Koszmar rodzicielstwa: cień przeszłości i groźba rozwodu

polregion.pl 3 dni temu

Cześć, słuchaj, mam taką historię, która mnie mocno dotknęła. Dla mnie, Kasi, urlop macierzyński okazał się prawdziwą próbą, która o mało nie zniszczyła naszej rodziny. W małym miasteczku nad Wisłą te trzy lata z pierwszym dzieckiem zamieniły moje małżeństwo z Piotrem w pole bitwy. Teraz, gdy wreszcie się ułożyło, mój mąż naciska na drugie dziecko, ale wspomnienia tamtych ciężkich dni wywołują we mnie panikę. Jego upór może znów zaprowadzić nas do kłótni, a choćby rozwodu. Jak mam się bronić, nie tracąc rodziny?

Kiedy urodził się nasz syn, Staś, byłam pełna nadziei. Przed macierzyństwem nasze życie z Piotrem było idealne. Chodziliśmy ze sobą dwa lata, potem jeszcze dwa mieszkaliśmy razem bez ślubu. Nie kłóciliśmy się – ani o dom, ani o pieniądze. Dzieliliśmy obowiązki, rozmawialiśmy o wydatkach i zawsze się dogadywaliśmy. Dziecko planowaliśmy, przygotowywaliśmy się na trudności, ale nie miałam pojęcia, jak ciężka okaże się rzeczywistość. Piotr, którego uważałam za kochającego i wyrozumiałego, zmienił się nie do poznania, a nasz związek zaczął się rozpadać.

Pierwsze miesiące z niemowlakiem to był koszmar. Jako niedoświadczona matka nie wiedziałam, jak radzić sobie z płaczem, kolką, nieprzespanymi nocami. Całe moje życie kręciło się wokół Stasia, a Piotr tego nie rozumiał. Uważał, iż tylko karmię dziecko co trzy godziny, daję smoczek i mam cały dzień wolny. „Przecież jesteś w domu, co jest trudnego?” – mówił, narzekając, iż nie gotuję już skomplikowanych obiadów, rzadziej sprzątam, a jego koszule nie zawsze są wyprasowane. Kiedy podgrzewałam zupę z poprzedniego dnia, krzywił się: „Tego już nie da się jeść!” Ale pomagać mi nie zamierzał. „Ja haruję w pracy, a ty siedzisz w domu, mogłabyś sobie poradzić” – odrzucał, ignorując fakt, iż zajmuję się dzieckiem 24 godziny na dobę.

Kłótnie wybuchały o byle co: kurz na półce, brudna patelnia, wczorajsze jedzenie. Piotr odmawiał pomocy choćby w weekendy, krzycząc: „Moja matka radziła sobie z trojgiem dzieci, uprawiała ogródek, gotowała codziennie! A ty nie możesz ogarnąć jednego dziecka w mieszkaniu!” Jego słowa bolały jak policzek. Czułam się bezużyteczna, a jego obojętność zabijała moją miłość. Najgorsza jednak była kontrola finansowa. Gdy tylko przeszłam na urlop macierzyński i przestałam zarabiać, Piotr uznał, iż „rozrzucam pieniądze”. Żądał listy zakupów, ale kupował tylko to, co sam uznał za potrzebne. Pewnego dnia skreślił wizytę u fryzjera: „I tak wyglądasz normalnie, po co wydawać”. Dusiłam się z upokorzenia.

Mój idealny związek stał się klatką. Marzyłam o odejściu, ale nie miałam dokąd – ani własnego mieszkania, ani pracy. Przez łzy postanowiłam: przeczekam do końca urlopu, wrócę do pracy i odejdę ze Stasiem. Ta myśl dawała mi siłę. Ale pod koniec macierzyństwa coś się zmieniło. Piotr nagle zabrał mnie do salonu piękności, kupił nowe ubrania, żebym „wyglądała idealnie” przed powrotem do pracy. Gdy Staś poszedł do przedszkola, a ja wróciłam do biura, Piotr stał się innym człowiekiem. Znów był tym troskliwym, kochającym mężczyzną, w którym się zakochałam. Pomagał w domu, przestał liczyć każdą złotówkę – nie wierzyłam własnym oczom. Kłótnie zaczęły blednąć, odłożyłam myśli o rozwodzie. Znów byliśmy rodziną.

Ale ten kruchy spokój zawiera w sobie zagrożenie. Kilka miesięcy temu Piotr oświadczył: „Kasia, chcę drugiego dziecka”. Jego słowa uderzyły jak grom. Wspomnienia urlopu – krzyki, pretensje, samotność – wróciły ze zdwojoną siłą. „Wiesz, jak mi wtedy było ciężko – próbowałam tłumaczyć. – Nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz”. Ale machnął ręką: „Teraz zarabiam więcej, damy radę. Potrzebuję syna, dziedzica!” Jego upór rósł, a w jego oczach widziałam ten sam chłód co wtedy. Nie słyszał mnie, nie chciał zrozumieć, jak bardzo boję się znowu być zamknięta w domu.

Każda rozmowa o drugim dziecku kończy się napięciem. Piotr naciska coraz mocniej, a we mnie narasta panika. Wyobrażam sobie nieprzespane noce, jego pretensje, kontrolę finansów – i robi mi się słabo. „Nie jestem gotowa, Piotrek – mówię. – Daj mi czas”. Ale on nie ustępuje: „Jesteś po prostu egoistką, myślisz tylko o sobie!” Jego słowa ranią, a ja widzę, jak wraca ten nerwowy, krzyczący Piotr. Boję się, iż znów znajdziemy się na krawędzi rozwodu, ale nie potrafię się zgodzić na kolejny urlop. Tamte trzy lata prawie mnie złamały – nie chcę ryzykować zdrowia, małżeństwo, swojej duszy.

Nocami leżę bez snu, rozdzierana między strachem a poczuciem winy. Piotr marzy o dużej rodzinie, a ja nie mogę mu tego dać. Może faktycznie jestem egoistką? A może to on nie widzi, jak głęboko mnie wtedy zranił? Kocham go, kocham Stasia, ale myśl o kolejnym dziecku to jak nóż. jeżeli Piotr nie przestanie naciskać, kłótnie znów staną się gwałtowne, a ja zacznę myśleć o odejściu. Jak znaleźć wyjście? Jak wytłumaczyć mu, iż dla mnie macierzyństwo to nie radość, a koszmar, którego nie chcę przeżywać ponownie?

Siedzę w ciszy naszego mieszkania, patrzę na śpiącego Stasia i czuję, jak serce ściska się z miłości i strachu. Chcę ocalić naszą rodzinę, ale nie wiem, czy starczy mi sił. Piotr nie odpuszcza, a przepaść między nami rośnie z każdym dniem. jeżeli nie znajdziemy kompromisu, nasze małżeństwo, które z takim trudem odbudowaliśmy, runie. Stoję na rozdrobie, a każdy krok wydaje się krokiem w przepaść.

Idź do oryginalnego materiału