Mąż Lata Ukrywał Przed Żoną Prawdę o Możliwości Udziału w Spotkaniach Firmowych

newskey24.com 11 godzin temu

„Zepsułabyś wszystko”: od lat mąż ukrywał, iż można zabierać żony na firmowe imprezy

Wydawałoby się, iż w rodzinie nie powinno być sekretów. Zwłaszcza takich, które nie mają większego sensu. A jednak mój mąż przez lata okłamywał mnie – spokojnie, pewnie, niemalże rutynowo. Twierdził, iż na ich firmowe imprezy nie wolno przychodzić z małżonkami. Podobno taka polityka w ich korporacji. Wierzyłam mu. Nie naciskałam. Nigdy nie przepadałam za hałaśliwymi zabawami, a po urodzeniu syna zupełnie zamknęłam się w domowej rutynie.

Ale prawda wyszła na jaw niespodziewanie. I nie tylko zraniła – sprawiła, iż stałam się obca we własnym małżeństwie.

Z Jackiem jesteśmy małżeństwem zaledwie pięć lat. Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz Kacper ma już cztery lata. Lata minęły gwałtownie – pieluchy, niewyspanie, dni na zwolnieniach. Wróciłam do pracy, gdy tylko mogłam. Pomagały babcie, z finansami było lżej. Starałam się wracać do domu wcześniej, być blisko. Ale Jacek… Coraz częściej zostawał dłużej, czasem wracał dopiero nad ranem, senny, z pustym spojrzeniem. Mówił, iż to przez „nawalone” projekty.

Trzy lata temu dostał pracę w solidnej firmie. Dobra pensja, dwa razy większa niż poprzednio. Stał się spokojniejszy, przestał narzekać na szefa czy kolegów z biurka obok. Tylko jedno ciągle mnie uwierało: nigdy nie zaprosił mnie na firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na świąteczne spotkanie. Powtarzał: „U nas to nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć. Bo gdyby chciał coś ukryć, w ogóle by nie tłumaczył. A tak – niby był szczery. Zresztą, nie miałam głowy do zabawy. Moje koleżanki – zamężne lub nie – żyły własnym życiem. Kontakty się rozmyły. Byłam zmęczona. Żadnych wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż tu nagle spotkałam w aptece Kingę, koleżankę z klasy. Pogadałyśmy, wstąpiłyśmy do kawiarni. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co Jacek. Zaśmiałyśmy się – taki mały świat. Zaproponowałam spotkanie w piątek.

„Nie dam rady” – odparła. – „Mamy firmowe z mężem”.

Zapytałam, czy idzie z nim, a ona tylko zmarszczyła brwi: „No tak, a co? Zawsze można przyjść we dwoje”.

Zrobiło mi się lodowato w środku. Udawałam, iż wiem, śmiałam się, wykręciłam sprawami, ale wszystko we mnie się przewróciło. Więc on po prostu kłamał. Przez te wszystkie lata. Szłam do domu, nie czując ziemi pod nogami. Nie przez samą imprezę. Przez kłamstwo. Przez to uczucie, iż jestem… wstydem. Że mnie nie wypada pokazać.

Wieczorem przy kolacji, starając się, by głos mi nie zadrżał, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Kinga idzie na firmowe z mężem. Mówi, iż u was to norma”.

Zastygł. Spojrzał na mnie ukosem. Potem nalał sobie herbaty, gniótł serwetkę, unikał wzroku.

„No… to dla nowych. Nie mogą odmówić. My ze starymi już się znamy”.

„Ale ty i wcześniej mnie nie zapraszałeś. Trzy lata to nie nowy”.

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Po prostu chciałem odpocząć. Bez pary. Bez tych rodzinnych rozmów. Bez tego, iż mąż trzeźwy, a żona go pilnuje. Jestem zmęczony. Chcę się rozerwać”.

Poczułam, jakby mnie ktoś uderzył. Więc ja jestem przeszkodą. Więc z innymi może być sobą, a ze mną – nie. Jestem brzydka? Głupia? Nie umiem podtrzymać rozmowy? A może uważa, iż zepsuję mu „zabawę”?

Lepiej by milczał. Kłamstwo boli, ale prawda, rzucona po latach, jest jak plucie w duszę. Nie urządziłam awantury. Tylko postanowiłam – nie zaproszę go na swoją firmową imprezę. Za tydzień mamy spotkanie. Pójdę sama. Ubiorę się pięknie. Będę się śmiać, rozmawiać, tańczyć.

Może to nie najlepsze wyjście. Ale niech zrozumie: tak nie postępuje się z żoną. Ani z tą w sukience na imprezie, ani z tą w domu z gorączkującym dzieckiem. W końcu nie jesteśmy wrogami. Ale teraz czuję się obca. A obcych się nie zaprasza.

Idź do oryginalnego materiału