Mąż przez lata skrywał prawdę o zapraszaniu żon na firmowe spotkania

twojacena.pl 13 godzin temu

„Zepsułabyś wszystko” – przez lata mąż ukrywał, iż żony mogą chodzić na firmowe imprezy

Wydawać by się mogło, iż w rodzinie nie powinno być sekretów. Zwłaszcza takich, które nie mają głębszego sensu. A jednak mój mąż przez kilka lat konsekwentnie mnie okłamywał – spokojnie, pewnie, niemal rutynowo. Twierdził, iż na ich firmowe imprezy nie wolno przychodzić z małżonkami. Rzekomo taka była polityka firmy. Wierzyłam mu. Nie naciskałam. Nigdy nie przepadałam za hałaśliwymi przyjęciami, a po urodzeniu syna w ogóle zamknęłam się w domowej rutynie.

Ale prawda wyszła na jaw nagle. I nie tylko zraniła – sprawiła, iż poczułam się obca we własnym małżeństwie.

Z Witkiem jesteśmy małżeństwem dopiero pięć lat. Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz syn ma teraz cztery latka. Lata minęły gwałtownie – pieluchy, nieprzespane noce, wizyty u lekarza. Wróciłam do pracy, gdy tylko mogłam. Pomagały nam babcie, finansowo odetchnęliśmy. Staram się wracać wcześniej, być blisko. Ale Witek… Coraz częściej zostaje po godzinach, czasem wraca dopiero nad ranem, senny, z pustym spojrzeniem. Mówi, iż w pracy „istny armagedon”.

Trzy lata temu dostał posadę w solidnej firmie. Dobrze płatną, pensja dwa razy wyższa niż poprzednio. Stał się spokojniejszy, przestał narzekać na szefa czy kolegów. Tylko jedno mnie uwierało: nigdy nie zaprosił mnie na firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na wigilijne spotkanie. Zawsze powtarzał: „U nas tak nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam. Chciałam wierzyć. W końcu gdyby chciał coś ukryć, w ogóle by nie tłumaczył. A tak – jakby szczerze uprzedzał. Zresztą nie miałam głowy do zabawy. Moje koleżanki – jedne zamężne, inne nie – żyły własnym życiem. Kontakty się rozmyły. Byłam zmęczona. Żadnych wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż pewnego dnia spotkałam w aptece szkolną koleżankę – Kingę. Pogadałyśmy, wstąpiłyśmy do kawiarni, rozmowa się potoczyła. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co mój Witek. Zaśmiałyśmy się – świat jest mały. Zaproponowałam, żebyśmy spotkały się w piątek.

„Nie dam rady” – odparła. „Mamy firmową imprezę z mężem”.

Wtedy zapytałam: „Idziesz tam z nim?”. A ona spojrzała zdziwiona: „No tak, a co? Zawsze można przyjść we dwoje”.

I nagle zrobiło mi się tak zimno w środku. Udawałam, iż wiedziałam o tym, zażartowałam, wydukałam coś o obowiązkach, ale w środku wszystko się przewróciło. Więc po prostu kłamał. Przez wszystkie te lata. Szłam do domu, nie czując pod sobą ziemi. Nie przez samą imprezę. Przez kłamstwo. Przez poczucie, iż jestem hańbą. Że wstydzi się mnie pokazać.

Wieczorem przy kolacji, starając się mówić spokojnie, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Kinga idzie na firmowe spotkanie z mężem. Mówi, iż u was to normalne”.

Zamarł. Spojrzał na mnie ukradkiem. Potem nalał sobie herbaty, zaczął bawić się serwetką, unikać wzroku.

„No… to dla nowych. Nie odmawiają im. My z kolegami znamy się od lat”.

„Ale wcześniej też mnie nie zapraszałeś. Trzy lata to nie nowy”.

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Po prostu chciałem odpocząć. Bez pary. Bez tych «rodzinnych» rozmów. Bez tego, iż mąż jest trzeźwy, a żona go kontroluje. Jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować”.

Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył. Więc jestem przeszkodą. Więc z innymi może być sobą, a ze mną – nie. Jestem brzydka? Głupia? Nie umiem podtrzymać rozmowy? A może po prostu uważa, iż zepsuję mu „zabawę”?

Lepiej by milczał. Kłamstwo boli, ale i prawda rzucona po latach to jak plucie w twarz. Nie robiłam awantur. Tylko postanowiłam – więcej nie zaproszę go na swoją firmową imprezę. Za tydzień mamy spotkanie. Pójdę sama. Ubiorę się elegancko. Będę się śmiać, rozmawiać, tańczyć.

Może to nie najlepsze wyjście. Ale niech zrozumie: tak się nie postępuje wobec żony. Ani wobec tej w sukience na firmowym spotkaniu, ani wobec tej w domu z gorączkującym dzieckiem. Przecież nie jesteśmy wrogami. Ale teraz czuję się obco. A obcych się nie zaprasza.

Idź do oryginalnego materiału