Do łagrów trafiały także dzieci. "Nie miały odwagi płakać, pohukiwały nisko jak sowy"

gazeta.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. pixabay / Samueles / ansehen


Przez sowieckie gułagi przeszły także dzieci. Początkowo były przy matce, potem trafiały do obozowych żłóbków, przedszkoli i szkół. Kiedy podrosły na tyle, by zająć się pracą, kierowano je do odpowiednich brygad. O ile oczywiście zdołały przeżyć tak długo. Nikt nie płakał nad ich losem, nikomu nie było żal wychudłych ciał i smutnych oczu.
W 1936 roku Józef Stalin zapoczątkował "Wielką Czystkę", czyli polowanie na tzw. wrogów ludu. Tych w Związku Sowieckim nie brakowało, a łagry i gułagi zostały bardzo gwałtownie zapełnione. Trafiali tam nie tylko kryminaliści, ale również osoby, które zostały zaklasyfikowane jako "element niebezpieczny". Magdalena Grzebałkowska w swojej najnowszej książce "Wojenka" opisuje m.in. losy tych ostatnich, a także ich potomków: "Gdyby oboje mieli dzieci, każde z nich staje się wrogiem ludu i musi wraz z matką zostać ukarane zesłaniem, a następnie poddane resocjalizacji w domu dla dzieci wrogów ludu. Może się zdarzyć, iż wróg ludu urodzi wroga ludu już w łagrze. Wówczas takie dziecko powinno zostać matce odebrane i przekazane do wyżej wymienionego domu dziecka". Tu również należy wspomnieć także o tych dzieciach, które przyszły na świat w obozowym lazarecie. Ich również nie brakowało.


REKLAMA


Zobacz wideo Kiedy dziecko zaczyna mówić? Logopedka: Na prawdziwe "mama" trzeba poczekać


Dzieci aresztowano wraz z matkami. Nie było skrupułów
W 1937 roku w Rosji sowieckiej został wydany specjalny rozkaz operacyjny dotyczący aresztowań żon i dzieci "wrogów ludu". Zabraniano w nim wiezienia kobiet ciężarnych i karmiących, jednak rozporządzenie z 1940 roku stanowiło, iż dzieci mają przebywać z matkami do ukończenia osiemnastego miesiąca życia, kiedy "znika konieczność karmienia ich piersią". Po tym czasie malucha należało umieścić w sierocińcu lub oddać na wychowanie krewnym.
Praktyka była jednak nieco inna. Regularnie dochodziło do aresztowań kobiet ciężarnych, czy tych, które zaledwie kilka dni wcześniej powitały na świecie dziecko. Jedną z takich historii przytacza w swojej książce pod tytułem "Gułag" Anne Applebaum. Autorka wspomina o więźniarce imieniem Ratner, która została aresztowana w latach dwudziestych. Wysłała ona Dzierżyńskiemu sarkastyczny list z podziękowaniami za "aresztowanie" jej trzyletniego syna i umieszczenie go wraz z nią w więzieniu, które nazywała "fabryką aniołków".


"Zajście w ciążę ułatwiało życie"? Nie zawsze
Okazuje się, iż niektóre dzieci urodzone w sowieckim łagrze, były "celowo i świadomie sprowadzone na ten świat". Bo wśród osadzonych kobiet były też kryminalistki lub więźniarki skazane za drobne przestępstwa, a ciąża jawiła im się niczym "urlop od pracy". Były kierowane do lżejszych zadań i otrzymywały większe racje żywnościowe. Miały również nadzieję na szybsze zwolnienie z odbywanej kary (bo amnestie się zdarzały, ale nie dotyczyły one nigdy kobiet skazanych za przestępstwa kontrrewolucyjne).
"Zajście w ciążę ułatwiało życie" - powiedziała Applebaum Ludmiła Chaczatrin, tłumacząc pisarce, dlaczego więźniarki tak chętnie sypiały ze strażnikami. Po porodzie gwałtownie porzucały dzieci, które trafiały do obozowych żłobków. Nikt ich nie kochał, nikt nie przytulał i też nikt nie płakał, kiedy rankiem ich zimne cało było wrzucane do zbiorowej mogiły.


Żłobek, przedszkole i życie za kratami
Dzieci, które przyszły na świat w łagrze lub trafiły tam w związku z aresztowaniem rodziców, nie miały łatwego życia. Część z nich nie doczekała dorosłości. Były dziesiątkowane przez głód i choroby zakaźne. Często umierały w męczarniach.
W obozowych żłobkach brakowało nie tylko jedzenia, ale również i miłości. "Widziałam pielęgniarki budzące rano dzieci. Wyganiały je z zimnych łóżek kuksańcami i kopniakami [...]. Okładając je pieścami i wyzywając od ostatnich, ściągały z nich koszule nocne i myły w lodowato zimnej wodzie. Dzieci nie miały odwagi płakać. Posapywały tylko jak staruszki i pohukiwały nisko jak sowy. Ten sowi dźwięk słychać było z łóżek przez cały czas. Dzieci, które powinny siadać i raczkować, leżały na plecach z podkulonymi nóżkami i to one wydawały z siebie te dziwne odgłosy" - Applebaum przytacza wspomnienia jednej z więźniarek, która urodziła dziecko w gułagu. Dziewczynka została odebrana matce po ukończeniu 15 miesiąca, jednak umieszczona w obozowym żłobku - gwałtownie zmarła.
"Wieczorem, kiedy wróciłam z drewnem na opał, jej łóżeczko było puste. Znalazłam ją - nagą - w kostnicy, obok zwłok dorosłych. Przeżyła na tym świecie rok i cztery miesiące" - wspomina Hawa Wołowicz. Jej córka miała na imię Eleonora.
Niektórym maluchom udało się przeżyć. Trafiły do sierocińców, gdzie wychowywano ich na "prawdziwych patriotów". Musiały jednak zapomnieć o swoim pochodzeniu, rodzicach. Ich historia była spisywana na nowo.
Idź do oryginalnego materiału