Niespodziewane Szczęście

polregion.pl 3 godzin temu

NIECZĘSTY DAR

Na uniwersytecie nikt z kolegów nie wiedział i nie uwierzyłby, iż mąż profesor Weroniki to zagorzały alkoholik. To był jej smutny sekret i gorzka dola.

Weronika wykładowczyni, doktor habilitowana i kierowniczka katedry. W pracy ceniono ją jako specjalistkę. Miała nieskazitelną opinię. Wszyscy uważali, iż Weronika to kobieta spełniona. W każdym calu. Jakżeby inaczej? Mąż często czekał na nią przed uczelnią, by pod rękę wracać do domu.

Ach, pani profesor, co za szczęściara z takim mężem! Przystojny, troskliwy, inteligentny zachwycały się młodsze koleżanki.

Oj, dziewczyny, nie zazdrośćcie! broniła się Weronika.

Tylko ona wiedziała, co jej inteligent wyprawiał w domu. Krzysztof (mąż) upijał się do nieprzytomności. Wracał, a raczej wlewał się do domu, brudniejszy od błota. Nie było w nim wtedy śladu człowieczeństwa. Nie trafiłby kluczem do zamka, więc dzwonił, walił się w przedpokoju i zasypiał snem kamiennym. Weronika otwierała drzwi, wciągała męża ze słowami a toć mnie pech trafił, kiedyż ty się w końcu urżniesz, nie mam już sił itd., nakrywała go kocem (żeby nie zmarzł) i wracała do pisania habilitacji. Zostawiała też przy nim litrowy kubek wody, bo inaczej budził cały dom wrzaskiem:

Wera! Pić, pić!

Rano Weronika, szykując się do pracy, zwyczajnie przestępowała przez śpiącego w przedpokoju męża, wychodziła i zamykała drzwi. Na uniwersytecie siała rozumne, dobre, wieczne. Ten spektakl mógł trwać tydzień, miesiąc

Aż któregoś dnia Krzysztof stawał na schodach uczelni jak gdyby nigdy nic trzeźwy, wyprasowany i uśmiechnięty. Gdy Weronika wychodziła otoczona kolegami, podbiegał do niej, całował w policzek i pytał:

Jak dzień, Weruniu?

Normalnie, Krzysiu. Chodźmy do domu wzdychała nieznacznie Weronika.

A koledzy z rozczuleniem patrzyli za tą uroczą parą.

Ależ pani profesor ma szczęście do męża mówili.

Gdy tylko małżonkowie przekraczali próg mieszkania, Weronika milkła. Tak się mściła. Wiedziała, iż milczenie to potężna broń. Krzysztof nie znosił tej oskarżycielskiej ciszy. Z czasem się jednak przystosował odprowadzał żonę i natychmiast uciekał w interesach. Pić nie przestawał.

Weronika i Krzysztof byli małżeństwem 28 lat. Miłość mieli wzajemną, gorącą i, zdawało się, wieczną. A potem rozleciała się jak puch z poduszki. I tych lekkich piórek już nie złapiesz, nie zbierzesz z powrotem.

Na początku nie mogli doczekać się dziecka. Weronika bardzo to przeżywała. Uważała, iż rodzina bez dzieci jest niepełna, pusta. W końcu urodził się synek. Dla Weroniki stał się sensem życia.

Potrzeb było mnóstwo, a pieniędzy brakowało. Krzysztof wszystkie obowiązki zrzucił na żonę. Jego jedyną troską było schować przyniesiony alkohol i popijać go ukradkiem.

Weronika padała wieczorami ze zmęczenia. Nie od razu więc odkryła mężowe grzechy. Nie miała kiedy. Była wtedy młoda i naiwna. Żadnej życiowej mądrości Gdy znalazła butelkę wódki na balkonie, zdziwiła się:

Krzysiu? Czyje to?

Zgadnij zażartował Krzysztof.

Była awantura. Potem kolejna i kolejna Łzy, prośby, groźby Znany scenariusz.

Mijały lata. Krzysztof raz zyskiwał pracę, raz tracił. Wszystkiemu winna była jego niepohamowana żądza picia. Nie było w nim nadziei. Weronika nie myślała o rozwodzie. Zawsze pamiętała słowa matki:

Córeczko, za mąż wychodzi się raz! Pierwszy mąż od Boga, drugi od diabła. Niech i słomiany, byle mąż. I ojca dziecko nie znajdzie lepszego.

Weronika bała się pomyśleć o mężu od diabła

Zapracowała na karierę. Liczyć mogła tylko na siebie. Przywykła do takiego męża. Znała na pamięć ten spektakl pt. Mąż w ciągu. Żal jej go było. I tyle. W sercu wyschło wszystko, umarło.

Jedyną euforią Weroniki był syn Janek. Wyrosnął na przystojnego chłopaka. Pierwszą miłość znalazł w 14 lat. Drugą w 19, trzecią w

Janek okazał się zbyt kochliwy. Weronika się martwiła. Ledwo przyzwyczaiła się do kolejnej wybranki syna, a on już przyprowadzał nową. Jedna dziewczyna została na pięć(!) lat. Weronika zdążyła pokochać Olę, nazywała ją synową. Całej rodzinie przedstawiali ją jako żonę Janka. Mieszkali razem: Krzysztof, Weronika i syn z Olą. Weronika napomykała o wnukach. Mówiła, iż ślub by się przydał, a i o potomkach czas pomyśleć. Ola wzruszała ramionami:

Ja się od dawna zgadzam, ale Janek jakoś się ociąga

Weronika do syna:

Synku! Niedługo emerytura. Chcę niańczyć wnuki!

Janek milczał zagadkowo. A potem Ola zniknęła. Weronika wróciła z pracy i nie zobaczyła rzeczy synowej.

Wieczorem Janek przedstawił rodzicom Kasię.

Dziewczyna miała nie więcej niż 18 lat.

Kasia będzie z nami mieszkać. Kochamy się zaskoczył Janek.

A gdzie Ola? Janek, nie pozwolę wam tu żyć! Wróć Olę! nie dawała za wygraną Weronika.

Janek z dziewczyną wyszli obrażeni.

Dopiero teraz Weronika zrozumiała, jak bardzo jej brakuje Oli. Pięć lat razem. Niemało. Ola kochała Janka. Nie dało się tego nie zauważyć. Czegóż więcej potrzeba matce? A tu proszę

Jak Jankowi przyszło do głowy przyprowadzić tę wróblicę? Kasia? I takiej nie wpuszczę! Weronika burzyła się. No cóż, jaki kobieciarz ze mnie syn. I w kogo taki? Dzięki Bogu, iż nie pije jak ojciec pocieszała się.

Po miesiącu Janek wrócił. Sam. Bez Kasi, bez Oli, bez kogokolwiek. Weronika ucieszyła się, ale spytała:

Janku, a gdzie twoja nowa miłość?

Powiedziała, iż nie dla takiego osła ta jagoda rosła! Za stary jestem zaśmiał się JanekWeronika spojrzała na zegarek, uśmiechnęła się do siebie i pomyślała: „No cóż, życie potrafi zaskakiwać ale w końcu zawsze znajdzie się ktoś, komu można podać kubek wody.”

Idź do oryginalnego materiału