Kiedy choroba rozdziela rodzinę: dramat w domu Agnieszki
Agnieszka siedziała w kuchni, trzymając w dłoniach kubek z wystygłą herbatą. Za oknem szarzył listopad, a w jej mieszkaniu na obrzeżach Poznania rozgrywała się prawdziwa burza. Jej matka, Barbara Kowalska, znowu do niej przyjechała – z gorączką, kaszlem i wiecznymi narzekaniami. Od kilku lat, gdy tylko Barbara czuje się choć trochę gorzej, pakuje torbę i jedzie do córki. I za każdym razem Agnieszka ląduje w środku konfliktu, rozdarta między opieką nad chorą matką, swoją roczną córeczką i wkurzonym mężem.
Barbara zapewnia, iż w swoim mieszkaniu w sąsiedniej dzielnicy jest jej strasznie samotnie i się boi. „A co, jeżeli będzie mi jeszcze gorzej? Co, jeżeli sobie nie poradzę?” – powtarza, patrząc na Agnieszkę z wyrzutem. Ale Agnieszka wie, iż to nie tylko lęk. Gdy tylko matka zachoruje, zmienia się w kapryśną królową, która chce uwagi co minutę. A Agnieszka ma urlop macierzyński, małą Zosię, która właśnie uczy się chodzić i ciągle potrzebuje mamy, i męża Piotra, którego cierpliwość topnieje z każdą wizytą teściowej.
Kiedy Barbara jest chora, niby stara się zostawać w swoim pokoju. Ale wirusy nie pytają o pozwolenie – idzie do łazienki, zagląda do kuchni, zostawiając za sobą ślad kaszlu i kichania. Agnieszka boi się o Zosię – co, jeżeli dziecko się zarazi? Ale matce tego nie wytłumaczysz. „Przecież nie specjalnie, córeczko” – wzdycha Barbara – „jestem ostrożna”. A potem zaczyna się: „Ugotuj mi zupę, ale nie za słoną, bo gardło mnie boli. Przynieś herbatę, ale nie za gorącą, bo się poparzę. Otwórz okno, duszno, nie, zamknij, zimno!”. I za każdym razem, gdy Zosia zaczyna płakać, matka krzywi się: „Oj, jak ona wrzeszczy, nie da się spać”. choćby Piotr, który tylko przechodzi obok, słyszy: „Tupie jak słoń, drzwiami trzaska, żadnego spokoju!”.
Dawniej było inaczej. Agnieszka i Piotr żyli swoim życiem, wychowywali córkę, a do Barbary zaglądali raz w miesiącu – porozmawiać, pomóc z zakupami. Matka była samodzielna: sprzątała, gotowała, choćby chorowała bez dram. Prosiła tylko o podrzucenie leków. Ale potem coś się zmieniło. Barbara zaczęła dzwonić częściej, narzekać na samotność, na zdrowie. „A co, jeżeli będzie mi naprawdę źle, a was nie będzie?” – mówiła drżącym głosem. „Przecież jestem sama, zupełnie sama.” Agnieszka próbowała uspokajać: „Mamo, codziennie do ciebie dzwonimy, jesteśmy blisko, wszystko będzie dobrze”. Ale matka nie słuchała, jej lęki rosły jak lawina.
Pewnego dnia Barbara zadzwoniła zapłakana – było jej tak źle, iż wezwała karetkę. Piotr był na nocnej zmianie w fabryce, więc Agnieszka musiała biec do matki, niosąc Zosię. Wtedy zabrali Barbarę do siebie – poili herbatą, doglądali. Ale od tamtej pory wszystko się zmieniło. Teraz, gdy tylko matka miała gorączkę albo kaszel, stawała w ich drzwiach. Czasem to trwało kilka dni, czasem tygodnie. Bywały chwile, gdy Barbara leżała z wysoką temperaturą, dusząc się od kaszlu, i żądała, by Agnieszka siedziała przy niej, podawała leki, słuchała narzekań. A Zosia w tym czasie płakała w łóżeczku, a Agnieszka biegała między pokojami, czując, jak w środku rośnie bezradność.
Każda wizyta matki stawała się próbą. Barbara mogła się obrazić, jeżeli zupa była „nie taka”, albo nagle oświadczyć, iż wraca do domu, bo „wszyscy ją tu wkurzają”. Agnieszka bała się o matkę – a co, jeżeli naprawdę wyjedzie w takim stanie? Ale jeszcze bardziej bała się o Zosię, o Piotra, o ich rodzinę, która zaczęła się rozpadać. Piotr, który kiedyś życzliwie traktował teściową, teraz marszczył się na samo jej wspomnienie. „Ona nas wykorzystuje, Aga” – mówił. – „W domu choruje normalnie, a tu przyjeżdża, żebyś się nią zajmowała”. Agnieszka to widziała, ale nie umiała powiedzieć tego matce. „A co, jeżeli się pokłócimy?” – myślała. – „Jeśli się obrazi i przestanie z nami rozmawiać? Ale tak dalej być nie może, już ledwo daję radę.”
Piotr przestał ukrywać irytację. „Trzeba z nią pogadać” – mówił. – „Inaczej nam życie zrujnuje”. Agnieszka wiedziała, iż ma rację, ale serce ściskał strach. Jak znaleźć słowa, żeby nie urazić matki, ale ochronić rodzinę? Jak wytłumaczyć, iż miłość do niej nie znaczy, iż Agnieszka nie ma prawa do własnego życia? Patrzyła na śpiącą Zosię, na zagniewaną twarz Piotra i rozumiała – trzeba coś zrobić, bo inaczej ich dom się nie ostoi.
Co powinna zrobić Agnieszka? Jak uratować rodzinę, nie tracąc więzi z matką? Ta historia nie jest tylko o chorobie – ale o granicach, o miłości, która czasem staje się zbyt ciężka, i o wyborze, który boli jak rozdarte serce.