**Dziennik, 10 maja 2024**
Zawsze słyszała to samo od babci i matki: W naszej rodzinie kobiety nie mają szczęścia w miłości. Praprababka została wdową w wieku dwudziestu dwóch lat, babcia straciła męża w hucie, a mama została sama z dzieckiem, gdy Katarzyna nie miała jeszcze trzech lat. Nie wierzyła w klątwy, ale głęboko w sercu bała się, iż i jej miłość skończy się bólem. Mimo to marzyła o domu, mężu, dzieciach o cieple rodzinnym.
Przyszłego męża, Jakuba, poznała w fabryce, gdzie pracowała jako pakowaczka. On był w innym dziale, ale jadali w tej samej stołówce. Tak się zakochali. Wszystko potoczyło się szybko: kilka randek, oświadczyny, ślub. Jakub wprowadził się do jej dwupokojowego mieszkania, które odziedziczyła po babci. Matka już nie żyła. Na początku było spokojnie: urodził się pierwszy syn, potem drugi. Katarzyna dawała z siebie wszystko: gotowała, prała, zajmowała się chłopcami. Mąż pracował, przynosił pieniądze, ale wracał do domu coraz rzadziej, a rozmowy stały się krótkie.
Gdy Jakub zaczął wracać późno, zmęczony, z obcymi perfumami na koszuli, zrozumiała. Nie pytała, bo bała się zostać sama z dwójką dzieci. Ale pewnego dnia nie wytrzymała:
Pomyśl o chłopcach, proszę. Błagam cię.
Milczał. Tylko to zimne spojrzenie. Żadnych wyjaśnienień. Żadnych krzyków. Nazajutrz podała mu śniadanie, a on choćby nie tknął.
Nadajesz się tylko na służącą, rzucił z pogardą.
Tydzień później wyszedł. Spakował walizki i zatrzasnął drzwi.
Nie zostawiaj nas, proszę! krzyknęła w korytarzu. Chłopcy potrzebują ojca!
Jesteś żałosną służącą, powtórzył, wychodząc. Synowie słyszeli. Dwaj chłopcy, siedzący na kanapie, trzymając się za ręce, nie rozumieli: co złego zrobili? Dlaczego tato ich zostawił?
Katarzyna nie dała się złamać. Żyła dla nich. Pracowała jako sprzątaczka, myła klatki schodowe, dźwigała wiadra, uczyła synów czytać i prała manualnie, gdy zepsuła się pralka. Chłopcy gwałtownie dorastali, pomagając. Zapomniała o sobie, o marzeniach. Ale los potrafi zaskakiwać.
Pewnego dnia w sklepie upuściła paczkę herbaty. Mężczyzna podniósł ją i uśmiechnął się:
Pomóc pani z torbami?
Nie trzeba, odparła, roztargniona.
Mimo to pomogę, powiedział, sięgając po zakupy.
Nazywał się Marek. Zaczął pojawiać się w sklepie codziennie, potem towarzyszył jej, aż w końcu przyszedł do jej bloku, by pomóc w sprzątaniu. Chłopcy byli nieufni, ale był cierpliwy i dobry. Na pierwszą kolację przyniósł ciasto i białe róże. Gdy starszy syn zapytał:
Grał pan w kosza?
Rozśmiał się:
W szkole tak. To już dawno.
Później wyznał:
Miałem wypadek. Mówię wolno, poruszam się z trudem. Żona mnie zostawiła. jeżeli nie spodobam się pani, zrozumiem.
jeżeli polubią cię chłopcy, zostań, odparła Katarzyna.
Oświadczył się. I poprosił, by porozmawiać z synami.
Chcę być prawdziwym ojcem.
Wieczorem wytłumaczyła chłopcom. Przytulili ją.
Nasz tata odszedł i o nas zapomniał, powiedział młodszy. Fajnie byłoby mieć tatę, który zostałby.
I tak Marek stał się rodziną. Uczył chłopców grać w piłkę, pomagał w lekcjach, naprawiał półki, śmiał się z nimi. Dom znów ożył. Minęły lata. Chłopcy stali się mężczyznami. Tomek zakochał się i poszedł po radę do Marka. Wtedy zadzwonił dzwonek.
W drzwiach stał Jakub.
Byłem głupcem. Przyjmij mnie z powrotem. Zacznijmy od nowa
Wynoś się, przerwał Tomek.
Tak mówisz do ojca?! wrzasnął Jakub.
Nie krzycz na mojego syna, powiedział Marek stanowczo.
Nie potrzebujemy cię, dodał młodszy. Mamy już tatę.
Zamknęli drzwi. Na zawsze.
Katarzyna stała tam, patrząc na tych trzech mężczyzn swoich obrońców, swoją rodzinę, którą zbudowała krwią, potem i łzami. I wreszcie była szczęśliwa.
**Lekcja na dziś:** Czasem ci, którzy odchodzą, robią miejsce tym, którzy naprawdę mają zostać. A prawdziwa rodzina to nie krew, ale miłość i wierność.
















