Moja matka ciężko zachorowała, a ja nie czuję z tego powodu żadnych emocji. Zasłużyła na to.
W naszej klatce mieszka starsza kobieta imieniem Zofia. Zawsze była dla wszystkich dobrą sąsiadką, gotową pomóc zarówno słowem, jak i czynem. Gdy moja matka zachorowała, Zofia nieraz przychodziła do nas, by zaopiekować się nią, gdy ja byłam w pracy albo zajmowałam się dziećmi. Doglądała mojej matki, pomagała w gospodarstwie, i dzięki jej trosce stan mamy się poprawił.
Jednak po pewnym czasie sama Zofia ciężko zachorowała. Jej stan okazał się znacznie poważniejszy i musiała zostać przewieziona do szpitala. Dotąd byłam przekonana, iż Zofia jest samotna, iż nie ma ani dzieci, ani rodziny. Okazało się jednak, iż ma liczną rodzinę: syna, który piastuje wysokie stanowisko w dużej firmie, córki – odnoszącej sukcesy przedsiębiorczyni, oraz kilkoro wnucząt. Wszyscy żyli w dostatku, ale przez cały czas, gdy byliśmy sąsiadami, nigdy nie widziałam, by ktoś z nich odwiedzał Zofię.
Gdy Zofia trafiła do szpitala, jej córka pojawiła się tylko po to, by zebrać potrzebne rzeczy. Spotkałam ją na klatce schodowej i spróbowałam zaoferować pomoc, podzielić się doświadczeniem w opiece nad chorym. Jej odpowiedź jednak mnie zszokowała:
— To nie mój problem. Przyniosłam to, co kazał lekarz, więcej nie trzeba. Niech podziękuje, iż w ogóle tu jestem.
Byłam oszołomiona takim chłodem. Jak można tak traktować własną matkę? Przynieść rzeczy z listy i wyjść, nie okazując ani odrobiny współczucia.
Każdego dnia po pracy odwiedzałam Zofię w szpitalu, starałam się ją wspierać, opowiadałam nowinki, próbowałam dodać otuchy. A potem wracałam do domu i nie mogłam przestać myśleć o jej córce, o tym obojętnym sercu.
Moja matka, gdy się o tym dowiedziała, powiedziała:
— Nie znasz ich rodzinnych relacji. Może nie bez powodu dzieci się od niej odwróciły.
— Ale to przecież jej matka, cokolwiek by się działo.
— Gdyby wszyscy myśleli jak ty, świat byłby dużo lepszy.
Te słowa dały mi do myślenia. Rzeczywiście, nie zawsze znamy całą prawdę o cudzych rodzinach, o tym, jakie tam panowały stosunki, jakie rany i urazy skrywają się przed obcymi oczami. Mimo tego trudno mi zrozumieć i zaakceptować taką obojętność wobec człowieka, który dał ci życie.