Dzisiaj znów poczułem ciężar na sercu. Babcia Teresa, moja matka, opowiadała mi o całej tej sytuacji, a ja… no cóż, nie wiem, co powiedzieć.
“Nie podziękowali mi choćby za to, iż opiekowałam się ich dzieckiem, a jeszcze nazwali mnie kłamczuchą” – mówiła Teresa Nowak, a w jej głosie czuć było gorycz.
“Nie jestem z żelaza” – westchnęła, przeciągając dłonią po siwych włosach. – “Mam już sześćdziesiąt pięć lat, sił coraz mniej, a obowiązków – jakby przybywało. Nie mam nic przeciwko pomaganiu. Przeciwko zabawianiu wnuczki. Ale kiedy za dobroć dostajesz w zamian oskarżenia, to naprawdę boli.”
Mój syn, Krzysztof, ma trzydzieści trzy lata. Jego żona, Kinga, jest od niego trzy lata młodsza. Wydawałoby się – stabilna para, razem już ponad dziesięć lat, ale relacje między teściową a synową nigdy nie były naprawdę ciepłe. Zawsze trzymali dystans, bez otwartych konfliktów, ale i bez szczególnej bliskości.
Na początku Teresa naprawdę się cieszyła, gdy dowiedziała się, iż będą mieli dziecko. Wnuczkę Zosię pokochała od pierwszych dni. Mała, roześmiana, jasnowłosa dziewczynka, zawsze ciągnęła do babci. My z Kingą nie prosiliśmy, ale Teresa sama oferowała pomoc – posiedzieć wieczorem, odebrać z przedszkola, zabrać do siebie na weekend.
Ale stopniowo wszystko się zmieniło. Pomoc zaczęto traktować jak obowiązek. Zosię zaczęto “wysyłać” do babci coraz częściej. Weekendy, święta, choćby zwykłe dni. Aż pewnego dnia Kinga oświadczyła, iż przed szkołą córka nie pójdzie już do przedszkola – niech zostanie z babcią.
“Jestem zmęczona. Naprawdę. Nie odmawiam, ale jestem już w pewnym wieku, mam problemy z ciśnieniem, bolą mnie stawy. A tu trzeba nakarmić, zabawić, jakieś zadania poćwiczyć. A Zosia to nie maluch – ma sześć lat, już ma charakter, wymaga mnóstwa uwagi” – wspominała. – “Ale starałam się. Bo kocham.”
I wtedy – kamień obrazy. Włosy. Zosia miała gęste, długie, sięgające prawie do pasa. Pielęgnacja zajmowała mnóstwo czasu: mycie, suszenie, czesanie, plecenie warkoczy – wszystko trwało nie mniej niż godzinę. A u Teresy na wsi choćby fena nie było.
“Nie nalegałam! Tylko zapytałam: ‘Może troszkę skrócimy?’ A Zosia sama chciała. Myślałam, iż mama się zgodzi. A ona…” – w głosie Teresy zabrzmiała uraza. – “Zadzwoniła i wrzeszczała, iż kłamię, iż namawiam dziecko, iż jestem manipulantką.”
Afera wybuchła na nowo, gdy Kinga zobaczyła córkę. Dziecko było ostrzyżone niemal do ramion, a synowa zachowała się, jakby runął jej cały świat. W jej oczach teściowa stała się wcieleniem obłudy, która podważa jej autorytet.
“Co to w ogóle ma być?” – skarżyła się Teresa. – “Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie? Przecież choćby nożyczek nie trzymałam w ręce. Zosię ostrzygła jej koleżanka, gdy ja byłam w sklepie. A winna – ja. A Krzysiek milczy. choćby nie dzwoni.”
Zakaz widywania biz”Teraz każdego wieczoru patrzę na rysunek Zosi na parapecie – słońce, drzewa i dwie postacie trzymające się za ręce – i myślę, iż czasem choćby największa miłość nie wystarczy, by naprawić ludzkie uprzedzenia.”