Kiedy mój młodszy synek nie skończył jeszcze choćby roku, mąż znalazł sobie inną kobietę. Ale nie tylko znalazł – on się w niej zakochał po uszy. Przyszedł do mnie, wyznał wszystko i poprosił, żebym go puściła wolno, bo bez tej pani „nie może oddychać”. Zamknęłam za nim drzwi i zostałam sama. Żyłam dalej, tęskniąc każdego dnia. Ale najbardziej zaskoczyła mnie… teściowa. choćby nasi znajomi i krewni nie mogą pojąć jej zachowania – prawie nikt już z nią nie chce rozmawiać

przytulnosc.pl 2 dni temu

Mama mojego byłego męża to prawdziwa „handlarka z krwi i kości”. Jeszcze w latach 80. pracowała w dobrym sklepie, co wtedy było bardzo prestiżowym i dobrze płatnym zajęciem. Ludzie ustawiali się do niej w kolejce, bo pracowała w najważniejszym dziale – w mięsnym. Chleb powszedni, a adekwatnie mięso i wędliny, były wtedy na wagę złota. Wszyscy chcieli z nią żyć dobrze, bo potrafiła „załatwić spod lady” kawałek kiełbasy czy szynki. Sama często wspomina tamte czasy z nostalgią.

W latach 90. zaczęła jeździć z wielkimi torbami do Turcji i sprzedawała towar na bazarze. I tak wyglądało jej życie – handel i rynek – aż do momentu, gdy zdrowie odmówiło jej posłuszeństwa. Problemy z nogami, kręgosłupem… wszystko przez te lata dźwigania towaru. W końcu wycofała się z interesu, zamknęła działalność i przeszła na emeryturę. Ale chęć „dorobienia” nigdy jej nie opuściła.

Szczerze mówiąc, gdy wyszłam za mąż za jej syna, bardzo nam wtedy pomogła. Sama opłaciła nam prawie całe wesele i jeszcze dała sporą sumę na start. Moja mama, nauczycielka z mizerną pensją, nie mogła sobie na to pozwolić, a w dodatku niedługo potem poważnie zachorowała i niedługo odeszła. Zamieszkaliśmy z mężem w moim mieszkaniu. Najpierw urodził się starszy synek, a dwa lata później młodszy.

Kiedy wszystko było dobrze między mną a mężem, teściowa obsypywała chłopców prezentami i ubrankami „z serca”. Ale zawsze dodawała, ile to ją kosztowało, i przy każdej okazji przypominała, iż „wydaje na nich całą emeryturę”. Mój mąż wtedy oddawał jej połowę wartości tych „prezentów”, żeby, jak mówił, „mama miała na życie”.

Aż któregoś dnia przyszedł i oznajmił, iż odchodzi. Zakochał się i chce ułożyć sobie życie z inną. Wystawiłam go za drzwi. Złożyłam wniosek o alimenty – bez problemu płaci co miesiąc, więc tu nie mam zastrzeżeń. Dostaję też zasiłek macierzyński i pomoc społeczną. Dodatkowo moja ciocia, siostra mamy, od czasu do czasu przesyła nam pieniądze z zagranicy i wspiera mnie jak może. Sama nie miała dzieci, więc traktuje mnie jak własną córkę, a chłopców jak wnuki.

Ale problem nie jest w pieniądzach. Przez ostatnie miesiące, z powodu różnych ograniczeń, rzadko wychodzę z domu. Spaceruję tylko z dziećmi albo chodzę po zakupy, staram się kupować wszystko na zapas, żeby rzadziej chodzić do sklepów. Dzieci gwałtownie rosną – trzeba im kupować ubrania. Młodszy synek nosi jeszcze rzeczy po starszym, ale starszemu potrzebne są nowe rzeczy.

I wtedy teściowa zaproponowała, iż zajmie się zakupami. Powiedziała:
– Teraz wszystko takie drogie, a ja na emeryturze nie dam rady. Ale wiem, gdzie co kupić taniej, mam znajome na bazarze, to załatwię Ci zniżki. Ty mi tylko oddasz pieniądze, bo już bogaczką nie jestem!

Zgodziłam się. Przynosiła torby z ubrankami, rozpakowywałyśmy razem, wybierałam co pasuje, a potem oddawałam jej pieniądze. Ceny wydawały się rozsądne – w końcu dawno nie byłam w dziecięcych sklepach. Ufałam jej.

Pewnego dnia przyszła do mnie przyjaciółka, mama trójki dzieci. Zerknęła na ubranka i aż się złapała za głowę:
– Dziewczyno, Ty płacisz dwa razy więcej niż to jest warte na rynku!

Zdziwiłam się:
– Jak to? Przecież są metki z cenami.

– Metki to ona sobie sama nadrukowała i przykleiła – odpowiedziała przyjaciółka.

Żeby mi to udowodnić, poszła na bazar, sfotografowała identyczne ubrania z prawdziwymi cenami i pokazała mi.

Było mi potwornie przykro. W trudnym czasie, kiedy walczyłam o każdy grosz, teściowa zarabiała na swoich wnukach! Wierzyłam jej i ufałam, iż chce nam pomóc.

Jeszcze bardziej zabolało mnie, gdy jedna z jej koleżanek napisała mi na Facebooku:
„Ale fajnie, iż ten garniturek pasuje Twojemu synkowi. Dobrze, iż Ci go oddałam!”.

Oddała?! Okazało się, iż wiele rzeczy moja teściowa dostała od znajomych… za darmo. A potem sprzedała mi je, jeszcze i metki z cenami poprzyklejała.

Zadzwoniłam do niej i powiedziałam wszystko, co myślę o jej „pomocy”. Że ja każdą złotówkę liczyłam, a ona na nas zarabiała.

Ale co teraz? Dzieci kochają swoją babcię, czekają na nią z niecierpliwością i płaczą, kiedy długo się nie pojawia. Jak mam się teraz zachować? Jak rozmawiać z dziećmi? Co im powiedzieć?

Idź do oryginalnego materiału