jeżeli dzieciak będzie podobny do tamtego odmówię dam mu życie i odmówię! bezbarwnym głosem powiedziała Ola.
Za późno się opamiętałaś, kochanie, teraz tylko czekać do terminu podsumował lekarz. Inaczej możesz zostać bez dzieci w ogóle.
Ola wyszła z gabinetu, usiadła na kanapie, by ochłonąć. Chciało jej się płakać z bezsilności Podniosła głowę i zobaczyła, jak za oknem jesienny wiatr bezlitośnie szarpie gałęźmi z resztkami liści.
Wydało jej się, iż jest jak ta gałąź za szybą zupełnie bezradna, a dziecko teraz nie w porę. Przecież jeszcze trzy miesiące temu tak bardzo go pragnęła Jak gwałtownie wszystko się zmieniło.
Wyszła z poradni, mijając szczęśliwą parę: mężczyzna obejmował żonę, oboje się uśmiechali. Ten widok zabolał ją jeszcze bardziej. Ola powlokła się na przystanek.
Gdy w końcu dotarła do domu, zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła prawie godzinę. Matka namawiała ją, by coś zjadła, ale córka nie odezwała się ani słowem. Halina Piotrowska poszła do kuchni i usiadła w zadumie. W mieszkaniu panowała ciężka cisza.
W końcu Ola wyszła, usiadła naprzeciw matki i tak samo milczały przez dłuższą chwilę.
jeżeli będzie podobny do niego odmówię dam mu życie i odmówię powtórzyła bezbarwnym głosem.
Halina Piotrowska drgnęła, słowa córki wyrwały ją z zamyślenia:
Tylko tego brakowało! Aleksandro, czy ty w ogóle myślisz, co mówisz? Halina, gdy chciała mówić poważnie, zwracała się do córki pełnym imieniem.
Zdrowa, pracowita dziewczyna ma oddać własne dziecko Co ludzie powiedzą? Rodzina? Koledzy z pracy? Jak ty w ogóle będziesz żyła? Dziecko nie jest winne, iż jego ojciec to nikczemnik.
A co mnie obchodzą ludzie? Kto mnie pożałuje? wykrzyknęła Ola. W tej chwili przypominała zwierzę osaczone w kącie. W jej wielkich brązowych oczach malował się strach, usta drżały, ramiona opadły.
Ja cię pożałuję i pomogę odparła Halina Piotrowska. I nie pozwolę, byś porzuciła własnego wnuka czy wnuczkę
Sama ledwo wiążesz koniec z końcem, pensja się spóźnia, jaka pomoc może być?
Jakoś damy radę upierała się matka. W ciężkich czasach ludzie przeżywali, a teraz mamy spokój rok osiemdziesiąty dziewiąty.
Ola ciężko westchnęła. Już teraz było jej strasznie, a co dopiero przed nią, w nieznane. Nie wiedziała jeszcze, iż lata dziewięćdziesiąte pokażą swoje najgorsze oblicze. Ale dziś wiedziała tylko jedno: Krzysztof ją porzucił.
Pobrali się pół roku temu, a półtora roku wcześniej się poznali. Nic nie zapowiadało nieszczęścia tej młodej, pięknej parze.
Ola pamiętała doskonale ten dzień, gdy Krzysztof wrócił do domu zupełnie innym człowiekiem. Próbował być taki jak zawsze, ustępliwy.
Nie dało się nie zauważyć jego dystansu, zamyślenia i tego spojrzenia spojrzenia mężczyzny, który przestał kochać Olę.
Wiedział już, iż jest w ciąży, i to go męczyło najbardziej, inaczej odszedłby od razu. Miesiąc Ola wypytywała, co się stało, i dopiero gdy Krzysztof w końcu odszedł, poznała powód.
Ola dostała histerii, gdy przyszła teściowa Krzysztofa i również płakała, nie spodziewając się takiego podstępu od syna.
A ta historia sięgała jeszcze czasów szkolnych. Gdy Krzysztof był w klasie maturalnej, wyjechał na obóz harcerski.
Była tam młodzież z różnych stron kraju: wędrowali po górach, spali w namiotach. Tam poznał Basię i zakochał się od pierwszego wejrzenia.
Przez dwa tygodnie nie odstępował jej na krok. Gdy się rozstali, wymienili adresy. Ale Krzysztof, przeprowadzając się, zgubił jej adres. Od niej też nie było listów.
Z czasem się pogodził i starał zapomnieć. Ale potem zrozumiał, iż to była jego jedyna miłość. Po trzech latach poznał Olę, wydawało mu się, iż Basia to przeszłość, i po dwóch latach wzięli ślub, czekając na dziecko.
Basia pojawiła się niespodziewanie. Też nie zachowała adresu, ale wiedząc, w jakim mieście mieszka Krzysztof, dała ogłoszenie do miejscowej gazety. Krzysztof je zobaczył. Zaprosił Basię do siebie, wynajmując dla niej pokój w hotelu.
Najpierw chciał tylko zobaczyć dziewczynę, której nie mógł zapomnieć przez tyle lat. Ale spotkanie od razu ich zbliżyło. Decyzja przyszła mu z trudem, ale ją podjął: zostawić żonę Olę, oczekującą dziecka, i wyjechać z Basią.
W pracy Olę wszyscy wspierali. Nowa koleżanka, która dopiero się zatrudniła, smutno zauważyła:
Dziecko to szczęście, a my z mężem już pięć lat próbujemy.
Właśnie z mężem zirytowała się Ola. Nie miała już euforii z oczekiwania na pierworodnego, tylko ciągłą gorycz porzucenia.
W domu Halina Piotrowska starała się dogodzić córce, by ukoić jej ból. Aż pewnego dnia przyszła teściowa. Weszła i rozpłakała się. Chciała, by syn Krzysztof i Ola byli razem.
Basi nowej żony syna nie znosiła. Choćby za to, iż zabrała Krzysztofa tysiąc kilometrów stąd. Oczywiście tak myślała, bo w rzeczywistości Krzysztof sam wyjechał taką miał wolę.
Od pocieszeń dwóch przyszłych babć dziecka Oli było jej zarówno ciężko, jak i lżej. Ale najbardziej bała się, jak przyjmie malucha.
A jeżeli będzie miał oczy, nos, usta jak Krzysztof I co wtedy? Całe życie patrzeć na swoje dziecko i przypominać sobie zdradę męża? Tego się bała.
Gdy Ola wychodziła ze szpitala, nie spodziewała się tylu osób. Była jej matka Halina Piotrowska, była teściowa Weronika Szymańska, przyszła przyjaciółka z mężem, starsza siostra z siostrzenicą i cały jej niewielki zespół w pracy.
Syna chcieli potrzymać wszyscy. Wszyscy życzyli zdrowia mamie i maluchowi. Gdy w domu rozwinęli chłopca, teściowa wzięła go na ręce, popatrzyła na wnuka, uśmiechnęła się przez łzy i szepnęła:
Krzysiu wcielony.
Myślała, iż Ola nie słyszy, a ta usłyszała. Podeszła, wzięła









