Nazywam się Halina Bogumiła. Mam sześćdziesiąt trzy lata. Przez całe życie starałam się być dobrą matką, bez zarzutu, nie wtrącałam się w cudze sprawy i nie udzielałam rad, jeżeli nikt mnie o nie nie prosił. ale najwyraźniej to właśnie ta postawa okazała się moją zgubą. Dziś znalazłam się w sytuacji, której nie życzyłabym choćby wrogowi: synowa wypowiedziała mi wojnę, a syn odwrócił się ode mnie, jakbym przestała istnieć. Wszystko przez jeden dzień, jedno dziecko… i moją odmowę.
Gdy Wojtek, mój jedyny syn, oznajmił, iż się żeni, ucieszyłam się. Miał już wtedy trzydzieści lat – czas zakładać rodzinę, mieć dzieci. Modliłam się, by spotkał porządną dziewczynę, z którą mógłby dzielić życie. Pierwsze wrażenie o Wandzie, jego narzeczonej, było całkiem dobre: cicha, sympatyczna, wydawała się spokojna. Choć miała już syna z poprzedniego małżeństwa. Pomyślałam jednak – to nie moja sprawa, ważne, żeby Wojtek był szczęśliwy.
Po ślubie Wanda zaszła w ciążę. Ciąża była ciężka, niemal całe dziewięć miesięcy spędziła w szpitalu. Jej starszy syn w tym czasie mieszkał raz u ojca, raz u babci ze strony matki. Nie mieszałam się w ich sprawy, nie narzucałam pomocy – nikt mnie też nie prosił. Wnuczka, który urodził się już w nowym małżeństwie, zobaczyłam dopiero pięć miesięcy po porodzie. Wcześniej dzwoniłam, pytałam – jak dziecko, jak Wanda. Odpowiedzi były grzeczne, ale chłodne.
Na „powitanie” przyjechałam z prezentami – i dla wnuczka, i dla starszego syna Wandy. Przyjęła je bez entuzjazmu. Chłopiec choćby nie podziękował. Nie obraziłam się, pomyślałam, iż po prostu jest nieśmiały. Na odchodnym powiedziałam Wandzie: jeżeli będą potrzebować pomocy, niech tylko dadzą znać.
Minęły dwa tygodnie – Wanda zadzwoniła. Okazało się, iż rozbolał ją ząb, a teściowa nie mogła przyjechać. Poprosiła, żebym została z dziećmi. Nie odmówiłam. Przyjechałam, wysłuchałam krótkich instrukcji i zostałam sama z niemowlakiem oraz jej synem z pierwszego małżeństwa.
Od pierwszych chwil starszy chłopiec dał mi do zrozumienia, iż jestem tu intruzem. Ignorował moje słowa, nie reagował na wołanie, kategorycznie nie chciał się ze mną bawić. Potem zaczął grzebać w mojej torebce. Delikatnie, bez krzyku, zwróciłam mu uwagę. Na co on odparł: „To mój dom! Robię, co chcę!” – i kopnął mnie w nogę. Spróbowałam go upomnieć – uciekł do pokoju by po chwili wrócić z pistoletem na wodę i zacząć oblewać mi twarz. Cierpliwość mi pękła. Odebrałam mu zabawkę i stanowczo przemówiłam do rozumu.
Później Wanda poprosiła, żebym go nakarmiła. ale ledwo postawiłam talerz z zupą, zaczął nią pluć, rozmazując jedzenie po stole i ścianach. Byłam w szoku. Nie przez kaprysy – dzieci bywają różne. Ale przez zupełny brak poszanowania dla granic i dla drugiego człowieka. Nikt mi nie mówił, iż chłopiec ma problemy, sądziłam, iż jest zdrowy. ale zachowywał się nienormalnie. Gdy Wanda wróciła, zapytałam wprost: „Twój syn jest psychicznie zdrowy?”
Spojrzała na mnie jak na wariatkę i spokojnie odrzekła: „Wszystko z nim w porządku”. Powiedziałam, iż nigdy więcej nie zostanę sama z jej synem, bo mnie bił, nazywał, oblewał wodą i grzebał w moich rzeczach. Usłyszałam w odpowiedzi: „Powinnaś była znaleźć do niego sposób!”
Po tym wyszłam. Synowa zerwała kontakt. A gdy spytałam syna, kiedy znowu zobaczę wnuka, zachował się niepewnie i odparł: „Porozmawiaj z Wandą”. I podał jej telefon. ale ona nie chciała ze mną rozmawiać. Przez Wojtka przekazała, iż nie zamierza „obarczać mnie kontaktem z jej niegrzecznym dzieckiem”.
Potem syn wysłuchał mojej wersji – opowiedziałam wszystko, jak było. ale najwyraźniej Wanda zdążyła przedstawić mu inną historię. Stwierdził, iż musi „wszystko przemyśleć” – i więcej nie zadzwonił.
Teraz ja, babcia, nie mam prawa widywać wnuka. Wszystko dlatego, iż nie chciałam być darmową nianią dla dziecka, które nie uznaje żadnych zasad. Gdyby Wanda choć raz zwróciła mu uwagę, wytłumaczyła, iż nie wolno bić dorosłych ani grzebać w cudzych rzeczach, może nie doszłoby do tego konfliktu. Zamiast tego – milczenie i wykluczenie.
Nie chciałam kłótni. Nie pragnęłam waśni. ale nie zamierzam się upokarzać ani uginać. Jestem matką. Jestem babcią. I zasługuję choć na odrobinę szacunku.