Mój mąż ostatnio tak siebie wywyższa, iż sądzi, iż może stawiać mi warunki.

polregion.pl 4 dni temu

Mój mąż Marek ostatnio tak wywyższył się, iż zaczął stawiać mi warunki, od których krew zimnieje w żyłach. Oświadczył, iż się ze mną rozwiedzie, jeżeli nie przestanę kontaktować się z córką Zosią z pierwszego małżeństwa. Poważnie? To moja córka, moja krew, moje życie. A on myśli, iż może po prostu wykreślić ją z mojego serca swoimi groźbami? Do dziś nie mogę uwierzyć, iż człowiek, z którym dzieliłam lata życia, doszedł do takiego punktu.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Marek zawsze miał charakter, ale wcześniej uważałam to raczej za zaletę niż wadę. Był pewny siebie, zdecydowany, przyzwyczajony, iż wszystko toczy się po jego myśli. Kiedy wzięliśmy ślub, myślałam, iż znalazłam oparcie – kogoś, kto będzie mnie wspierał i zaakceptuje moją rodzinę. Zosia była wtedy mała, miała zaledwie pięć lat. Od razu polubiła Marka, ciągnęła się do niego, nazywała go „tatusiem Markiem”. Cieszyłam się, widząc, jak się dogadują. Ale z czasem coś się zmieniło.

Marek zaczął się oddalać od Zosi. Najpierw były to drobiazgi: przestał pytać o jej sprawy, nie interesował się, jak minął dzień w przedszkolu, nie chciał się już z nią bawić jak kiedyś. Zrzucałam to na zmęczenie – ma ciężką pracę, często wraca późno. Ale potem zaczęła go irytować sama rozmowa o Zosi. „Za dużo jej poświęcasz” – rzucił pewnego wieczoru przy kolacji. Zaniemówiłam. Jak mogę nie poświęcać czasu własnej córce? Mieszka z moją mamą, Jadwigą, w sąsiednim mieście i widuję ją tylko w weekendy. Te spotkania to moja odskocznia, mój sposób, by mimo wszystko być dla niej matką.

A potem zaczęły się ultimatum. Miesiąc temu Marek usiadł naprzeciwko mnie w kuchni, skrzyżował ręce i oświadczył lodowatym tonem: „Nie chcę, żebyś jeździła do Zosi co weekend. To przeszkadza naszej rodzinie”. Myślałam, iż źle usłyszałam. Jakiej rodzinie to przeszkadza? Jesteśmy tylko my dwoje, nie mamy wspólnych dzieci, a Zosia jest częścią mojego życia. Próbowałam tłumaczyć, iż nie mogę porzucić córki, iż i tak przeżyła rozstanie rodziców, iż potrzebuje mojej miłości. Ale Marek machnął ręką: „Jest już duża, da sobie radę. jeżeli nie przestaniesz, wniosę o rozwód”.

Siedziałam jak porażona. Rozwód? Przez to, iż chcę być matką swojemu dziecku? To było tak absurdalne, iż nie wiedziałam, jak zareagować. Wtedy zrozumiałam, iż człowiek, którego uważałam za swoją podporę, traktuje mnie jak kogoś, kto ma podporządkować się jego zasadom. Nie chciał tylko ograniczyć moich kontaktów z Zosią – chciał kontrolować moje życie.

Przypomniałam sobie inne sytuacje. Jak Marek krytykował moją mamę, Jadwigę, za to, iż „za bardzo rozpieszcza” Zosię. Jak krzywił się, gdy kupowałam córce prezenty lub opłacałam zajęcia. Jak pewnego razu powiedział, iż „przeszłość powinna zostać w przeszłości”, mając na myśli moje pierwsze małżeństwo i córkę. Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz wszystko układało się w całość. On nie chciał po prostu zaakceptować Zosi – chciał, żeby w ogóle jej nie było w naszym życiu.

Nie wiem, co robić. Część mnie chce spakować rzeczy i wyjść natychmiast. Nie mogę żyć z kimś, kto stawia takie warunki. Ale druga część się boi. Jesteśmy z Markiem razem siedem lat, mamy wspólny dom, plany. Włożyłam w ten związek tyle siły i nadziei. A poza tym, jak wytłumaczę Zosi, iż jej mama znów została sama? Już teraz pyta, dlaczego tata Marek nie dzwoni i nie przyjeżdża. Jak mam jej powiedzieć, iż chce, żebym o niej zapomniała?

Moja mama, Jadwiga, mówi, iż powinnam bronić córki, choćby jeżeli miałoby to oznaczać utratę męża. „Nigdy sobie nie wybaczysz, jeżeli wybierzesz go, a nie Zosię” – powiedziała przez telefon. I ma rację. Zosia to nie tylko część mojej przeszłości – to moje serce, mój obowiązek. Pamiętam, jak trzymałam ją na rękach, gdy się urodziła, jak pierwszy raz się uśmiechnęła, jak uczyła się chodzić. Nie mogę jej zdradzić dla kogoś, kto widzi w niej problem.

Ale Marek nie ustępuje. Kilka dni temu znów wrócił do tematu, a jego słowa brzmiały jeszcze ostrzej: „Albo wybierasz mnie, albo córkę. Nie zamierzam żyć z kobietą, która co tydzień wraca do swojej przeszłości”. Milczałam, bo wiedziałam, iż każda moja odpowiedź tylko go bardziej rozzłości. Ale w głębi duszy podjęłam już decyzję. Nie przestanę widywać się z Zosią. Nigdy. choćby jeżeli będzie mnie to kosztować małżeństwo.

Teraz myślę, jak iść dalej. Może powinnaPoszłam do prawnika, żeby dowiedzieć się, jak zabezpieczyć przyszłość swoją i Zosią, bo od dzisiaj liczy się tylko ona.

Idź do oryginalnego materiału