— Chciałam tylko pomóc dzieciom, zaopiekować się wnukiem. Wiedziałam, iż mają trudności z pieniędzmi, więc zgodziłam się, by synowa poszła do pracy — z goryczą wzdycha Helena Kowalska.
Ma pięćdziesiąt pięć lat i jest na emeryturze z powodu choroby. Dochód minimalny, ale jakoś sobie radzi. Syn dawno dorosły, a młodsza córka studiuje, dorabia i wspiera matkę.
— Syn jest żonaty od sześciu lat. Zaraz po ślubie wzięli z synową kredyt hipoteczny. Radziłam im kupić kawalerkę, by nie brać na barki zbyt dużo, ale wybrali dwupokojowe. Pomóc nie mogłam — sama ledwo wiążę koniec z końcem. Teściowie też nie pomogli, mieli własne problemy finansowe — opowiada Helena Kowalska, mieszkająca w małym miasteczku Brzeziny.
Wiedziała, iż rodzina synowej, Kingi, nie należała do zamożnych. To jej nie przeszkadzało, ale krewni Kingi przysparzali kłopotów.
— Babcia Kingi nigdy nie pracowała, a urodziła pięcioro dzieci. Żyła z gospodarstwa, ale bieda była ich codziennością. Tylko moja świekra, matka Kingi, jakoś się wybiła. Reszta jej rodzeństwa zeszła na złą drogę — wspomina Helena Kowalska.
Najstarszy syn zginął przez alkohol, średnia córka siedzi w więzieniu za kradzież, a najmłodszy syn zaginął bez wieści. Za to najmłodsza siostra Kingi, siedem lat starsza od niej, wciąż żyje na garnuszku matki.
— Ta siostra wyszła za mąż za nieudacznika. Dzieci nie mają. Mąż odsiedział już trzy lata, a przed nim jeszcze tyle samo. A ona młoda, chce żyć — opowiada Helena Kowalska.
Kiedy szwagier był na wolności, nazbierał długów, które teraz spłaca świekra, matka Kingi. Sama siostra, Aneta, wróciła do rodziców i wyrobiła sobie rentę, by mieć choć trochę pieniędzy. Pracuje, ale ledwo starcza jej na jedzenie i rachunki.
Świekra, Iwona, namawiała Anetę do rozwodu, by część długów spadła na męża. Ale ta uparcie odmawia — kocha go, choćby miał ją w przepaść pociągnąć. I wtedy nowa bieda:
— Nasze dzieci niby żyją nieźle, cieszę się. A my z mężem się rozwodzimy — zaskoczyła świekra Helenę Kowalską.
— O mało nie padłam. Tyle lat razem, i nagle to! Okazało się, iż mój były już z młodszą, która ma trójkę dzieci, zostawiając rodzinę bez żywiciela — kręci głową Helena Kowalska.
Wkrótce Kinga przyszła do teściowej, narzekając, iż brakuje pieniędzy, a męża, Krzysztofa, zwolnili z dodatkowej pracy. Dostała propozycję pracy na pół etatu i błagała, by Helena zaopiekowała się wnukiem.
— Kto im pomoże, jak nie ja? Świekra pracuje, moja córka studiuje, a reszta rodziny myśli tylko o sobie. Powiedziałam Kingusi, iż boję się nie podołać — wnuk, Bartek, to żywe srebro. A ona tuż-tuż w płacz! — wzdycha Helena Kowalska.
W końcu zgodziła się pielęgnować Bartka, ale tylko u siebie. Mieszka na parterze, podwórko ogrodzone — wygodnie. Mieszkanie teściowej było niedaleko, łatwo było przywozić wnuka. Helena, mimo bólu, łykała tabletki i dawała radę.
Pewnego dnia Bartek zachorował, i babcia musiała zostać z nim w mieszkaniu dzieci. Zaglądając do lodówki, oniemiała — pusto jak w lesie zimą. Wtedy Krzysztof wpadł się przebrać przed spotkaniem.
— Kinga zaraz wróci, na razie! — rzucił.
— Gdzie idziesz? — zdziwiła się Helena.
— Na dodatkową zmianę.
— I wtedy uderzyło mnie jak grom — wspomina z drżeniem w głosie. — Wszyscy mnie oszukali! Kinga nie pracowała dla kredytu, ale by spłacać długi siostry! Krzysztof harował na dwóch etatach, ja rujnowałam zdrowie z wnukiem, a synowa ratowała swoją rodzinę!
Helena Kowalska była wściekła. Skarżyła się synowi, ale ten bronił żony, przekonując, iż Kinga robiła to dla dobra rodziny. Teściowa nie mogła uwierzyć w takie oszustwo. Jak można patrzeć w oczy i kłamać?
Zdawała sobie sprawę, iż po awanturze relacje się popsują. Może choćby wnuka nie zobaczy. Ale na bezczelność synowej nie zamierzała się godzić. Serce pękało jej z żalu, ale prawda była ważniejsza.
**Morał:** Czasem najtrudniej jest zaufać po raz kolejny, ale prawda — choć bolesna — pozwala zachować godność i spokój ducha.