Mój mąż to król kanapy, a sąsiad to prawdziwy bohater. Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe?

newsempire24.com 4 dni temu

Mój mąż jest królem kanapy, a sąsiad prawdziwym bohaterem. Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe?

Mam dopiero dwadzieścia osiem lat, a mój mąż ma trzydzieści siedem. Jesteśmy młodą rodziną z dwójką cudownych dzieci. Mimo iż żyjemy w XXI wieku, czasem czuję się jakbyśmy wrócili do głębokiego PRL-u. Dla mojego Piotra wszystko jest tradycyjne: mężczyzna ma zarabiać, a kobieta gotować zupy i wynosić śmieci. Czy to nie absurd?

Gdy się pobraliśmy, miałam nadzieję, iż będziemy partnerami — w życiu, w domu, w opiece nad dziećmi. Że nikt nikomu nie będzie przyczepiać etykiet “to nie męska robota” albo “sama sobie poradzisz”. Ale niestety, mój Piotr uważa za uwłaczające wziąć mop do ręki czy choćby włączyć pralkę. Nie ma problemu, by raz w miesiącu przetrzeć kurze, jeżeli go bardzo poproszę. ale przygotowanie dzieciom śniadania? To już przekracza jego wyobrażenie. Jakby patelnia miała go ugryźć.

Na tym tle nie mogę nie wspomnieć o człowieku, który budzi mój prawdziwy podziw. Sąsiad. Tak, zwykły chłopak, żyjący w tej samej klatce co my. Nazywa się Krzysztof.

Krzysztof i Małgosia to młoda para, około trzydziestki, mieszkają piętro wyżej. Małgosia to bizneswoman, pewna siebie kobieta. Pracuje w dużej międzynarodowej firmie, zajmuje wysokie stanowisko, jeździ luksusowym samochodem. Zawsze elegancka, pewna siebie, w biegu, w sprawach.

A Krzysztof jest w tej chwili czasowo bez pracy. Wiecie, co robi? Jest… po prostu wspaniałym ojcem i mężem! Gdy urodziło się ich dziecko, on nie wpadł w alkoholowy ciąg, nie ukrył się za telewizorem. Poszedł… na urlop tacierzyński! Tak, właśnie on.

I nie wyobrażacie sobie, jak sobie z tym radzi! Rano spaceruje z wózkiem, potem gotuje kaszę, potem pierze dziecięce ubrania, sprząta, przygotowuje obiad. Jest jak superbohater w domowym fartuchu. Dziecko z nim wygląda na szczęśliwe. Krzysztof choćby nie marzy o byciu gdzieś indziej — on po prostu żyje dla swojej rodziny.

A Małgosia, wracając z pracy, zawsze idzie do niego z uśmiechem. Patrzę na nich i nie mogę nie poczuć ukłucia zazdrości. Wyglądają jak z obrazka o szczęśliwym małżeństwie: zakochani, szanujący się, wspólnie podejmujący wszystkie decyzje – od pieluszek po plany urlopowe.

Kiedyś widziałam, jak myje podłogę, śpiewając dziecku w kołysce, i poczułam ścisk w sercu. Nie dlatego, iż mój mąż jest zły. Ale dlatego, iż nie chce być taki. Uważa, iż prawdziwy mężczyzna nie powinien dbać o dom.

Czasem sugeruję Piotrowi: spójrz, jak Krzysztof chodzi z synem, jak przygotowuje kolację. On tylko prycha i mówi: “No, niech sobie radzi, jak mu się nudzi”. Albo: “Małgosia go niedługo porzuci — takie pantoflarze są kobietom nudni”. A ja chcę krzyczeć.

Śmieszne i smutne: czy troska to naprawdę słabość? Czy miłość polega jedynie na opłacaniu rachunków?

Wiecie, nie marzę o tym, by Piotr gotował wykwintne zupy czy haftował poduszki. Chcę tylko, by choć czasem powiedział: “Poradzę sobie, odpocznij”. Albo raz w tygodniu zaskoczył mnie śniadaniem do łóżka. Albo po prostu wziął młodszą na ręce i powiedział: “Idź się zdrzemnij”. Ale nie. On uważa, iż to kobiece zadania. A on jest żywicielem.

Kiedy widzę Krzysztofa, chcę mu klaskać. Nie za to, iż jest lepszy od mojego męża. Ale za to, iż jest inny. Za to, iż potrafi kochać czynami, a nie słowami. Za to, iż nie boi się być “innym”, niż mu wpajano od dzieciństwa. Za to, iż miał odwagę — być po prostu dobrym człowiekiem.

Może mój Piotr kiedyś zrozumie, iż miłość to nie tylko zarobione pieniądze. Że szczęście kobiety to nie tylko kwiaty na 8 marca, ale troska każdego dnia. A na razie modlę się, by moje dzieci miały takiego ojca, jakim dla swojego syna stał się Krzysztof.

Bo prawdziwa męskość to nie siła rąk, ale siła serca. I tego, niestety, nie każdego nauczono.

Idź do oryginalnego materiału