„Niczego nie wiem, w rubryce «ojciec» figuruje Pan, niech Pan odbierze bliźnięta!”
Trzy lata po rozwodzie nagle zostałem ojcem nowo narodzonych chłopców. Sam sobie winien, formalności rozwodowych zaniedbałem! ale okazało się to szczęściem w nieszczęściu…
Z Dorotą byliśmy małżeństwem dziesięć lat. Mieliśmy dwie córki prawie w tym samym wieku, Katarzynę i Anielę. Życie toczyło się niby zwyczajnie: dzień w pracy, wieczór dla rodziny, jednak nasza matka zaczęła coraz częściej gdzieś zaniedbywać powrót. To do koleżanki wpadła, to w sklepie kolejka, to w pracy zaległości… W końcu donieśli mi życzliwi, iż Dorota ma kochanka.
Naturalnie, nie zwlekałem i wyraziłem pretensje. Dorota od razu przeszła do obrony, a najlepszą obroną jak wiadomo jest atak. Brakowało jej mojej uwagi, przestała czuć się kobietą, byt pożerał jej czas, a dziewczynki cóż, one podobno kochały tylko mnie… Wykrzyczała to wszystko i oświadczyła, iż odchodzi do kochanka. I odeszła, naprawdę odeszła, zostawiając córki ze mną.
Katarzyna i Aniela długo nie mogły pojąć, gdzie podziała się mama, ale z czasem przywykły. Właśnie wtedy zaproponowano mi przenosiny do drugiego miasta, bym objął kierownictwo nowego oddziału. Zgodziłem się. gwałtownie spakowaliśmy się z dziewczynkami i wyjechaliśmy, nie zdążywszy jednak formalnie rozwieść się z Dorotą.
W nowym miejscu pracy poznałem porządną kobietę. Marianna była w moim wieku i także samotnie wychowywała dwie córki. Nie namyślając się długo, zamieszkaliśmy razem, tworząc wielką rodzinę. Nasze dzieci były prawie rówieśniczkami, wieczorami w domu panował nieustanny gwar: dziewczęta to wesoło się wspólnie bawiły, to znów coś dzieliły między sobą istny żłobek, na Boga! Z Marianną nie mogliśmy nacieszyć się dziewczętami, potajemnie jednak próbowaliśmy spłodzić wspólnego syna. Niestety, nic z tego.
W dniu tego dziwnego telefonu żyliśmy z Marianną już dwa lata i zaczęliśmy tracić nadzieję na syna… Cóż, nie dane nam, wychowamy dziewczynki. Ale wracając do telefonu.
Po numerze na wyświetlaczu poznałem, iż dzwonią z rodzimego miasta:
Wincenty Marecki?
Tak, Tak, słucham.
Mam dla Pana złą wiadomość… Pańska żona, Dorota Nowakowska, niestety nie odzyskała przytomności i dziś zmarła. Proszę przyjechać po dzieci, wypisują je jutro, a co dalej z Dorotą Nowakowską, wyjaśnimy Panu właśnie jutro.
To jakiś żart? Nie widziałem Doroty Nowakowskiej trzy lata, a nasze dzieci są teraz przy mnie.
Nic o tym nie wiem, w rubryce «ojciec» figuruje Pan, niech Pan odbierze bliźnięta!
Po drugiej stronie słuchawki rozległ się sygnał. Zaskoczony sprawdziłem numer telefonu przez internet: to był rzeczywiście miejski szpital rodzinny z mojego miasta.
Marianna patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, słyszała całą rozmowę. gwałtownie spakowaliśmy się, zawieźliśmy dziewczęta do babci z dziadkiem i pojechaliśmy wyjaśnić, co się stało z moją byłą.
Przed szpitalem spotkaliśmy koleżankę Doroty. To ona opowiedziała nam, iż kochanek porzucił moją eksżonę zaraz, gdy powiadomiła go o ciąży. Ciąża przebiegała u Doroty ciężko, w końcu wydarzyło się coś bardzo złego… Dzieci uratowano od razu, ale ich matka zapadła w śpiączkę i po kilku dniach jej zabrakło. Bliźnięta trzeba było zarejestrować po urodzeniu, a matka w takim stanie nie mogła podać aktualnych danych, więc wpisano je zgodnie z danymi z USC, gdzie wciąż figurowałem jako jej mąż, automatycznie stając się ojcem dzieci.
Koleżanka Doroty, płacząc, obiecała pomoc w razie potrzeby i odeszła, a Marianna stała przy mnie dziwnie mocno ściskając moją dłoń.
Maryś, co ci jest?
Wicek, przecież… weźmiemy ich do siebie, prawda?
Widać było, jak Marianna ze wszystkich sił powstrzymuje euforia i uśmiech.
Kogo? Bliźniaków?
Tak, tak, tak… No proszę! A nagle naszych własnych nigdy nie doczekamy, a tu od razu dwóch, gotowych…
Maryś, to nie zabawki, żeby tak o nich… Sam nie wiem…
Wicek, mówię całkiem poważnie! A dziewczyny jak się ucieszą! Twoje są z nimi w połowie rodzonym rodzeństwem… No, Wicek…
Krótko mówiąc, nie oprzeć się. Zabraliśmy bliźniątka, Dorotę Nowakowską odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku, jak należy.
Dziewczyny wprost piszczały z radości, iż przywieźliśmy im braci, i ciągle się dziwiły, jak to przegapiły, iż ciocia Marysia ma tyci brzuszka! Życie w domu nabrało jeszcze większego tempa, a my z Marianną, ch
Chociaż serce ściskało się na myśl o Oli, uznałem, iż te dwa małe skarby to dar losu, który przyjąłem z wdzięcznością, a szczęście Anety i piski dziewczynek nad kołyską utwierdziły mnie, iż byliśmy sobie przeznaczeni.