Nie jestem niańką ani sprzątaczką: Powiedziałam córce, iż nie jestem zobowiązana opiekować się wnuczką, bo mam swoje plany

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Ja nie jestem niańką ani sprzątaczką” – powiedziałam córce, iż nie mam obowiązku opiekować się wnuczką, bo ja też mam własne plany

Wszystko zaczęło się od najpiękniejszego wydarzenia – narodzin Zosi. Jako kochająca mama i babcia, rzuciłam się na pomoc: nie spałam noce, spacerowałam z malutką, prasowałam śmieszne body, gotowałam przeciery, przygotowywałam kąpiele. Wydawało mi się, iż to mój obowiązek, moja pomoc, moje ciepło, które z euforią daję córce i jej rodzinie. Pamiętam, jak sama kiedyś byłam w tym wyczerpującym wirze pierwszych miesięcy macierzyństwa – i brakowało mi wtedy wsparcia.

Ale z czasem moja pomoc zaczęła być traktowana jak coś oczywistego. Kasia i jej mąż, Tomek, zaczęli widzieć we mnie darmową usługę. Najpierw prosili, żebym została z Zosią na parę godzin, potem – na wieczór, a w końcu – na całe weekendy. Coraz częściej słyszałam: „Mamo, możesz zostać z Zosią, jedziemy na kurs”, „Mamo, ty i tak jesteś w domu, odbierz ją z przedszkola”, „Mamo, idziemy na siłownię, ratuj”.

I ratowałam. Bo jak inaczej? Dziecka przecież nie zostawi się samego. Ale w pewnym momencie zrozumiałam, iż moje „pomóc na chwilę” zamieniło się w regularny dyżur. W ich planach już mnie nie uwzględniali. Układali swoje życie – a ja miałam się po prostu dostosować.

Ostatnio wydarzyła się rzecz, która mnie dobiła. Kasia zadzwoniła i oznajmiła, iż mają firmową imprezę, a Zosia nie idzie do przedszkola, bo trochę kaszle. Tomek niby wyjechał z kumplami na ryby, a ona nie może odmówić wyjścia – bo to ważne dla pracy. Milczałam, spakowałam się i zabrałam Zosię. Bo co miałam zrobić? To moja wnuczka, kocham ją. Ale w środku już wrzeło mi z bezsilności.

A dzisiaj stało się coś, co przelało czarę goryczy. Kasia zadzwoniła podekscytowana i powiedziała, iż z Tomkiem lecą do Egiptu. Na dwa tygodnie. Ucieszyłam się i zapytałam – bierzecie Zosię? A jej odpowiedź rozwaliła mnie kompletnie:
— Nie, no co ty. Zostaniesz z nią. My już mamy bilety, hotel all inclusive.

I tyle. Żadnego pytania, żadnej prośby. Po prostu postawili mnie przed faktem. choćby nie pomyśleli, czy mam czas, czy coś planowałam. Pewnie uważają, iż emerytka nie ma prawa do własnego życia. Tylko wnuki i garnek z zupą.

Wzięłam telefon i spokojnie, ale stanowczo powiedziałam:
— Kasia, ja nie jestem twoją niańką. Ani waszą pomocą domową. Jesteście dorośli, macie dziecko – to wasza odpowiedzialność. jeżeli chcecie odpocząć we dwoje, to albo zabieracie Zosię, albo szukacie kogoś innego. Ja mam swoje plany – z Teresą, moją przyjaciółką, miałyśmy jechać do sanatorium. Rezerwowałyśmy pokój miesiąc temu.

Na drugim końcu zapadła cisza. A potem zaczęła się histeria. Kasia krzyczała, iż jestem egoistką, iż jestem okropną babcią, iż „wszystkie normalne babcie marzą tylko o czasie z wnukami”, a ja myślę tylko o sobie. I w ogóle – co ja będę robić? Siedzieć przed telewizorem?

A ja mam już dość tłumaczenia się. Nie muszę. Pomagałam z miłości, nie dlatego, iż byłam do tego zobowiązana. Ale gdy miłość zamienia się w wykorzystywanie – trzeba postawić granice.

Tak, jestem na emeryturze. Ale to nie znaczy, iż moje życie się skończyło. Mam plany, marzenia, zmęczenie, w końcu zdrowie. Dlaczego nikt mnie nie zapytał – czy chcę spędzić dwa tygodnie sama z dzieckiem, bez przerwy, bez snu? Dlaczego mam poświęcać się dla cudzych wakacji?

Kocham moją Zosię. Ale nie pozwolę już, żeby moje uczucie było pretekstem do wygody innych. I jeżeli przez to mam się pokłócić z córką – trudno. Prawdziwa rodzina to szacunek. A nie traktowanie jak usługodawcy.

Powiedziałam „nie” – pierwszy raz od dawna. I poczułam, jak spada ze mnie ciężar. Bo ja nie jestem niańką. Nie jestem pomocą domową. Jestem mamą. I jestem kobietą, która ma prawo do własnego życia.

Idź do oryginalnego materiału