"Jestem opiekunką na koloniach. Rodzice kłamią na potęgę, a ich dzieci zwijają się z bólu"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Zatajanie informacji o alergiach czy przeciwwskazaniach do zajęć jest nieodpowiedzialne. Fot. Marek BAZAK/East News


Tego błędu nigdy nie popełniajcie przy zapisywaniu dziecka na kolonie. Choć niektórym może się to wydawać błahostką, czasem od tego zależy życie dziecka.


Przy zapisywaniu dzieci na kolonie i obozy rodzice lub opiekuni prawni muszą dostarczyć tzw. kartę kolonijną. To formularz, w którym należy wpisać m.in. informacje o stanie zdrowia dziecka czy przebytych szczepieniach. Po naszym artykule dotyczącym żądań organizatorów wyjazdów, by do dokumentów dołączać zaświadczenia lekarskie – co jest niezgodne z prawem – napisała do nas Monika (imię zmienione).

Monika jest pedagożką i wychowawczynią kolonijną. Pracę jako opiekunka zaczęła jeszcze na studiach i – jak sama przyznaje – od tego czasu "widziała już niemal wszystko". Po przeczytaniu tekstu o zaświadczeniach od lekarza Monika podzieliła się swoją refleksją.

Jej zdaniem taki wymóg, by do karty kolonijnej dołączyć pismo od lekarza informujące o ewentualnych chorobach czy przeciwwskazaniach do różnych aktywności, jest całkiem niezłym pomysłem. W swojej karierze kilkukrotnie miała pod opieką dzieci, których rodzice kłamali w formularzach. Nie wpisali dolegliwości lub alergii, przez co koniec końców cierpiało ich dziecko.

Nigdy nie róbcie tego dzieciom


"Organizatorzy kolonii nie mogą wymagać od rodziców oświadczeń o stanie zdrowia podpisanych przez lekarza, wiem. I to jest ogromny błąd. Pracuję w tym zawodzie od prawie 10 lat. Uwielbiam pracę z dziećmi i wiem, bo widziałam to wiele razy, jaką transformacją dla dziecka mogą być kolonie czy obóz. Choć praca jest moją pasją, nie zapominam, iż to ogromna odpowiedzialność. Problem w tym, iż czasem rodzice, podejrzewam, iż celowo, utrudniają mi zadanie.

W zeszłym roku pracowałam na czterech turnusach. Na dwóch musieliśmy korzystać z pomocy medycznej, a jeden przypadek był na tyle poważny, iż rodzice musieli odebrać córkę już po kilku dniach pobytu. Otóż rodzice, z 'troski' o dzieci, zatajają przed organizatorami kolonii niektóre problemy zdrowotne swoich dzieci. Według nich to nie są żadne poważne schorzenia, choć dla mnie, osoby, która bierze odpowiedzialność za te dzieci, to głupota, by o tym nie wspominać.

Ta dziewczynka, po którą rodzice musieli przyjechać, była uczulona na skorupiaki. Ryby mogła jeść do woli, ale wszelkie owoce morza wywoływały u niej reakcję alergiczną. Rodzice uznali, iż to drobiazg, bo przecież na koloniach dzieciaki jedzą mielone z ziemniakami i mizerią, nie małże. No to się pomylili. Może i na obiad były mielone, ale dzieci kupują różne przekąski. Jedno miało jakieś chipsy krewetkowe czy coś podobnego. Dziewczynka zaczęła puchnąć, język i usta miała tak spuchnięte, iż nie mogła mówić. Na szczęście mogła oddychać i nie straciła przytomności, ale i tak jechaliśmy z nią na SOR, gdzie dostała zastrzyk.

Rodzice oczywiście zostali o wszystkim poinformowani i zażądaliśmy, by odebrali córkę, która przez kolejne dni powinna odpoczywać po tym ataku. Przestraszyli się, nie powiem. Tłumaczyli nam później, iż nie sądzili, iż to takie ważne...

Innym razem rodzice nie wpisali w kartę, iż ich syn przeszedł poważną kontuzję stopy. 'Nie chcieli mu odbierać euforii z zabawy'. No to taką euforia mu zapewnili, iż chłopak przedostatniego dnia wyjazdu wywrócił się podczas zajęć sportowych i stary uraz powrócił. Przemęczył się do końca, ale nie mógł brać udziału w zaplanowanym na ostatni dzień torze przeszkód.

Dlatego proszę was, rodzice. Nie okłamujcie nas. Nie myślcie, iż robicie nam przysługę, a waszym dzieciom nie odbieracie zabawy. Takim nieodpowiedzialnym zachowaniem możecie doprowadzić do tragedii!".

Idź do oryginalnego materiału