Każda z nas wie doskonale, iż rodzicielstwo to nie tylko radosne zabawy z małym człowiekiem, ale i pieluchy, bezsenne noce oraz... głębokie zmiany zachodzące w naszych głowach.
Jeżeli pragniesz zrozumieć, z czego wynikają oraz szukasz odpowiedzi na pytanie "dlaczego dziś czuję się i myślę inaczej, niż wcześniej", tę nowość na polskich półkach księgarskich powinnaś potraktować wręcz jako pozycję obowiązkową.
Gdy Chelsea Conaboy – doświadczona dziennikarka specjalizująca się w tematyce zdrowotnej i naukowej – została mamą, postanowiła zagłębić się w neurobiologicznych tajemnicach rodzicielstwa, rozprawiając się przy okazji z całym mnóstwem mitów i półprawd związanych z ową tematyką.
"Mózg rodzica..." to efekt jej ciekawości i determinacji w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, które zadają sobie miliony osób na całym świecie.
Czego możesz spodziewać się po tej lekturze? Zacznijmy od tego, iż Amerykanka obala tutaj mit "instynktu macierzyńskiego" – od wielu pokoleń wprowadzającego nas w błąd i mającego negatywny wpływ na podejście do procesu wychowawczego – wyjaśniając, iż bycie rodzicem to bardzo złożony proces, który wywołuje rewolucję w naszych mózgach.
Dodajmy, gdyż to kluczowe: chodzi o proces mocno indywidualny, gdyż (wbrew powszechnemu przekonaniu) nie istnieje jedno instynktowne podejście do sytuacji, w której na świecie pojawia się mały człowiek.
Co równie istotne, proces ów dotyczy nie tylko matek biologicznych, ale również ojców i rodziców adopcyjnych, włączając w to związki jednopłciowe.
Wszystko to zostało przedstawione w książce w sposób zarazem merytoryczny (autorka opiera się zarówno na rozmowach z rodzicami, jak i ekspertami medycznymi oraz na badaniach naukowych) i przystępny.
Każda z nas czytając "Mózg rodzica..." (z wypiekami na twarzy, gdyż to naprawdę wciągająca lektura) może zrozumieć także to, iż macierzyństwo nie jest wyłącznie kwestią biologiczną. W tym przypadku wielką rolę odgrywają bowiem kwestie społeczne i kulturowe, kształtujące nasze przekonania na temat rodzicielstwa.
Co istotne, zaznaczmy to jasno i wyraźnie, owa książka nie jest dedykowana wyłącznie kobietom, gdyż, jak dowodzi Chelsea Conaboy, bardzo istotne zmiany następują także w głowach mężczyzn.
Tak więc gdy tylko dotrzesz do ostatniej strony, jak najbardziej możesz podsunąć ów przełomowy poradnik swojej drugiej połówce.
Dzięki temu możemy stawać się znacznie lepszymi rodzicami: nie tylko idealnie reagującymi na potrzeby dziecka, ale także szczęśliwszymi.
Zaintrygowaliśmy cię tą wyjątkową książką? Zapraszamy więc do zapoznania się również z wywiadem z jej autorką.
Zgodnie z tym, co piszesz w książce, instynkt macierzyński jest mitem. To rewolucyjne podejście – jakie konsekwencje niesie ono dla matek i rodzin?
Chelsea Conaboy: Trudno jest zrezygnować z idei instynktu macierzyńskiego. Ma ona w sobie romantyzm, a jednocześnie niesie pocieszenie: choć nigdy nie byłaś matką, ale wiesz już, jak się odnaleźć w nowej roli, a miłość do dziecka po prostu „zaleje cię” w chwili, gdy położą ci je na piersi.
Ale oczywiście wiele kobiet tego nie doświadcza. Instynkt macierzyński – według którego umiejętność opiekowania się jest wrodzona, automatyczna i przynależna kobietom – to mit. Nawiązuje on do religijnych i moralnych ideałów kobiecości i macierzyństwa, które stanowią podstawę teorii naukowych z końca XIX i początku XX wieku.
W rzeczywistości umiejętności opiekuńcze rozwijają się w nas wraz z czasem i zdobywaniem wprawy. Kształtują się pod wpływem życiowych doświadczeń i przez samą obecność dzieci. Naukowcy zidentyfikowali pojęcie nazywane „globalnym obwodem troskliwości rodzicielskiej”, który aktywizuje się u każdego opiekuna zajmującego się dzieckiem. Te zmiany pozwalają rodzicom przystosować się do nowej ważnej roli, ale też stanowią zagrożenie dla zdrowia psychicznego.
