Jeden dzień w gościnie: jak dzieci wytrzymały wizytę u teściowej

newsempire24.com 3 dni temu

Dobrze pamiętam tamten weekend, gdy teściowa zaprosiła nas do swojego domu za miastem. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty jechać. Nasze relacje zawsze były… powiedzmy, chłodne. Nie kłóciłyśmy się otwarcie, ale i bliskości między nami nie było. Dzwoniła tylko od czasu do czasu, by spytać o wnuki, a ja byłam zadowolona, iż nasze kontakty ograniczają się do krótkich rozmów. ale po przejściu na emeryturę Halina Stanisławowa nagle postanowiła zostać “babcią roku” i zaprosiła nas: “Przyjedźcie na grilla, odetchniecie świeżym powietrzem, odpoczniecie!” No cóż, skoro mężowi to nie przeszkadzało, a dzieciom będzie miło – zgodziłam się.

Mąż choćby wziął wolne w pracy. Przyjechaliśmy, rozgościliśmy się, kiełbaski dopiekały się na grillu, dzieci bawiły się radośnie, a pogoda była przepiękna. Umieszczono nas na piętrze – wygodnie i przestronnie. Wieczór upłynął przyjemnie, teść nalał mężowi parę kieliszków, rozmawiali. Ja tymczasem usypiałam młodsze dziecko, a starsze bawiło się w ogrodzie z babcią i dziadkiem – przyszli choćby sąsiedzi. Gdy wróciłam po dwóch godzinach, twarz teściowej była wykrzywiona: “Zabierz go. Wykręcił mi wszystkie nerwy! Biega bez przerwy!”

Rano wstałam wcześnie, by przygotować śniadanie. Młodsze było ze mną w kuchni, starsze obudziło się później i wyszło grać w piłkę. Wtem wpada Halina Stanisławowa, cała roztrzęsiona: “Twój syn jest kompletnie niegrzeczny! Biegał po schodach, krzyczał, a goście jeszcze śpią!” Tyle iż nikt nie spał – było już prawie dziewiąta. A mój syn nie biegał, tylko schodził ostrożnie. Ale jej nie przekonasz – jeżeli wnuk hałasuje, to znaczy, iż ja źle wychowuję.

Później starszy znowu przebiegł po schodach, gdy wszyscy byli na dworze. “Proszę! Znowu biega! Żadnego spokoju z wami!” – westchnęła teatralnie, przyciskając dłoń do czoła. Powstrzymałam się, ale w środku gotowałam się: “Po co nas w ogóle zapraszała, skoro własne wnuki ją męczą?”

Wkrótce młodszy rozpłakał się – ząbkował. Rozpętała się histeria. Teściowa zerwała się, jakby poraził ją prąd: “Oj, już! Tego nie zniosę! Wyjeżdżajcie dziś! Jeszcze jeden dzień, a zwariuję!” – zawołała, przybierając pozę męczennicy. Mąż próbował protestować: “Mamo, jeszcze nie wytrzeźwiałem po wczorajszym, nie mogę prowadzić!” Wtedy sięgnęła po alkomat. Tak, dobrze słyszycie – co pół godziny sprawdzała, czy syn może już nas wyrzucić.

Do obiadu już pakowaliśmy walizki. Pożegnanie było oschłe. Mąż do dziś utrzymuje kontakt z rodzicami, ja już nie odbieram telefonów. I nie zamierzam. Niedawno znowu zadzwoniła – zapraszała na Nowy Rok do swojego “raju” za miastem. Odpowiedziałam stanowczo: “Nie. Raz wystarczy. Twoja gościnność – aż nadto.”

Idź do oryginalnego materiału