Mąż przez lata ukrywał, iż można zabierać żony na firmowe imprezy

newsempire24.com 4 dni temu

„Ty byś wszystko zepsuła” – przez kilka lat mąż ukrywał, iż można zabierać żony na firmowe imprezy

Wydawałoby się, iż w rodzinie nie powinno być tajemnic. Zwłaszcza takich, które nie mają większego sensu. A jednak mój mąż przez lata okłamywał mnie – zimno, pewnie, niemalże rutynowo. Twierdził, iż na ich firmowe imprezy nie wolno przychodzić z małżonkami. Rzekomo taka była polityka firmy. Wierzyłam. Nie nalegałam. Nigdy nie byłam miłośniczką hałaśliwych spotkań, a po urodzeniu syna całkiem zamknęłam się w domowej rutynie.

Ale prawda wyszła na jaw nagle. I nie tylko zraniła – sprawiła, iż poczułam się obca we własnym małżeństwie.

Z Jackiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat. Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz syn ma teraz cztery lata. Lata minęły gwałtownie – pieluchy, nieprzespane noce, wizyty u lekarzy. Wróciłam do pracy, jak tylko się dało. Pomagały babcie, finansowo było lżej. Staram się wracać wcześniej, być blisko. Ale Jacek… Coraz częściej zostaje w pracy, czasem wraca dopiero nad ranem, zmęczony, z mglistym spojrzeniem. Mówi, iż to przez „nawał” w biurze.

Trzy lata temu dostał pracę w prestiżowej firmie. Dobre stanowisko, pensja dwa razy wyższa niż poprzednia. Stał się spokojniejszy, przestał narzekać na szefa czy kolegów. Tylko jedno mnie uwierało: ani razu nie zaprosił mnie na firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na święta. Zawsze powtarzał: „U nas tak nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam. Chciałam wierzyć. W końcu gdyby chciał coś ukryć, w ogóle by nie tłumaczył. A tak – jakby szczerze uprzedzał. Nie miałam też głowy do rozrywek. Moje przyjaciółki – jedne zamężne, inne nie – żyją własnym życiem. Kontakty się urwały. Byłam zmęczona. Żadnych wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż pewnego dnia w aptece spotkałam koleżankę ze szkoły – Kingę. Pogadałyśmy, poszłyśmy na kawę. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co Jacek. Zaśmiałyśmy się – jaki mały świat. Zaproponowałam spotkanie w piątek.

„Nie mogę” – powiedziała. – „Idziemy z mężem na firmową imprezę.”

Zapytałam: „Ty też idziesz?”. A ona się zdziwiła: „No jasne, a co? Zawsze można przyjść we dwoje.”

Zrobiło mi się zimno. Udawałam, iż wiedziałam, żartowałam, wykręciłam się obowiązkami, ale w środku wszystko się przewróciło. Więc po prostu kłamał. Przez wszystkie te lata. Szłam do domu, jakby ziemia uciekała mi spod nóg. Nie przez samą imprezę. Przez kłamstwo. Przez uczenie, iż jestem powodem do wstydu. Że nie można mnie pokazać.

Wieczorem, przy kolacji, starając się mówić spokojnie, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Kinga idzie na firmową imprezę z mężem. Mówi, iż u was to normalne.”

Zamarł. Spojrzał na mnie bokiem. Potem nalał sobie herbaty, zaczął miąć serwetkę, odwracać wzrok.

„No… to dla nowych. Im się nie odmawia. My z kolegami znamy się od lat.”

„Ale ty nigdy mnie nie zapraszałeś. Trzy lata to nie nowy.”

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Po prostu chciałem odpocząć. Bez pary. Bez tych ‘rodzinnych’ rozmów. Bez tego, iż mąż jest trzeźwy, a żona go pilnuje. Jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować.”

Poczułam, jakby mnie uderzył. Wła*Czułam, jakbym z każdym jego słowem stawała się dla niego coraz bardziej przezroczysta, jakby nasze wspólne życie było już tylko wspomnieniem, które warto odłożyć na półkę.*

Idź do oryginalnego materiału