Gdzie jest tata

dziecisawazne.pl 2 lat temu

„Tato, przestań! To nie jest śmieszne! Dosyć!”, mówi moja dziesięcioletnia Noam z płaczem i ze złością. Najpierw czuję się urażony i zakłopotany, staram się z tego wybrnąć – nie rozumiem, skąd biorę te szydercze uwagi, akurat gdy moja córka jest zrozpaczona i zdezorientowana, gdy potrzebuje mojej pomocy. Jedziemy samochodem przez centrum miasta od świateł do świateł; ona jest bardzo zestresowana, chce zdążyć na istotną próbę przed występem z koleżankami, a ja w tym czasie śmieję się z niej. Dlaczego?

Przecież doskonale wiem, iż ważniejsze jest, abym jej teraz wysłuchał i był z nią, a nie się z niej nabijał.

Mur, który nazywam tatą

Nagle przed oczami staje mi obraz z wycieczki na pustynię z moim ojcem. Siedzimy przy ognisku, księżyc w pełni oświetla ogromne skały otaczające źródło, przy którym rozłożyliśmy śpiwory. Patrzę na ojca, wyczerpany i sfrustrowany wysiłkami, aby przebić ten mur… który nazywam tatą. Po prostu nie da się do niego dotrzeć. Dopóki nie pojawią się łzy, dopóki nie spojrzę mu w oczy i nie powiem: „Tato! Boli mnie, jestem smutny i zrozpaczony!”, on niczego nie zauważy, dalej będzie sobie filozofował, drwiąco żartował, pozostanie oddalony, po drugiej stronie ogniska, nie mając pojęcia, co się ze mną dzieje.

Gdy moja córka jest wzburzona i zrozpaczona, we mnie uruchamia się automatyczny mechanizm zamknięcia w sobie trudnych uczuć. Odziedziczyłem po ojcu kierujące mną przekonanie o tym, iż trudne emocje są czymś niebezpiecznym. Jako dziecko pytałem go na przeróżne sposoby: czy można czuć się jak u siebie, czuć się chronionym i bezpiecznym (pierwsza prośba) także wtedy, gdy otaczają nas trudne emocje? Otrzymywałem od niego raz za razem poczucie, iż to niemożliwe. Nauczyłem się też naszego rodzinnego sposobu radzenia sobie z nimi, przejąłem mechanizm, przy pomocy którego można je od siebie odsunąć, a zarazem wmawiać sobie, iż przez cały czas się komunikujesz. Nasza metoda opierała się na dystansie, racjonalizmie i kpinie.

Jesteś bardziej dzieckiem swoich rodziców czy rodzicem swoich dzieci?

A teraz ja sam tak postępuję. Po latach przyglądania się własnemu cierpieniu – bólowi dziecka, które zostawało samo ze swoimi trudnymi emocjami, bez domu i bez czułości – przez cały czas tkwię w ulicznym korku, bardziej lojalny wobec mojego ojca niż własnej córki. Bardziej zajęty byciem synem mojego ojca niż ojcem, którym jestem.

Istnieje zasłona iluzji, która umożliwia nam dalszą lojalność wobec naszych rodziców. Jak długo podtrzymujemy tę lojalność, tak długo ta zasłona ma dla nas zasadnicze znaczenie. Usunięcie jej byłoby niczym akt zdrady wobec własnych rodziców. To takie proste, a zarazem takie bolesne. Przekonania, z których stworzona jest ta zasłona, są myślowym podłożem, na którym wzrośliśmy. Przywiązanie do tych wciąż rządzących nami iluzji – z punktu widzenia zranionego chłopca czy dziewczynki w nas – to najprostszy sposób, aby przez cały czas trzymać się rodziców. Aby ich nie opuścić. Gdy przekazujemy ten pakiet iluzji swoim dzieciom, tak jak przekazujemy z pokolenia na pokolenie perłowy naszyjnik praprababci, mówimy z miejsca znajdującego się najgłębiej w nas: „Tak, mamo, tak, tato – mieliście rację”.

Bariera między nami a naszymi dziećmi

Chcę dotknąć duszącej lojalności dorosłych wobec ich rodziców. Wskazać jej źródła oraz barierę, którą wznosi pomiędzy nami a naszymi dziećmi. Chcę (możliwie jak najdelikatniej) doradzić, jak się z niej wyzwolić, pozbyć się jej zupełnie (jeśli na to pozwolicie). Aby pozostała jedynie lojalność wobec tego, co czujecie w sercu jako człowiek i jako ojciec lub matka.

Uwaga! Reklama do czytania

Rodzicielstwo Serca

Cud Rodzicielstwa i Dzieciństwo Rodziców

Bestseller izraelskiego terapeuty i jego długo wyczekiwana kontynuacja

kup w pakiecie

Skąd tak silna lojalność wobec rodziców?

Źródłem lojalności wobec naszych rodziców jest to, iż nie dostaliśmy od nich szansy, aby być dziećmi. Z tej lojalności wypływa także nasza lojalność wobec ich postrzegania świata. Rozstanie z rodzicami, ze zranionym dzieckiem w nas, które jest wierniejsze im niż samemu sobie, możliwość, aby spojrzeć na nich swobodnie bez poczucia, iż ich opuszczamy, bez lęku, iż wraz z nimi porzucimy też szansę na dom i miłość na tym świecie – wyzwolą nas i będziemy mogli naprawdę posłuchać naszych dzieci bez warstw zatykających nam uszy, usłyszeć je swobodnie i wyraźnie.

Zdjęcie zasłony iluzji przypomina proces zrzucania starej skóry przez węża. Czasem w trakcie tej wylinki utykamy i znów wkładamy naszą poprzednią, znajomą skórę. Dzieje się tak dlatego, iż w procesie rozstania z prawdami, które straciły ważność, pozbywamy się zarówno tej starej skóry, jak i wpływu swoich rodziców.

Właśnie tak jest.

Tam w środku jest bowiem chłopiec czy dziewczynka, którzy przyjęli te prawdy, aby pozostać w przymierzu z mamą i tatą. Gdy zamierzamy zrzucić te prawdy z siebie – choćby jeżeli wydaje się nam, iż jesteśmy dorośli i w pełni niezależni od rodziców – dziecko w nas, które zawarło przymierze z rodzicami dzięki tych starych prawd, krzyczy głośno: „Nie! Nie jestem gotowe, aby zrzucić tę skórę, nie jestem gotowe zobaczyć, iż ta idea jest iluzją! Co powie tata? Jak poczuje się mama? Jak mam dalej otrzymywać od nich miłość, jeżeli złamię umowę, jeżeli zerwę przymierze?”. Wówczas zatrzymuje się proces wylinki i odnowy, a małe, zranione dziecko w środku się uspokaja. „Uff, było blisko… Ale teraz znów wszystko jest w porządku. Jestem w domu, są mama i tata, a to jest warte każdej ceny. Będę dalej trzymał się tej iluzji, którą odziedziczyłem – mówi dziecko lojalne wobec rodziców, którzy są w nim. – To nic strasznego, może trochę uwiera, ale przynajmniej jest znajome i bezpieczne”.

Przeczytałaś/łeś właśnie fragment książki Dzieciństwo rodziców

Uwaga! Reklama do czytania

Dzieciństwo rodziców

Jak nie tylko dorosnąć, ale także dojrzeć.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl
Idź do oryginalnego materiału