem niecały rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował rzeczy, wyszedł i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, było na nazwisko jego matki. Nic tam nie było mojego. Prawnie — nie istniałam. I nie miałam dokąd pójść.

Rozwodem zajmował się adwokat mojej teściowej — do dziś nie rozumiem po co, skoro nie było co dzielić. Mąż zrzekł się dziecka od razu. Na papierze nie miał ani majątku, ani dochodów. Nie domagałam się niczego — ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego — bym mogła zostać w mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i na to mi nie pozwolono.

Barbara nie była w szoku. To nie była pierwsza i, jak rozumiem, nie ostatnia kobieta w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko jedną z wielu. Pomogła mi choćby się wyprowadzić — wynajęła firę transportową, zapłaciła za przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.

Teraz mieszkam z mamą. Wcisnęłyśmy się we trzy do jej kawalerki. Alimenty — śmiesznie niskie. Mąż zniknął, jakby nigdy go nie było. Tylko Barbara czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.

Nie opierałam się. Nie uważałam, iż powinnam zabraniać babci widywać dziecko. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogie futro, przyjechała nowym samochodem, dała córce pluszaka i cukierki. Tylko tyle. A w domu rozpoczął się dramat.

Moja matka urządziła scenę. Krzyczała, iż jestem zdrajczynią. Że nie mam prawa pozwalać „tej kobiecie” zbliżać się do dziecka. Że skoro ojciec się zrzekł — to i babcia nie powinna mieć praw. Że to hańba dla rodziny. Doszło do tego, iż wyrzuciła mnie z domu — w środku wieczoru, z dzieckiem na rękach, bez pojęcia, gdzie iść.

Stałam w klatce schodowej i myślałam: za co adekwatnie jestem winna? Za to, iż pozwoliłam babci przytulić wnuczkę? Za to, iż dziecko bawiło się misiem? A może za to, iż jestem zmęczona samotnością?

Czasem czuję, jakbym utknęła między dwiema ścianami. Z jednej strony — mężczyzna, który uciekł od odpowiedzialności, z drugiej — matka, która udaje, iż broni, a w rzeczywistości dusi. A ja chcę tylko odrobiny spokoju. I żeby moją córkę kochano. choćby jeżeli przez tych, którzy kiedyś zranili mnie.

Ale widocznie w tym domu miłość jest czymś, za co się karze.

I czasem warto przypomnieć sobie, iż dziecko ma prawo być kochane — choćby jeżeli dorośli nie potrafią się pogodzić.

Idź do oryginalnego materiału