Nie swoja jest im, tym pięcioro… Czyż można powiedzieć…

newskey24.com 1 tydzień temu

Nie była im matką, tej piątce Ale któż to powie

Eliaszowi umarła żona. Nie podźwignęła się po ostatnim porodzie.

Można się martwić, można nie martwić, ale pięcioro dzieci zostało. Najstarszy, Kuba, miał dziewięć lat. Jurek siedem. Bliźniaki Tomek i Staś po cztery. A najmłodsza, długo wyczekiwana córeczka, Hania, zaledwie trzy miesiące

Nie ma czasu w smutek, gdy dzieci proszą o jedzenie. A gdy już je uśpi, o północy siedzi w kuchni i pali papierosa za papierosem

Na początku Eliasz radził sobie sam, jak mógł. Czasem przyjeżdżała szwagierka, trochę pomogła. Więcej rodziny nie mieli. Chciała zabrać Tomka i Stasia, mówiąc, iż będzie mu lżej. Potem przyszli jeszcze ludzie z opieki społecznej.

Proponowali oddać wszystkie dzieci do domu dziecka. Eliasz nie zamierzał nikomu oddawać swoich. Jak to swoje dzieci komuś dać? I jak potem żyć? Ciężko, oczywiście, ale co robić? Rosną powoli, w końcu wyrosną.

Starszym czasem zdążył sprawdzić lekcje. Z Hanią było najwięcej kłopotu, to jasne. Ale Kuba i Jurek jakoś pomagali.

No i pielęgniarka środowiskowa, Nina Janówna, często przychodziła, dbała. Pewnego dnia obiecała Eliaszowi przysłać nianię. W końcu mężczyźnie z niemowlęciem nie jest łatwo. Mówiła, iż dziewczyna dobra, pracowita. W szpitalu jako opiekunka pracuje.

Własnych dzieci nie ma, jeszcze nie zamężna. Ale braci i siostry wychowywała, z dużej rodziny była, z sąsiedniej wsi. I tak pojawiła się u nich w domu Ludka.

Niewysoka, krępa, o okrągłej twarzy, z niemodnym warkoczem do pasa. I małomówna. Nie powie niepotrzebnego słowa. A jednak wszystko w domu Eliasza się zmieniło. Chatka zajaśniała wszystko umyte, wyczyszczone.

Ubranka dziecięce połatała, wyprała. I o Hanię zdążyła zadbać, i ugotować, usmażyć. W szkole i przedszkolu od razu zauważono zmiany. Dzieci czyste, zadbane, guziki już nie przyszyte czarną nitką na biało, łokcie nie wytarte.

Pewnego dnia Hania zachorowała, dostała gorączki. Lekarka powiedziała, iż wyzdrowieje, byle był dobry opiekun. Więc Ludka noce spędzała przy niej, sama ani razu się nie położyła. Wychowała dziewczynkę. I jakoś tak niepostrzeżenie została w domu Eliasza

Młodsi już zaczęli wołać ją mamo, stęsknieni za matczyną czułością. A Ludka nie skąpiła pieszczot. I pochwali, i po główce pogłaska. I przytuli. No bo dzieci to dzieci

Starsi, Kuba i Jurek, początkowo się wstydzili, nie nazywali jej w żaden sposób. A potem zaczęli mówić po prostu Ludka. Ani niania, ani mama po prostu Ludka. Żeby pamiętać, iż mieli swoją mamę No i wiekiem ledwie mogłaby być ich matką.

Rodzina Ludki była przeciw.

Po co sobie taki ciężar na kark wieszasz? Chłopców w wiosce mało?

Chłopcy są odpowiedziała ale Eliaszowi szkoda A dzieciaki już się przyzwyczaiły, teraz szukać kogoś innego

I tak żyli. Piętnaście lat minęło jak z bicza strzelił Dzieci się uczyły, rosły. Nie zawsze gładko zdarzało się, iż i narozrabiali. Eliasz się złościł, po pas sięgał. A Ludka go szarpnęła, mówiąc: Poczekaj, tato, najpierw trzeba sprawę wyjaśnić.

I pokłócą się, i pogodzą, bywało. Tak iż już nikt na wsi nie mówił na nią Ludka. Nazywali ją Ludmiła Janówna, szanowali. Kuba w tym roku już był żonaty, pierwszego dziecka się spodziewali.

Młodzi żyli osobno, Kuba w PGR-ze pracował. I nie byle jakim mechanizatorem był co rok to nagroda, to dyplom. Jurek w mieście kończył studia, Ludka szczególnie nim się chwaliła syn będzie inżynierem.

Wszystko razem robili i psocili w dzieciństwie, i stawali murem za siebie, gdy trzeba. Hania do dziewiątej klasy przeszła, też była dumą Ludki. I śpiewać, i tańczyć mistrzyni, żadne święto bez niej.

A Eliasz po raz kolejny myślał, jak dobrze Nina Janówna mu żonę wybrała Tego lata Ludka jakoś poczuła, iż coś jest nie tak z jej ciałem, iż coś niedobrego. Nigdy nie chorowała, a tu nagle w oczach się ćmi, mdłości

Eliasza z jego papierosem zaczęła z chaty na ganek wyganiać, źle się czuła. Myślała, iż przejdzie, ale nie. Musiała w końcu do lekarza iść.
Wróciła do domu cicha i zamyślona. Na pytania Eliasza machnęła ręką, mówiąc, iż to nic, wszystko w porządku.

Ale wieczorem, gdy wszyscy zasnęli, zawołała Eliasza na ganek.

Usiądź, tato, trzeba pogadać Wiesz, co mi lekarz powiedział? Będę miała dziecko Za późno już coś robić, trzeba zostawić Powiedziała i zakryła twarz rękami. Wstyd, oto wstyd

Eliasz po prostu zdziwił się na tę wiadomość. Tyle lat nie było dzieci i proszę!

Jaki wstyd, mamo, starsi już prawie pouciekali, we dwoje, czy co, zostaniemy? Widzisz, natura wszystko dobrze ustawiła! Znaczy, będziemy się przygotowywać!

Jak dzieciom powiedzieć? Powiedzą, stara już, a tu jeszcze to

Jaka stara? Trzydzieści dziewięć, toż to nie wiek!

Oj, nie wiem, co robić, co robić Wstyd

Dobrze. Ja sam powiem. Jutro powiem. Akurat wszyscy się zbiorą.

I powiedział. Gdy tylko zasiedli do stołu, tak im oznajmił. Że, moi kochani, niedługo będziecie mieli jeszcze brata. Albo siostrę. Ot, tak.

Ludka spuściła głowę, w talerzu coś niby wypatrywała, zaczerwieniła się aż po łzy.

Kuba, który z okazji niedzieli z młodą żoną u nich gościł, tylko się zaśmiał.

Super, mamo! Brawo! To razem z moim niech się rodzą! Będzie im raźniej rosnąć!

Tomek też się ucieszył:

Dawaj, mamo! Jeszcze brat potrzebny!

A Staś zaprotestował:

Nie Dziewczynkę. Bo chłopców u nas dużo, a dziewczynka jedna. Rozpieszczona księżniczka

Hania tylko spojrzała na Stasia.

Rozpieszczona Ty rozpieszczałeś? Oczywiście, dziewczynkę, mamo! Ja jej wstążki będę wiąza

Idź do oryginalnego materiału