Każdej nocy pies warczał na ich dziecko ale gdy rodzice odkryli dlaczego, wszystko się zmieniło na zawsze.
Przez pierwsze trzy miesiące wszystko wydawało się idealne.
Marek i Agnieszka Kowalscy właśnie przywitali swoje pierwsze dziecko małą Zosię w swoim przytulnym domu w górach. Przygotowywali się miesiącami: pomalowali pokój dziecięcy na delikatny seledyn, przeczytali wszystkie poradniki dla rodziców, a choćby zabrali swojego ukochanego owczarka niemieckiego, Borysa, na dodatkowe szkolenie posłuszeństwa.
Borys, pięcioletni pies ze schroniska, zawsze był łagodny i opiekuńczy. Nigdy nie szczekał bez powodu i uwielbiał Agnieszkę chodził za nią po domu jak cień. Naturalnie, Kowalscy spodziewali się, iż będzie idealnym towarzyszem dla ich noworodka.
I w ciągu dnia tak było.
Borys leżał spokojnie przy łóżeczku, czujny, ale zrelaksowany. Delikatnie trącał noskiem stopę Zosi i skomlał, gdy tylko dziecko zaczynało się niepokoić. Ale gdy zapadał zmrok, coś się zmieniało.
Zaczęło się warczenie.
Pierwszy raz usłyszeli je we wtorek, około drugiej w nocy. Niskie, głuche warczenie dobiegało przez monitor oddechu. Marek początkowo myślał, iż to zakłócenia. Ale gdy spojrzał na ekran, zobaczył Borysa, który stał sztywno przy łóżeczku, z uszami położonymi płasko i wyszczerzonymi zębami ale nie w stronę dziecka.
W stronę ściany.
Samego rogu pokoju.
Marek wpadł do pokoju. Było cicho, słychać było tylko cichy oddech Zosi i ciągłe warczenie Borysa.
Spokojnie, stary, wszystko w porządku szepnął Marek, delikatnie odciągając psa. Borys przestał warczeć, ale wciąż wpatrywał się w to samo miejsce.
Następnego ranka Agnieszka uznała to za dziwny sen.
Ale kolejnej nocy sytuacja się powtórzyła.
I jeszcze raz.
W piątą noc warczenie stało się bardziej intensywne. Borys choćby próbował drapać ścianę łapą.
On coś wyczuwa powiedziała Agnieszka, a w jej głosie słychać było niepokój. Zwierzęta widzą rzeczy, których my nie dostrzegamy.
Marek zaśmiał się nerwowo. Nie mówisz poważnie, iż to coś paranormalnego?
Agnieszka nie odpowiedziała.
Zamiast tego próbowali wszystkiego spali w pokoju dziecięcym, zamontowali dodatkową kamerę, palili olejek lawendowy. Ale zachowanie Borysa się nie zmieniło. Siedział cicho do drugiej w nocy po czym zaczynał warczeć, nisko i groźnie, zawsze w tym samym rogu.
A Zosia?
Zaczęła budzić się z krzykiem.
Siódmego wieczoru Marek miał dość.
To już przesada mruknął, biorąc latarkę. Może w ścianie jest przeciąg albo mysz.
Agnieszka trzymała mocno Zosię, kołysząc ją, gdy dziecko popłakiwało.
Marek zapukał w ścianę, w miejscu, gdzie Borys warczał. Brzmiała pusto. Zaintrygowany, wziął śrubokręt i zdjął kratkę wentylacyjną. Powiał stęchły zapach.
Wtedy to zobaczył.
Za kratką był kawałek ściany, który ktoś wyciął i przykleił z powrotem. Niedbale, tylko na tanim tynku. Kilkoma ruchami Marek usunął tę część.
Za nią była wąska przestrzeń między belkami miejsce, które nie powinno być dostępne.
A w środku leżało małe pudełko.
Ostrożnie je wyjął.
Co to jest? spytała Agnieszka, przytulając Zosię jeszcze mocniej.
Marek usiadł na podłodze i otworzył pudełko.
Były w nim stare listy. Zmatowiały medalion. Wyblakłe zdjęcie kobiety trzymającej dziecko. A pod spodem
Pamiętnik.
Data na pierwszej stronie: 1982. Pierwszy wpis brzmiał:
Nikt mi nie uwierzy. Ale coś przychodzi przez ścianę. Każdej nocy. Moje dziecko płacze, a tylko ja to widzę. Ale pies też. Pies zawsze wie.
Dłonie Marka drżały.
Przekładał kolejne strony. Pismo stawało się coraz bardziej chaotyczne, rozpaczliwe. Kobieta opisywała cień, który pojawiał się w pokoju nocą. Postać, która pochylała się nad łóżeczkiem tylko po to, by zniknąć, gdy zapalało się światło. Jej mąż myślał, iż ma halucynacje. Lekarze twierdzili, iż to przez brak snu.
Potem wpisy urywały się nagle.
Ostatnie zdanie brzmiało:
Jeśli to czytasz pilnuj dziecka. Słuchaj psa.
Agnieszka zbladła.
To nie nasza wyobraźnia szepnęła. Coś tu się już wydarzyło. Właśnie w tym pokoju.
A Borys wiedział. Od początku.
Nie warczał na Zosię.
Warczył, żeby ją chronić.
Agnieszka nie spała tej nocy. Borys też.
Gdy Marek wczytywał się w pamiętnik, Agnieszka siedziała w salonie, kołysząc Zosię, nie mogąc wrócić do pokoju dziecięcego. Borys trzymał się blisko, stając między nią a korytarzem, cały napięty.
Zawsze czułam, iż ten dom jest zbyt cichy mruknęła Agnieszka. Teraz wiem dlaczego.
Marek wrócił, trzymając ostatnie strony pamiętnika. Ona nie była szalona, Aga. Wszystko, co opisała pasuje do tego, co my widzieliśmy. Jej dziecko budziło się z krzykiem, pies warczał na ścianę, ten sam róg pokoju.
Agnieszka powoli mrugnęła. Co się z nimi stało?
Nie ma żadnych zapisków. Żadnych artykułów. Żadnego zgłoszenia zaginięcia. Ktokolwiek tu mieszkał przed nami zniknął.
Następnego dnia Marek zaprosił lokalną historyczkę, panią Nowak, która dorastała w tej okolicy. Gdy pokazał jej pamiętnik i zdjęcie, kobieta wstrzymała oddech.
To Elżbieta Markowska powiedziała szeroko otwartymi oczami. Mieszkała tu na początku lat 80. Jej dziecko Tomek miało zaledwie kilka miesięcy, gdy zniknęła. Ludzie mówili, iż uciekła. Zostawiła wszystko.
Ale pamiętnik sugeruje coś innego odparł Marek.
Pani Nowak skinęła powoli głową. Dom często potem zmieniał właścicieli. Niektórzy mówili, iż jest nawiedzony. Inni po cichu się wyprowadzali.
Tej nocy nie wrócili do pokoju dziecięcego. Zamiast tego przenieśli Zosię do swojego pokoju, z łóżeczkiem. Borys położył się obok, z uszami nastaw















