Dziewczynka, z którą nikt nie chce się zaprzyjaźnić.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Kiedyś przyprowadzono do mnie dziewczynkę, z którą, jak mówi jej mama, nikt się nie zaprzyjaźnia. Nigdzie…

Zmieniły dwie szkoły, dziesiątki kółek zainteresowań, choćby miejsce zamieszkania… Mama niestrudzenie pociesza córkę, mówiąc, iż złe dzieci nie umieją jej docenić, ale następnym razem (którym to już z kolei???) pojawią się dobre, które będą się z nią przyjaźnić i doceniać…

Dziewczynka tak mocno wierzy w mamę i jej wygodną wersję, iż jest obrażona na cały świat — dlaczego dobrzy ludzie tak długo się nie pojawiają?

Siedzi na przeciwko mnie, nadąsana, a w jej oczach łzy gotowe do wypłynięcia…

Podchodzę bliżej, chwytam jej dłonie i cichutko pytam:
— A skąd wiesz, iż nikt cię nie lubi? Odrzucają cię? Nie odpowiadają na twoje powitania? Nie przyjmują pomocy? Nie reagują na prośby…

Dziewczynka patrzy zaskoczona i odpowiada:
— Nie… ja tylko siedzę, a nikt do mnie nie podchodzi…
— Wiesz, iż tak siedząc, długo będziesz czekać? — uśmiecham się — Odważę się jednak powiedzieć, iż przyjaciele się nie pojawią…

— Dlaczego? — łzy zaczynają płynąć.
— Bo chcesz się zaprzyjaźniać, ale nie znasz najważniejszej zasady przyjaźni…
— Znam!!! — krzyczy dziewczynka.
— Oświeć mnie! — proszę.

— Kiedy się przyjaźnią, to wszyscy dzielą się ze MNĄ, wszędzie MNIE zapraszają, wszystko MNIE opowiadają i kochają MNIE…
— A co robisz ty…
— A ja chodzę z nimi…

— Cenna nagroda. Dla takiej powinna się kolejka ustawić…
Ale tak na poważnie, powiedz mi, CZY POTRAFISZ SZCZERZE INTERESOWAĆ SIĘ ŻYCIEM INNYCH LUDZI…

Niech to choćby nie będą koleżanki z klasy…
Powiedz mi, co lubi twoja mama…
Kiedy jest smutna…

Pytasz ją czasem, jak się czuje?
Czym można jej pomóc, kiedy jest zmęczona…
A może tata?
Albo brat?

Albo ktokolwiek z tych, których znasz…
— A nie powinnam!!! Mam tylko 10 lat!!! — wybucha.
— Ty już MASZ 10 lat, — odpowiadam spokojnie… i zaczynamy uczyć się przyjaźni…
Dziewczynka oczywiście nie jest winna…

A takich jak ona, teraz jest co drugi…
To wszystko nasz rodzicielski dzieciocentryzm, kiedy choćby nie mamy pomysłu, iż można uczyć dziecko nie tylko brania, ale i dawania…
Nie jesteśmy już dla nich rodzicami, ale animatorami, którzy odczuwają natychmiastowe poczucie winy, gdy tylko dziecko się nudzi…

Rzucamy się, żeby je zabawić lub podsuwamy telefon jako wybawienie…
A potem nie potrafią sami się sobą zająć, i żądają nowych rozrywek, oskarżając nas, iż im nudno…

I nielicznym rodzicom przyjdzie do głowy, by odpowiedzieć, iż i im nudno słuchać o nudzie…
Trzeba jednak powiedzieć, by uruchomić inne procesy myślowe, które prowadzą do zdrowych relacji zarówno z samym sobą, jak i z otaczającym światem…
Każdy przedszkole, czy szkoła podstawowa, to zjazd małych książąt, którzy nie nauczyli się interesować nikim poza sobą samym…

Rozbuchany egocentryzm jest wszędzie, i nie przesadzam…
Zaspokajamy ich wszelkie żądania, a oni potem widzą w nas jedynie wykonawców swoich kaprysów…

Nie potrafią się przyjaźnić, popisują się gadżetami i rozchodzą się po kątach…

Wychowujemy ich, jakbyśmy przygotowywali do tronu, a nie do prawdziwego życia wśród ludzi…

I ten proces trzeba zatrzymać.
Pora nauczyć ich jedynego warunku wszystkich wartościowych relacji — od przyjaźni po miłość — WZAJEMNOŚCI.

Pora już dawno na to, moi drodzy.

Idź do oryginalnego materiału