Nie będzie rozwodu

newsempire24.com 6 dni temu

Do pięćdziesięciu lat Sławomir Michałowicz prawie nie miał siwych włosów, ale za to diabełek w żebrach zamieszkał na dobre. A wszystko przez nią – Kornelię. Spotkał ją przypadkiem, gdy wpadł na uczelnię na wydział, gdzie wykładał jego stary przyjaciel. Sprawa była błaha, ale konsekwencje – przełomowe.

Stała przy oknie, bawiąc się słonecznymi błyskami w swoich złotych włosach. Jasnozielone oczy, smukła sylwetka, emanująca życiem i buntem… On, mężczyzna, który dawno przestał być chłopcem, nagle poczuł się jak młodzieniec. Kornelia wydawała mu się ucieleśnieniem wszystkich marzeń – wróżką, syreną, nimfą. W rzeczywistości była po prostu ładną studentką, ale Sławomir zrozumiał to znacznie później. W tamtej chwili był zaczarowany.

Takiej namiętności nie czuł choćby do swojej żony, Danuty Leszczyńskiej, w ich najlepszych latach. Za nimi była trzydziestoletnia historia małżeństwa, dwoje dzieci, wspólna przeszłość, dom, wzajemne zrozumienie i rzadkie kłótnie. A wszystko to jakby zniknęło z jego głowy, gdy tylko spojrzał na Kornelię.

Ona zresztą nie broniła się przed zalotami statecznego adoratora. Wręcz przeciwnie – zachęcała go. Dla niej był szansą. Wychowana w skromnej rodzinie, która cudem dostała się na studia, marzyła o pozostaniu w dużym mieście. A Sławomir był dla niej bramą do tego świata.

— Przecież to staruch! — ciągnęła jej współlokatorka, Bogna. — Oszalałaś? Dasz radę z nim żyć?

— Gdzie tam staruch, — machnęła ręką Kornelia. — Energiczny, z pieniędzmi, zakochany po uszy. Zobaczysz, niedługo się oświadczy.

Sławomir zakochał się na serio. Był czuły, hojny, uważny. Ale ani razu – ani jednego słowa – nie wspomniał o rozwodzie. Kornelia czekała, miała nadzieję. Jej plan był prosty: dzieci Sławomira dawno się usamodzielniły, żona zdrowa, żyją spokojnie. A on – ma pieniądze. Wszystko zmierzało do ślubu. Ale nagle Sławomir zaczął odczuwać zmęczenie. Okazało się, iż rytm młodej kochanki to za dużo dla dojrzałego mężczyzny. Wolał widywać się raz w tygodniu, i to najlepiej w hotelu, a resztę czasu spędzać w domu, gdzie były ciepło, żurek i ukochana Danuta.

Kornelia zaczęła się domagać:

— Dlaczego nie możemy zamieszkać razem? Przecież masz jeszcze mieszkanie!

— Tam są lokatorzy, — skłamał. W rzeczywistości mieszkanie stało puste, on z Danutą planowali tam remont. Ale na romantyczne schadzki gościć jej tam nie zamierzał.

— To wynajmij nowe! W końcu jesteś mężczyzną!

Kłótnie nasilały się. A potem nastąpił przełom.

— Jestem w ciąży, Mirek, — powiedziała Kornelia (tak właśnie go nazywała). — Cieszysz się?

Sławomir zdrętwiał. Właśnie miał z nią zerwać – choćby wcześniej wrócił z delegacji, żeby wszystko omówić. A tu – dziecko.

— Ale mówiłaś, iż się zabezpieczasz…

— Nic nie ma stuprocentowej pewności! A myślałam, iż będziesz szczęśliwy…

Nie był szczęśliwy. Był zdezorientowany. Ale został. Dziecko się urodziło – chłopiec, Tadeusz. Sławomir pomagał: finansowo, bywał, dbał. Ale Kornelia chciała więcej.

— Mam dość bycia na boku! Albo powiesz żonie, albo ja to zrobię!

Nie zdążył podjąć decyzji – Kornelia wzięła sprawy w swoje ręce. Po kilku dniach żona go zagadnęła:

— To prawda, iż masz dziecko i chcesz się żenić?

— Danusiu, to nie tak… Wytłumaczę ci…

— Od razu ci mówię: rozwodu nie dam, — spokojnie, ale stanowczo powiedziała. — Nie dla jakiejś studentki budowałam rodzinę trzydzieści lat.

Sławomir poczuł ulgę. Nie dlatego, iż uniknął rozstania, ale dlatego, iż usłyszał – ona wciąż chce ratować małżeństwo.

— Kocham cię, Danusiu. Wybacz mi. To było szaleństwo, nie wiem, co we mnie wstąpiło…

— Ale dziecko jest niewinne, — dodała. — Zabierzemy je. A z tą – rozstajesz się na zawsze. Wtedy ci wybaczę. Naprawdę.

Sławomir nie wierzył własnym uszom. Ale żona, jak zawsze, wszystko dobrze przemyślała. Kornelia, zmęczona macierzyństwem, bez wsparcia, z euforią oddała syna, gdy zasugerował rozwiązanie:

— Chcę, żeby Tadzio mieszkał z nami. Ty wrócisz do studiów, do życia. Damy radę.

— Świetnie, — obojętnie odparła. — Tylko potem nie rościsz praw.

Sprawę opieki załatwili gwałtownie – ojciec uznany, matka nie protestowała. Tadeusz się wprowadził. Danuta opiekowała się nim, ale z rezerwą. Sławomir wierzył, iż czas to zmieni. Minął rok.

I nagle – jak grom z jasnego nieba.

— Rozwodzę się z tobą, — oznajmiła Danuta po powrocie z delegacji. — Poznałam kogoś innego. I zrozumiałam, iż jestem szczęśliwa tylko z nim.

— Co za inny?

— Władek. Mieszka w innym mieście, ale przeprowadza się do mnie. A ty – zostajesz z mieszkaniem. Wszystko fair.

— Przecież mówiłaś…

— Wtedy wierzyłam. Ale miłości się nie rozkazuje. Wybacz.

Odeszła. Zostawiając mu Tadeusza i przeszłość. Spróbował wrócić do Kornelii, ale ta tylko się roześmiała:

— Dostałeś swoje, Mirku. A ja – swoją wolność. Żyj teraz, jak chcesz. Niedługo mam ślub.

Został sam. Z synem, którego zdążył pokochać. Bez żony, bez kochanki, ale z cichym przekonaniem, iż może to właśnie jest sprawiedliwość.

Idź do oryginalnego materiału