Mam nadzieję, iż uznając stawanie się rodzicem za istotny etap w rozwoju, dajemy matkom i innym rodzicom poczucie komfortu. Nie muszą od razu wiedzieć, co mają robić. Uczą się niemowlęcia, podobnie jak ono uczy się ich. To czasochłonne zajęcie, które uwzględnia możliwość popełnienia błędów.
W Stanach Zjednoczonych przez cały czas nie doczekaliśmy się urlopu macierzyńskiego opłacanego na poziomie federalnym. Wiele osób nie może sobie pozwolić na opiekę nad dzieckiem. Mamy alarmująco wysokie wskaźniki śmiertelności wśród matek i często nieadekwatną do potrzeb opiekę poporodową.
Przekonanie o istnieniu instynktu macierzyńskiego pozwala rządzącym utrzymać status quo, ponieważ powszechnie uważa się, iż my kobiety po prostu to mamy – jesteśmy naturalnymi opiekunkami i natura wyposażyła nas we wszystko, co potrzebne. To nieprawda. Musimy mówić o tym głośno i żądać zmian w zakresie opieki szpitalnej i polityki społecznej.
Czy instynkt macierzyński to wymysł mizoginów?
Jeśli za „mizoginów” uznamy białych mężczyzn, według których kobiety najlepiej realizują się przez produkowanie dzieci, a to wpływa na rozwój ich siły ekonomicznej i zapewnia białą dominację, to tak.
William McDougall był jednym z twórców teorii instynktu. Stwierdził on, iż instynkt macierzyński jest silniejszy od innych, pokonuje choćby strach. Ale napisał też, iż instynkt maleje wraz z wykształceniem.
McDougall był znanym eugenikiem, który mówił wprost o wykorzystaniu idei instynktu macierzyńskiego, by utrzymać współczynnik urodzeń wśród białych kobiet i chronić rasę. Jak pisał: „rodziny, rasy czy narody, u których instynkt macierzyński słabnie, zostają gwałtownie wyparte przez te, w których jest on silny”.
Ponieważ ta idea została po raz pierwszy skodyfikowana przez teorię naukową, feministki uznały instynkt macierzyński za kłamstwo. W 1916 roku w liście skierowanym do McDougalla Leta Hollingworth, pionierka w zakresie psychologii, napisała, iż instynkt macierzyński to „tani chwyt”, który służy kontroli społecznej.
Ale sama idea zdobywała popularność, powtarzana z ust do ust i tak wrosła w nasze kulturowe postrzeganie roli matki, iż uwierzyliśmy w nią bez refleksji.
Hormony i doświadczenie – to dwa czynniki, które zmieniają mózg rodzica – tak powiedziałaś w jednym z wywiadów. Jak to działa?
Wiele się mówi o hormonach podczas ciąży i o tym, jak gwałtowne skoki estrogenu i progesteronu, a potem – oksytocyny, pozwalają naszemu organizmowi zadbać o dojrzewający płód, umożliwiają rozwój ciąży, a potem zainicjować poród i laktację. Ale kilka mówi się o tym, w jaki sposób te skoki wpływają na mózg.
Naukowcy uważają, iż ten zalew hormonów sprawia, iż mózg rodzica staje się bardziej plastyczny i giętki – na skalę niespotykaną w dorosłym życiu. A potem na świat przychodzi niemowlę – to kolejny niezwykle silny bodziec, z tym całym pakietem płaczu, przytulania i gaworzenia.
We wczesnym okresie poporodowym, obszary mózgu odpowiedzialne za motywację i czujność, zwiększają swoją aktywność i spójność, przełączając rodziców w „stan maksymalnej responsywności”.
Jesteśmy przymuszeni, by poświęcić uwagę niemowlęciu, bezustannie próbować zrozumieć i odpowiadać na jego potrzeby, a gdy nam się to nie udaje – uczymy się gwałtownie przystosowywać.
Ta wzmożona wrażliwość może dawać poczucie nadmiernej intensywności, a w dodatku wzmacniają ją towarzyszące temu początkowi lęk i obawy. Uważa się, iż mózg przechodzi w bardziej uregulowany stan wraz z upływem czasu i zdobywaniem doświadczenia.
Rodzice dostrajają się, by rozpoznawać sygnały wysyłane przez dziecko I uczą się przewidywać jego potrzeby. Co więcej, ta zmiana w społecznym postrzeganiu trwa – to wydaje się dość logiczne - przecież okres niemowlęcy to dopiero początek.
