“Już nikomu nie jesteś nic winna. Tylko swojemu dziecku…”
Marii zdarzył się rzadki wolny dzień, więc postanowiła zrobić coś pysznego dla swoich bliskich. Po krótkim namyśle wybrała szarlotkę — ulubione ciasto całej rodziny. Ale gdy zajrzała do szafki, okazało się, iż skończyła się mąka. Musiała więc włożyć płaszcz, zamknąć dom na klucz i pójść do najbliższego sklepu. Nikogo nie było w domu — mąż z synami pojechali do rodziców do sąsiedniej wsi, a córka, jak Maria była pewna, została w mieście.
Gdy wróciła z zakupami, od razu poczuła, iż coś jest nie tak. W domu ktoś był. I nie byle kto — w przedpokoju stały buty córki. Serce ścisnęło jej się w piersi. Cicho postawiła siatki w kuchni, podeszła do pokoju córki i… zamarła. Na łóżku, zwinięta w kłębek, szlochała jej Kinga.
Na początku Maria była zaskoczona, ale gwałtownie się pozbierała. Usiadła obok, pogłaskała córkę po włosach. Kinga, łkając, zaczęła opowiadać. O tym, jak poznała Jakuba, jak przysięgał jej miłość, jak byli razem prawie rok. I jak nagle wszystko się zawaliło.
Gdy Kinga dowiedziała się, iż jest w ciąży, najpierw się ucieszyła — bała się, ale cieszyła. Postanowiła najpierw porozmawiać z Jakubem, a dopiero potem powiedzieć rodzicom. Ale on przestraszył się bardziej. Dużo bardziej. Po prostu zniknął — nie odbierał telefonów, usunął ją z mediów społecznościowych, jakby nigdy nie istniała.
— Mamo — szlochała Kinga — tylko się nie gniewaj… Nie chciałam tego ukrywać. Myślałam, iż będzie inaczej…
Maria milczała. Ale nie ze złości. Z bólu. Z żalu za córką. Przytuliła Kingę i cicho powiedziała:
— Nic mi nie jesteś winna, słyszysz? Tylko swojemu dziecku. A resztę jakoś razem ogarniemy.
Wieczorem, gdy wrócił Marek z synami, Maria opowiedziała mężowi, co się stało. Długo milczał. Potem spojrzał na córkę, na żonę — i uśmiechnął się:
— No, Maryś… Wiesz, iż zawsze chciałem trzecią córeczkę. Nie wyszło, to przynajmniej wnuczka będzie. A może i wnuk. I tak w sumie… to szczęście. Może niespodziewane, może trudne, ale nasze.
Maria odetchnęła z ulgą. Marek był zwykłym, ale solidnym człowiekiem. Kinga uśmiechnęła się przez łzy. Tego wieczoru jedli kolację wszyscy razem, już wiedząc, iż niedługo w ich domu przybędzie jeden mały człowiek.
Na rodzinnym zebraniu ustalili: Kinga weźmie urlop dziekański, a po urodzeniu dziecka wróci na studia. Szukać Jakuba Marek kategorycznie zabronił:
— Takiego zięcia nie potrzebujemy. Tchórzy w naszej rodzinie nie witamy.
Wszyscy się z tym zgodzili.
Ale, jak to często bywa, wieś zaczęła szemrać. Szepty: „Przywlekła w brzuchu”, „Od żonatego”, „Sama sobie winna”. Nikt nie mówił tego wprost, ale Maria czuła, iż plotkują.
Pewnego dnia w sklepie podeszła do niej miejscowa plotkara — Wiesława.
— Cześć, Maryś. Słyszałam, twoja Kinga w ciąży, co? Od kogo? Czy sama nie wie?
Maria położyła przed nią paczkę świeczek.
— Żebyś lepiej widziała, kto od kogo. Bo ja u swojej córki nic podejrzanego w brzuchu nie widzę. A ty może przy świetle zobaczysz więcej.
Kobiety w kolejce parsknęły śmiechem. Wiesława zbladła i więcej się nie odzywała.
Kinga urodziła dziewczynkę. Nazwali ją Zofią. Marek nie przestawał się nią zachwycać. Dwa lata później Kinga wyszła za mąż za dobrego człowieka, który przyjął Zosię jak swoją. Żyli długo i szczęśliwie — w miłości i wzajemnym szacunku.
Tak, jak powinno być w prawdziwej rodzinie.