Mąż przez lata ukrywał przed żoną możliwość uczestnictwa w firmowych imprezach

polregion.pl 11 godzin temu

„Zepsułabyś wszystko” – mój mąż latami ukrywał, iż można brać żony na firmowe imprezy

Wydawałoby się, iż w rodzinie nie powinno być sekretów. Zwłaszcza takich, które nie mają sensu. Ale mój mąż przez kilka lat konsekwentnie mnie okłamywał – zimno, pewnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Mówił, iż w jego firmie nie wolno zabierać małżonków na korporacyjne imprezy. Rzekomo taka polityka. Wierzyłam mu. Nie naciskałam. Nigdy nie przepadałam za hałaśliwymi zabawami, a po urodzeniu syna całkiem zamknęłam się w domowej rutynie.

Ale prawda wyszła na jaw nagle. I to nie tylko zabolało – sprawiło, iż poczułam się obca we własnym małżeństwie.

Z Jackiem jesteśmy razem dopiero pięć lat. Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz Kacper ma teraz cztery lata. Lata minęły gwałtownie – pieluchy, nieprzespane noce, zwolnienia lekarskie. Wróciłam do pracy, jak tylko się dało. Pomagały babcie, finansowo odetchnęliśmy. Staram się wracać wcześniej, być blisko. Ale Jacek… Coraz częściej zostaje dłużej, czasem wraca dopiero nad ranem, senny, z zamglonym wzrokiem. Zawsze tłumaczy, iż „zwał” w pracy.

Trzy lata temu dostał posadę w porządnej firmie. Dobra pozycja, pensja dwa razy wyższa niż poprzednio. Stał się spokojniejszy, skończyły się narzekania na szefa czy kolegów. Drażniło mnie tylko jedno: nigdy nie zaprosił mnie na firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na sylwestra. Powtarzał: „U nas tak nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam. Chciałam wierzyć. Przecież gdyby chciał coś ukryć, w ogóle by nie tłumaczył. A tak – niby był szczery. Zresztą nie miałam głowy do zabawy. Przyjaciółki – jedne zamężne, inne nie – żyją swoim życiem. Kontakty się rozmyły. Byłam zmęczona. Zero wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż tu nagle spotkałam w aptece Monikę, koleżankę z podstawówki. Pogadałyśmy, wstąpiłyśmy na kawę. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co Jacek. Zaśmiałyśmy się – jaki mały świat. Zaproponowałam, żebyśmy spotkały się w piątek.

„Nie mogę” – powiedziała. „Idziemy z mężem na firmową imprezę”.

Zapytałam, czy na pewno może iść. A ona zdziwiona: „No jasne, a co? Zawsze można przyjść we dwoje”.

I nagle zrobiło mi się tak zimno w środku. Udawałam, iż wiedziałam o tym, zażartowałam, bąknęłam coś o pilnych sprawach, ale wszystko we mnie się przewróciło. Więc po prostu kłamał. Przez te wszystkie lata. Szłam do domu, jakby ziemia uciekała mi spod nóg. Nie przez samą imprezę. Przez to kłamstwo. Przez uczucie, iż jestem powodem do wstydu. Że wstydzi się mnie pokazać.

Wieczorem przy kolacji, starając się, żeby głos mi nie drżał, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Monika idzie na firmową imprezę z mężem. Mówi, iż u was to norma”.

Zamarł. Spojrzał na mnie ukradkiem. Potem nalał sobie herbatę, zaczął bawić się serwetką, unikać wzroku.

„No… to dla nowych. Tym się nie odmawia. My z kolegami znamy się od lat”.

„Ale ty wcześniej też nie zapraszałeś. Trzy lata to nie nowy”.

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Po prostu chciałem odpocząć. Sam. Bez tych ‘rodzinnych’ rozmów. Bez sytuacji, gdzie mąż jest trzeźwy, a żona go pilnuje. Jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować”.

Jakby mnie ktoś uderzył. Więc jestem przeszkodą. Więc z innymi może być sobą, a ze mną – nie? Jestem brzydka? Głupia? Nie umiem podtrzymać rozmowy? Czy po prostu uważa, iż zepsuję mu „zabawę”?

Wolałabym, żeby milczał. Kłamstwo boli, ale prawda wypowiedziana po latach to jak oplucie duszy. Nie robiłam sceny. Tylko postanowiłam – już go nie zaproszę na moją imprezę. Za tydzień mamy firmową zabawę. Pójdę sama. Ubiorę się elegancko. Będę się śmiać, rozmawiać, tańczyć.

Może to nie najlepsze wyjście. Ale nie… I niech teraz sam poczuje, jak to jest być pominiętym, tak jak on pominął mnie przez te wszystkie lata.

Idź do oryginalnego materiału