Dlaczego tak ważnym jest, by społeczeństwo zrozumiało naukowy aspekt rodzicielstwa? Kto mógłby skorzystać z takiej wiedzy?
Kiedy po raz pierwszy zostałam matką, byłam przerażona – bałam się o bezpieczeństwo mojego dziecka i jego samopoczucie, nie wiedziałam, czy będę umiała zaspokoić jego potrzeby, bałam się choćby samych obaw.
A gdzie podziały się ta pewność i czułość, których się spodziewałam? Czy to ze mną jest coś nie w porządku? Kiedy dowiedziałam się, w jaki sposób zmieniał się wtedy mój mózg, zrozumiałam, iż część tych niepokojów wynikała z procesów adaptacyjnych, dzięki którym stawałam się matką umiejącą sprostać potrzebom dziecka. Żałuję, iż nie znałam tych badań wcześniej. Wielu czytelników dzieliło się ze mną podobnymi refleksjami.
Piszę o tym, w jaki sposób te badania mogą wpływać na politykę społeczną i poprawić opiekę szpitalną. Już teraz zmienia się podejście do samopoczucia kobiet po porodzie i stanów lękowych, których mogą doświadczać. To ważne choćby dlatego, iż pozwala nam zrozumieć lepiej własne potrzeby.
Teorie, które opisujesz mogą mieć szczególne znaczenie dla rodziców niebiologicznych – zgodnie z odkryciami neurologii stają się oni równorzędni z rodzicami biologicznymi. Czy możesz wyjaśnić, jak to się dzieje i jakie może mieć to konsekwencje społeczne?
Ciąża to niezwykle silne fizjologiczne doświadczenie, które w znaczący sposób wpływa na nasz mózg. Zmiany neurobiologiczne u rodziców biologicznych i niebiologicznych różnią się. Ale, choć badania na ten temat w tej chwili nie są jeszcze zbyt zaawansowane, efekty tych zmian są podobne.
Wiemy, iż młodzi ojcowie także doświadczają zmian hormonalnych. Współczesne badania wskazują, iż stopień zmian w mózgu przynajmniej częściowo zależy od tego, ile czasu ojciec spędza na opiece nad dzieckiem.
W badaniu przeprowadzonym przez zespół pod kierownictwem Ruth Feldman, porównano mózgi rodziców jednopłciowych – homoseksualistów, gdzie jeden z nich był biologicznym ojcem oraz mózgi rodziców różnych płci.
Badania wykazały podobieństwa w aktywności mózgu u wszystkich rodziców, ale szczególnie interesujące było porównanie rodziców, którzy w większym stopniu opiekowali się niemowlęciem – w związku homoseksualnym i matek, które urodziły potomstwo.
U wszystkich badanych ojców zaobserwowano, iż im więcej czasu spędzali oni z dzieckiem, tym więcej połączeń i aktywności powstało w dwóch partiach mózgu odpowiedzialnych za społeczne poznanie. Stwierdzono efekt dawkowania – więcej czasu z dzieckiem owocowało większymi zmianami adaptacyjnymi. Liczy się doświadczenie!
Chciałabym zaznaczyć, iż znacząco uprościliśmy myślenie na temat tego, która płeć jest biologicznie bardziej przystosowana do bycia dobrym opiekunem i kto ma zajmować się niemowlęciem.
Dzięki nowym odkryciom uzyskujemy znacznie szerszy obraz, który pozwoli przesunąć społeczne oczekiwania na ojców i innych rodziców. Tym samym wspieramy rozwój praw, które umożliwiają im spędzanie czasu z dzieckiem i zdobywanie doświadczenia potrzebnego, do tego, by nauczyć się bycia rodzicem.
To także wpasowuje się w teorię gatunków. W porównaniu z innymi naczelnymi, kobiety mogą wydawać na świat potomstwo z większą częstotliwością, co powoduje, iż niemowlęta nie mogą liczyć na nieustanną uwagę swoich matek.
Dlatego maluchy nauczyły się gwałtownie przykuwać uwagę innych dorosłych – na przykład babć – ponieważ to od nich zależało ich przetrwanie. A dorośli dawali się łatwo na to złapać.
Jakiej rady udzieliłabyś przyszłym rodzicom?
Rodzicielstwo to proces, dający wiele radości, ale też trudny. To całkowicie zrozumiałe, iż w tym czasie potrzeba wsparcia. Zaplanuj to i bądź dla siebie wyrozumiały/ wyrozumiała.