Jak mąż zrozumiał, co znaczy „odpoczywać” na urlopie rodzicielskim w zaledwie tydzień

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj postanowiłam opisać, jak mój mąż zrozumiał, czym naprawdę jest „odpoczynek” na urlopie rodzicielskim. Wiele mężczyzn uważa, iż macierzyński to wakacje, gdy kobieta może się wyluzować i cieszyć wolnym czasem, zajmując się tylko dzieckiem. Ale rzeczywistość bywa zupełnie inna.

W naszej rodzinie mamy dwóch synów – Igora i Tymka – różnica wieku to niecałe dwa lata. Te małe „urwisy” mają niespożytą energię i wyobraźnię. Ich wspólne zabawy często zmieniają dom w pole bitwy, a ja zostaję piratem, królową dżungli albo więźniem w ich wymyślonych światach. Oprócz tego musiałam ogarniać dom: gotować, sprzątać, prać, chodzić na zakupy. Każda minuta była zaplanowana, żeby gdy Krzysztof wracał, wszystko było na miejscu, a obiad czekał na stole.

Krzysztof pracował w fabryce, utrzymując naszą rodzinę. Starałam się, żeby po ciężkim dniu miał chwilę spokoju. Wieczorami bawił się z chłopakami, czytał im bajki albo budował z klocków. Ale finanse były napięte – oprócz codziennych wydatków musieliśmy spłacać kredyt. Każdy grosz się liczył, planowaliśmy każdy wydatek.

Aż tu nagle – jak grom z jasnego nieba – w fabryce zaczęły się zwolnienia. Krzysztof dostał wypowiedzenie. Dostał odprawę, równowartość dwóch pensji, ale i tak był załamany. Czuł się bezużyteczny. Pierwsze dni spędzał na kanapie, wgapiony w telewizor. Myślałam, iż to przejściowe, iż zaraz zacznie szukać pracy. Ale dni mijały, a on wciąż tkwił w tym letargu.

Widząc, iż oszczędności topnieją, musiałam działać. Pewnego wieczoru, gdy znowu siedział przed telewizorem, powiedziałam:
— Kochanie, dostałam propozycję powrotu do pracy. Skoro teraz ty jesteś wolny, może weźmiesz urlop rodzicielski i zajmiesz się chłopakami, gdy ja będę pracować?

Krzysztof osłupiał:
— Co? Ja? Mam być w „macierzyńskim”? Gotować, sprzątać, zajmować się dziećmi?

Uśmiechnęłam się:
— Sam mówiłeś, iż to odpoczynek. Też możesz spróbować.

Po krótkim namyśle się zgodził. Przeszliśmy „szkolenie” – pokazałam mu, jak ogarniać dzieci i dom. Notował wszystko w zeszycie, żeby nic nie pominąć.

Pierwszy dzień mojej pracy zapadł mi w pamięć. Wróciłam do domu, a tam istny armagedon: zabawki porozrzucane, w kuchni góra brudnych naczyń, dzieci głodne i marudne. Krzysztof powitał mnie przepraszającym wzrokiem:
— Przepraszam, nie zdążyłem zrobić obiadu…

Westchnęłam i zabrałam się za porządki, tłumacząc sobie, iż to przez brak wprawy. Ale tak było codziennie. Po tygodniu Krzysztof się poddał:
— Nie dam rady. To nie jest odpoczynek, to katorga. Niech chłopaki idą do przedszkola.

Przyspieszyliśmy zapisy, a Krzysztof zaczął szukać pracy. niedługo znalazł nowe miejsce i życie wróciło do normy. Teraz, wspominając tamten czas, śmiejemy się, jak to Krzysztof „odpoczywał” na macierzyńskim.

Ta historia była dla nas obojga lekcją – urlop rodzicielski to nie wakacje, tylko ciężka praca, wymagająca cierpliwości i poświęcenia. Teraz Krzysztof docenia to, co robię w domu, bo widzi, iż to wcale nie jest łatwe.

Idź do oryginalnego materiału